Jak powiedzieli amerykańscy oficjele podczas briefingu dla prasy, nocne uderzenia na Jemen obejmowały szeroki zakres celów w kilku miastach przeciwko "zdolnościom rakietowym, radarowym i dronowym" jemeńskich rebeliantów. Dokonano ich za pomocą precyzyjnych pocisków wystrzeliwanych z amerykańskich okrętów podwodnych, nawodnych, a także z amerykańskich i brytyjskich myśliwców. Przedstawiciel Pentagonu nie zdradził liczby zniszczonych celów i rodzaju użytej amunicji, lecz zapowiedział, że szczegóły wkrótce przedstawi Centralne Dowództwo USA (CENTCOM).
"Nieoperacyjne wsparcie" wielu państw
Dodał też, że wsparcie udzielone przez Holandię, Australię, Bahrajn, Kanadę i Holandię było "nieoperacyjne". Państwa te, a także rządy Danii, Niemiec, Nowej Zelandii i Korei Południowej wydały tuż po ataku wspólne oświadczenie na temat ataków, deklarując przy tym, że jeśli Huti nie zaprzestaną dalszych ataków na statki "nie zawahają się przed obroną życia i ochroną wolnego przepływu handlu w jednym z najbardziej krytycznych szlaków morskich". Podobnie w osobnym oświadczeniu zapowiedział prezydent USA Joe Biden.
"To było znaczące działanie"
Według przedstawicieli władz w Waszyngtonie, choć uderzenie nie zniszczy wszystkich zdolności ofensywnych Huti, to odniosło ono "znaczący" efekt.
To było znaczące działanie, przeprowadzone z pełnym oczekiwaniem, że zdegraduje ono w znaczący sposób zdolności Huti do przeprowadzania dokładnie takich ataków, których dokonywali w ostatnich tygodniach" - zaznaczył oficjel Białego Domu. Stwierdził też, że jeśli nie odwiodą one wspieranych przez Iran bojowników od kolejnych uderzeń, nie będzie to ostatnie słowo USA w tej kwestii. Przedstawiciel Pentagonu zaznaczył jednak, że cele uderzenia zostały uważnie wybrane tak, by zminimalizować ryzyko ofiar cywilnych i nie eskalować konfliktu. Według resortu obrony, mimo zapowiedzi Huti, jak dotąd nie zaobserwowano odwetu, choć takie działania są spodziewane.
USA oskarżają Iran
Oficjele zaznaczyli, że nie mają wątpliwości, iż winą za ataki obarczają Iran, który z pewnością był zaangażowany w każdą ich fazę, w tym w dostarczanie informacji na temat lokalizacji statków, które przepływały przez Morze Czerwone. Zasugerował też, że USA podejmą działania przeciwko Iranowi.
Uderzenie wsparli Brytyjczycy
W wydanym oświadczeniu ujawniono też niektóre szczegóły przeprowadzonej operacji. "Cztery samoloty RAF Typhoon FGR4, wspierane przez cysternę do tankowania w powietrzu Voyager, użyły bomb kierowanych Paveway IV do przeprowadzenia precyzyjnych ataków na dwa z tych obiektów Huti" - napisano.
Jak sprecyzowano, jednym z nich było miejsce w Bani w północno-zachodnim Jemenie, skąd wystrzeliwane były drony zwiadowcze i atakujące, a drugim lotnisko w Abbs, gdyż jak pokazały dane wywiadowcze, obszar ten był "wykorzystywany do wystrzeliwania zarówno pocisków manewrujących, jak i dronów nad Morzem Czerwonym".
"Wczesne oznaki wskazują…"
Ministerstwo obrony odniosło się również do obaw związanych z potencjalnym zagrożeniem dla postronnych osób w Jemenie. "Podczas planowania ataków dołożono szczególnej staranności, aby zminimalizować wszelkie ryzyko dla ludności cywilnej, a wszelkie takie ryzyko zostało dodatkowo złagodzone poprzez decyzję o przeprowadzeniu ataków w nocy" - wyjaśniono.
Stwierdzono, że wyniki ataków nie są jeszcze jasne, "ale wczesne oznaki wskazują, że zadano cios zdolnościom Huti do zagrażania żegludze handlowej, a nasze zaangażowanie w ochronę szlaków morskich, przez które przepływa około 15 proc. światowej żeglugi i które mają kluczowe znaczenie dla światowej gospodarki, zostało w pełni zademonstrowane".
Odpowiedź na ataki Huti
Czwartkowe uderzenie nastąpiło po trwającej od 19 listopada serii ataków ruchu Huti na statki przepływające przez Morze Czerwone. Łącznie jemeńscy rebelianci przeprowadzili ich 27, zaś największy z nich miał miejsce po publicznej groźbie państw międzynarodowej koalicji, że dalsze uderzenia z ich strony spotkają się z "konsekwencjami". Prezydent Biden był wielokrotnie krytykowany za brak zdecydowanej odpowiedzi na działania Hutich godzące w jeden z najważniejszych morskich szlaków handlowych. Przedstawiciele administracji tłumaczyli ostrożność prezydenta niechęcią do eskalacji napięć na Bliskim Wschodzie.