W wyborach bierze udział 225 kandydatów (choć zarejestrowano ich więcej: 233), w tym przedstawiciele partii politycznych nazywanych systemową opozycją: Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej (KPRF), Sprawiedliwej Rosji i kierowanej przez Władimira Żyrinowskiego Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR). Wśród kandydatów są też przedstawiciele opozycji antykremlowskiej - partii Jabłoko. Swoich przedstawicieli wystawiły na wybory również partie: Rodina (Ojczyzna), rywalizujące z KPRF ugrupowanie Komuniści Rosji, partia Zieloni i Partia Wzrostu.
Rządząca Jedna Rosja nie wystawiła oficjalnie swoich kandydatów; popierani przez władze pretendenci startują jako kandydaci niezależni. Zdaniem wielu obserwatorów decyzja, by zrezygnować z partyjnego szyldu Jednej Rosji, związana była ze spadającymi od ponad roku notowaniami partii władzy. Postawiono m.in. na osobistości znane z mediów i osoby publiczne: sportowców, aktorów i naukowców. Niezależny portal Meduza zapewniał, że wspieranym przez merostwo kandydatom pozwolono na ukrywanie ich związku z Jedną Rosją.
Choć Moskwa ma ogromne znaczenie jako stolica i odrębny podmiot Federacji Rosyjskiej, to moskiewska Duma nie ma znaczących kompetencji i w małym stopniu wpływa na decyzje mera. Dopiero fala protestów, ocenianych jako największe w Rosji od 2012 roku, wywołała zainteresowanie wyborami na tym szczeblu. Jeszcze na początku lipca w sondażu ośrodka WCIOM 89 proc. mieszkańców Moskwy wskazało, że temat wyborów ich nie interesuje, 44 proc. zadeklarowało, że weźmie udział w głosowaniu, a 29 procent nie podjęło wtedy jeszcze decyzji.
Protesty opozycji rozpoczęły się w lipcu, gdy okazało się, że komisje wyborcze nie zarejestrowały wielu niezależnych kandydatów zaproponowanych przez różne grupy opozycji antykremlowskiej. Ubiegali się oni o kandydowanie w poszczególnych jednomandatowych okręgach wyborczych w stolicy (jest ich łącznie 45) i w celu zarejestrowania kandydatur musieli zebrać podpisy 3 proc. wyborców w danym okręgu (jest to średnio ok. 5 tys. osób). Taki wymóg obowiązuje kandydatów niezależnych i reprezentantów partii pozostających poza parlamentem.
Komisje wyborcze zakwestionowały prawdziwość wielu podpisów i powołały się na błędy w nazwiskach i danych adresowych. Opozycjoniści uznali te zarzuty za niesprawiedliwe i oskarżyli komisje o celowe eliminowanie ich z wyborów. Przedstawiciele komisji, w tym szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Ełła Pamfiłowa, zapewniają, że rejestrowanie kandydatów odbyło się zgodnie z prawem. Eksperci ruchu Gołos, monitorującego wybory w Rosji, oceniali w ostatnich dniach, że coraz więcej argumentów przemawia za tezą, iż w przypadku części kandydatów negowano prawidłowe podpisy, a wobec innych kontrola była jedynie pobieżna.
Do głosowania ostatecznie nie zostali dopuszczeni m.in. były parlamentarzysta Dmitrij Gudkow, dawny współpracownik Borysa Niemcowa Ilja Jaszyn i Lubow Sobol, współpracująca z Aleksiejem Nawalnym.
Również w poprzednich wyborach, przed pięcioma laty, na liście kandydatów zabrakło opozycjonistów: nie zdołali oni zebrać wystarczającej liczby podpisów, ale wówczas nie doprowadziło to do protestów. Teraz tłem dla głosowania w Moskwie jest rosnące niezadowolenie społeczne, widoczne już podczas zeszłorocznych wyborów regionalnych w Rosji. Konflikt wokół wyborów do moskiewskiej Dumy rozgrywa się przy dość wysokim poparciu dla mera Siergieja Sobianina. Według sondażu niezależnego Centrum Lewady z maja Sobianin cieszy się poparciem 57 proc. mieszkańców rosyjskiej stolicy.
Na dwa dni przed wyborami apele o głosowanie pojawiły się w wielu mediach; o wyborach przypominają rozlepione w miejscach publicznych plakaty. Wybory zbiegają się z Dniem Miasta i licznymi zapowiedzianymi na weekend atrakcjami dla mieszkańców. Na obchody Dnia Miasta (w tym roku - 872-lecia założenia Moskwy) merostwo wyda około 407,5 mln rubli (ok. 6,1 mln USD) z miejskiego budżetu, przy czym jest to kwota najniższa od pięciu lat.