Planu wycofania okrętów klasy Freedom z serii Littoral Combat Ships (LCS) bronił w środę szef operacji morskich US Navy adm. Michael Gilday. Według niego montowany na tych jednostkach system do zwalczania okrętów podwodnych „nie sprawdził się technicznie”.

Reklama

Odmawiam wydawania choć jednego kolejnego dolara na system, który nie byłby w stanie śledzić wysokiej jakości okrętu podwodnego w dzisiejszym środowisku – powiedział Gilday, szacując, że wycofanie dziewięciu jednostek pozwoli marynarce zaoszczędzić 391 mln dolarów w budżecie na rok podatkowy 2023.

To jednak zaledwie ułamek kwoty, jaką pochłonęła budowa tych okrętów, która kosztowała 3,2 mld dolarów – podkreśla CNN. Według stacji plan wycofania okrętów oznacza przyznanie, że część spośród najnowszych jednostek amerykańskiej marynarki nie nadaje się do użycia we współczesnej wojnie.

Ostatnie słowo w sprawie losu okrętów będzie należało do amerykańskiego Kongresu, który wcześniej odmawiał już wycofywania okrętów ze służby. Uzyskanie zgody może być dodatkowo utrudnione, ponieważ kongresmeni są świadomi rosnącej liczby okrętów na wyposażeniu marynarki wojennej ChRL.

Latem ubiegłego roku wiceprezydent USA Kamala Harris złożyła wizytę na jednym z okrętów klasy Independence z serii LCS, który operował niedaleko Singapuru. Harris powiedziała, że jedną z misji marynarki USA jest „pomoc w gwarantowaniu pokoju i stabilności, swobody handlu i żeglugi”. Podkreśliła rolę okrętu w odpowiadaniu na wzrost wpływów Chin na zachodnim Pacyfiku.

Jednak, jak zaznacza CNN, okręty serii LCS borykały się z częstymi awariami, kwestionowano też ich ograniczone uzbrojenie. Zostały opracowane do działań na płytkich wodach, takich jak sporne Morze Południowochińskie, ale plan wycofania tak wielu jednostek w ciągu jednego roku można uznać za przyznanie, że się nie sprawdziły – twierdzi stacja.