We wtorek ministrowie krajów członkowskich zajęli się kwestią zamknięcia procedury z art. 7 wobec Polski. Wiceprzewodnicząca KE Vera Jourova zapowiedziała całkowite zamknięcie tego postępowania w ciągu nadchodzących dni. Procedura jest prowadzona od 2017 r. i Polska jest pierwszym krajem, który został nią objęty.

Reklama

Przedwczesny termin

Prawnik Paul Dermine uważa, że KE miała prawo do zamknięcia procedury, ale termin może wydawać się przedwczesny.

Przypomniał, że art. 7 Traktatu o UE (TUE) opisuje procedurę, której celem jest zapewnienie ochrony zasad założycielskich Unii Europejskiej, a wartości te są z kolei wymienione w art. 2 TUE. Chodzi o klasyczny tryptyk: praworządność, demokrację i ochronę praw podstawowych - powiedział.

Procedura polityczna

Reklama

Art. 7. zapewnia zatem procedurę na wypadek sytuacji, w których zasady te mogłyby być zagrożone w jednym z krajów członkowskich Unii Europejskiej - dodał. Jak podkreślił, postępowanie opisane w art. 7. nie jest oparte na czysto prawnych przesłankach, o których decyduje organ prawny - TSUE. Jest to procedura polityczna w tym sensie, że o jej uruchomieniu i przebiegu decydują instytucje polityczne UE - zaznaczył.

Co więcej, jego zdaniem procedura jest polityczna ze względu na środki, które przewiduje: zawieszenie niektórych praw, którymi cieszą się państwa członkowskie, jak np. prawo głosu w instytucjach UE.

Dopytywany, czy jego zdaniem istnieją wystarczające podstawy do zakończenia procedury przeciwko Polsce, nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi.

Jak zauważył, po zmianie rządu w Polsce, siedem lat od uruchomienia procedury, KE podjęła działania zmierzające do przywrócenia Polsce jej politycznych praw i pozycji w ramach UE, w co wpisuje się uwolnienie części środków z funduszu odbudowy. W kontekście wspomnianych obietnic i zobowiązań złożonych przez nowy rząd KE zaproponowała również zamknięcie procedury uruchomionej w 2017 r. KE ma do tego pełne prawo i wydaje się, że ten kierunek jest uzasadniony. Pozostaje jednak pytanie o termin. Niektórym może to się wydać cokolwiek przedwczesne, ponieważ teraz mamy jedynie polityczne zobowiązania rządu Donalda Tuska. Właściwa legislacja nie została jednak jeszcze przyjęta. Niektórzy uważają, że KE powinna była zaczekać trochę dłużej, by rząd Tuska miał szansę rzeczywiście przywrócić praworządność i niezależność sędziów. KE zdecydowała się na szybsze działanie, co ma prawdopodobnie związek z kalendarzem politycznym - wyborami do Parlamentu Europejskiego - podsumował profesor.

Nieskuteczny art. 7

Zdaniem Dermine'a art. 7 nigdy nie był skuteczny.

Został uruchomiony, ale nigdy nie został zastosowany. Odpowiednio KE i Parlament Europejski uruchomiły procedurę z art. 7 przeciwko Polsce i Węgrom, ale Rada nigdy nie poszła dalej i nie przyjęła żadnych środków. Wynika to z bardzo wysokich progów proceduralnych - ocenił.

Dwie różne procedury

Pytany o podejście rządu Prawa i Sprawiedliwości, który reprezentował stanowisko, że uruchomienie postępowania z art. 7 było działaniem politycznym, zaznaczył, że art. 7 przewiduje dwie różne procedury.

Pierwsza dotyczy sytuacji, w której zasady założycielskie UE są zagrożone. Druga z kolei ma zastosowanie do sytuacji, w której wartości te nie tylko są zagrożone, ale faktycznie i trwale łamane. Warto zatem podkreślić, że wobec Polski uruchomiony został pierwszy rodzaj procedury - prewencyjny - przypomniał profesor prawa.

Przypomniał, że procedura może zostać uruchomiona przez różne grona polityczne: grupę państw członkowskich, PE lub KE. W przypadku Polski zrobiła to KE w 2017 r.Choć KE jest instytucją polityczną, to sama decyzja, by uruchomić procedurę, nie była stricte polityczna. Była ona poparta mocnymi dowodami pochodzącymi z różnych źródeł - NGO-sów, organizacji międzynarodowych, niezależnych analiz naukowych. KE dysponowała przekonującym materiałem dowodowym, że to, co się dzieje w Polsce, może być potencjalnie problematyczne. Zatem opinia, że uruchomienie art. 7 to czysto polityczne posunięcie, jest - moim zdaniem - trudna do obrony, jeśli faktycznie weźmie się pod uwagę cały obraz sytuacji - podsumował Paul Dermine.