"Od momentu, kiedy w 2016 roku zaczęło obowiązywać unijno-tureckie porozumienie dotyczące migrantów, było ono ostro krytykowane. Zarówno przez lewicę, jak i prawicę" - pisze "FAZ", zwracając uwagę, że zerwania umowy domaga się w Niemczech zarówno postkomunistyczna partia Lewica, Zieloni, jak i największa partia opozycyjna w Bundestagu populistyczno-narodowa AfD.
"Motywy krytyków są różne, ale argumenty często podobne: przez porozumienie Bruksela zdała się całkowicie na prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana i uczyniła go strażnikiem bram do Europy w kryzysie migracyjnym. Tym samym uzależniła się od niego i stała się podatna na szantaż" - relacjonuje "FAZ" i zastrzega, że taki stan rzeczy nie ma nic wspólnego z Erdoganem, tylko wynika z geografii.
Nawet gdyby UE zdecydowała się na zerwanie umowy, to pewnych uwarunkowań nie da się zmienić: Turcja nadal pozostałaby sąsiadem zarówno Syrii, jak i UE; nadal udzielałaby schronienia największej liczbie uchodźców na świecie i wciąż byłaby krajem tranzytowym dla milionów migrantów z Iranu, Azji Południowej i Afryki - konstatuje dziennik.
"Bez porozumienia Erdogan nie miałby już powodu powstrzymywać migrantów. Gdyby nagle zabrakło unijnych środków na utrzymanie około 3,6 mln syryjskich uchodźców, wielu z nich wyruszyłoby w stronę Europy" - przewiduje "FAZ" i stwierdza, że prezydencka Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) przegrała w tym roku wybory komunalne w Stambule m.in. z powodu niezadowolenia mieszkańców metropolii nad Bosforem z polityki migracyjnej. Wielu Turków czuje się bowiem zagrożonych przez Syryjczyków w rywalizacji o miejsca pracy i mieszkania.
Zdaniem "FAZ" Europa nie będzie w stanie sama skutecznie chronić swoich granic, o ile nie sięgnie po środki używane przez Koreę Północną i nie zacznie strzelać do ludzi.
"Nawet gdyby liczba funkcjonariuszy Frontexu została zwielokrotniona, to mogliby oni jedynie przyjmować i rejestrować migrantów. Chyba że Europa chciałaby przestać stosować istniejące konwencje dotyczące praw człowieka. Obecnie w UE nie ma na to jednak większości" - ocenia gazeta z Frankfurtu.
Zamiast zatem narażać na szwank porozumienie, którego wypowiedzenie nie zmieniłoby uwarunkowań geograficznych, ani nie przekierowałoby prądów migracji w inną stronę, należy starać się o utrzymanie układu - konkluduje "FAZ".
Właśnie w tym celu szef niemieckiego MSW Horst Seehofer, znany ze swojej niechęci do podróży zagranicznych, udał się w czwartek do Turcji, a w piątek do Grecji.
"Sytuacja z 2015 roku nie może się powtórzyć" - napisał na Twitterze przed wylotem, a w Ankarze dziękował gospodarzom. "Turcja wykonała znakomitą robotę dla regionu i całej Europy. Dziękuję za to tureckiemu rządowi i mieszkańcom Turcji" - czytamy na profilu niemieckiego MSW.
Podczas rozmów ze swoim tureckim kolegą Sueleymanem Soylu Seehofer zapewnił, że zależy mu na wzmocnieniu porozumienia dotyczącego migrantów i że UE jest gotowa zwiększyć swoje wsparcie, tam gdzie będzie to konieczne.
Układ z wiosny 2016 roku przewiduje, że Grecja może odsyłać z powrotem ze swoich wysp migrantów, którym udało się tam dotrzeć z Turcji. UE z kolei zobowiązała się przeznaczać środki finansowe na utrzymanie migrantów w Turcji.
W ostatnich miesiącach liczba migrantów przybywających z Turcji na greckie wyspy wyraźnie wzrosła. Z kolei prezydent Erdogan wielokrotnie powtarzał, że pomoc unijna jest niewystarczająca i groził, że przestanie przestrzegać umowy.