"Konstytucja zabrania Władimirowi Putinowi kandydować po raz trzeci z rzędu" - ubolewają panie w swoim oświadczeniu, które cytuje agencja Interfax. Dlatego, aby uniknąć ryzyka związanego z oddaniem władzy komuś, kto mógłby zaprzepaścić zdobycze epoki putinizmu, w wyborach powinna wystartować małżonka obecnej głowy państwa. "Ludmiła Putin to nie tylko żona prezydenta, ale także polityk z autorytetem i działaczka społeczna" - przekonują inicjatorki pomysłu. Dowodem jej wysokich kompetencji ma być m.in. to, że "uczestniczy w międzynarodowych konferencjach".

Reklama

Kobiety konstatują, że "Rosja zasługuje na to, aby rządziła nią mądra i odpowiedzialna kobieta".

Czy Ludmiła Putin może rzeczywiście za taką uchodzić? Trudno stwierdzić z całą pewnością, ponieważ do niedawna - oprócz posłusznego dreptania obok małżonka podczas oficjalnych spotkań - nie uczestniczyła w życiu publicznym. Rosyjskie gazety z dziką satysfakcją donosiły na przykład, że fotoreporterom udało się przyłapać ją podczas rozwieszania skarpetek na podwórku prezydenckiej rezydencji. Władimir Putin reprezentujący tradycyjne podejście do podziału ról w małżeństwie wolał bowiem, aby nieco przysadzista i zwykle kiepsko ubrana Ludmiła Aleksandrowna zajmowała się domem i wychowaniem ich dwóch córek.

Ku zaskoczeniu Rosjan kilkanaście miesięcy temu pani Putin zaczęła się sprawdzać w nowej roli - założyła Centrum Rozwoju Języka Rosyjskiego. Wciąż jednak odmawia komentarzy na temat swojego politycznego zaangażowania. Nie wypowiada się ani na temat dalszych rządów małżonka, ani na temat spekulacji dotyczących jej ewentualnej kariery politycznej, które pojawiały się w rosyjskich mediach. Jak dotąd nie odniosła się również do plotek o tym, że ma zostać medialną twarzą partii Sprawiedliwa Rosja. Nie zareagowała też, gdy kilka miesięcy temu jeden z prominentnych rosyjskich polityków jako pierwszy zaproponował, aby poważnie pomyślała o prezydenturze.

Reklama

Sam pomysł jest jednak jak najbardziej na czasie. W Rosji, którą czekają po kolei wybory parlamentarne i prezydenckie, aż wrze od spekulacji na temat przyszłych konfiguracji na szczytach władzy. Kremlowska wierchuszka kombinuje, jak zapewnić Władimirowi Putinowi pozostanie politycznym numerem jeden, a kto żyw stara się za wszelką cenę podczepić pod ekipę prezydenta. Rosyjska kampania wyborcza przebiega więc pod hasłem: "Prezydencie, zostań z nami". Gdyby głową państwa została jego żona, Władimir Putin nie miałby wyboru.