Globalna wojna o wpływy i zasoby trwa. Afryka jest w tej rywalizacji traktowana bardziej jak przedmiot sporu niż podmiot polityki międzynarodowej. Niestabilność polityczna umożliwia mocarstwom coraz bardziej bezwzględne rozpychanie się na tym wciąż niezagospodarowanym kontynencie, który pomimo olbrzymich zasobów naturalnych pozostaje najbiedniejszym rejonem świata. To właśnie bogactwa naturalne w pierwszej kolejności interesują globalnych graczy. Przewrót wojskowy w Nigrze to doskonały przykład chaosu, do jakiego prowadzą zewnętrzne ingerencje w tamtejszą politykę.
Zamach stanu w Nigrze ma potencjał wywołania konfliktu w Afryce Zachodniej. Obalonej władzy w Niamey pomoc zaoferowały kraje zrzeszone w ECOWAS, czyli Wspólnocie Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej. Zapowiedziały też wspólną interwencję zbrojną, jeśli do przyszłej niedzieli legalny prezydent Nigru nie zostanie przywrócony. Nie na rękę jest im powstanie kolejnej junty wojskowej w regionie. Jak można się domyślać, dwie inne tamtejsze junty, w Mali i Burkina Faso, patrzą na sprawę zgoła inaczej. Oba państwa zostały zawieszone w ECOWAS po przewrotach wojskowych, które obaliły legalne władze. Teraz Bamako i Wagadugu same chcą pomóc w powstaniu junty wojskowej u sąsiada. Wspólnie zadeklarowały, że potraktują interwencję zbrojną ECOWAS jak atak wymierzony również w nie.