Chodzi o Ukraińców węgierskiego pochodzenia, wziętych do niewoli przez siły rosyjskie i przekazanych stronie węgierskiej na początku czerwca w wyniku akcji koordynowanej przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną i wicepremiera Węgier Zsolta Semjena.

Reklama

Trasa turecka

Trasa turecka nie jest zaskoczeniem, ponieważ Rosja przeprowadzała wcześniej wymiany więźniów przez ten kraj – powiedział Andras Racz z Uniwersytetu Korwina w Budapeszcie, cytowany przez RWE.

Reklama

Jak podaje portal, grupa jeńców składała się z mężczyzn w wieku 19-23 lat, pojmanych w pobliżu miasta Kupiańsk w północno-wschodniej Ukrainie. Choć minister spraw zagranicznych i handlu Węgier Peter Szijjarto stwierdził, że "są oni wolnymi ludźmi i mogą się swobodnie poruszać", to według informacji RWE władze węgierskie miały wywierać na nich presję, aby nie wracali na Ukrainę.

Losy jeńców

Obecnie pięciu jeńców wróciło do swego kraju, a sześciu prawdopodobnie nadal przebywa na terytorium Węgier.

Wśród 11 jeńców o węgiersko brzmiących nazwiskach tylko jedna osoba mówiła w języku węgierskim – pisze RWE powołując się na swoje źródła. Petro Jacenko z ukraińskiego sztabu koordynacyjnego ds. jeńców wojennych powiedział portalowi, że osoby te są "obywatelami Ukrainy, którzy mają węgierskie pochodzenie, ale są przedstawicielami państwa i narodu ukraińskiego".

Akcja Cerkwi

Reklama

Na początku czerwca potwierdzono przekazanie Węgrom przez Rosję 11 jeńców – Węgrów z ukraińskiego Zakarpacia. Całą sprawę po stronie węgierskiej miał koordynować wicepremier Semjen, odpowiadający w rządzie za politykę i dyplomację kościelną. Powiedział on, że akcja uwolnienia jeńców "jest gestem Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej wobec Węgier".

Jednocześnie rząd w Kijowie nie był informowany o całej akcji, co wywołało protesty strony ukraińskiej, w tymi wezwanie węgierskiego charge d’affaires do ukraińskiego MSZ.

Z Budapesztu Marcin Furdyna