"To klęska narodowa" - załamuje ręce Mohammad Abdur Roba, szef Komitetu Czerwonego Półksiężyca Bangladeszu, organizacji humanitarnej, która pomaga ofiarom żywiołu.

Ratownicy wciąż nie dotarli do wielu rejonów na południu kraju, odciętych od świata przez powodzie i zwalone drzewa. Dlatego przypuszczają, że należy spodziewać się nawet 10 tysięcy zabitych. Tym bardziej, że huraganowy wiatr, wiejący z prędkością 250 kilometrów na godzinę, zmiatał całe wsie i miasteczka.

Reklama

"Wyrażając głębokie kondolencje dla rodzin i całego narodu, tak bardzo mi drogiego, kieruję apel o międzynarodową solidarność, z którą już pospieszono w potrzebie" - zwracał się do wiernych papież Benedykt XVI w czasie modlitwy Anioł Pański w Watykanie. Bangladesz potrzebuje koców, żywności i - co najważniejsze - czystej wody. Lada dzień na południu może wybuchnąć epidemia.

Ten kraj już wiele razy zmagał się z niszczycielskim żywiołem. Cyklon Sidr nie jest wyjątkiem. W 1970 roku w podobnym cyklonie zginęło ponad pół miliona osób, a w 1991 roku wielka fala, którą spowodował silny wiatr, zabiła około 140 tysięcy mieszkańców Bangladeszu.

Reklama