Zaledwie kilka tygodni po upadku muru berlińskiego Mitterand prorokował, że RFN po zjednoczeniu będzie silniejsze niż w czasach III Rzeszy, a „Europa poniesie tego konsekwencje”.

Obawy Francuza były wręcz chorobliwe. "Sama perspektywa zjednoczenia przekształca Niemców w złych ludzi" – takich, jakimi byli przed drugą wojną światową – miał mówić podczas spotkania z Thatcher w Pałacu Elizejskim w styczniu 1990 r. Szczególnie niebezpieczna była dla niego postawa ówczesnego kanclerza RFN Helmuta Kohla, który – zdaniem Mitteranda – „nie ma zrozumienia dla wrażliwości innych narodów i gra na niemieckich uczuciach narodowych”. Prezydent był jednak realistą, zdawał sobie sprawę, że „cały proces jest nie do zatrzymania”.

Reklama

Choć dotychczas awersja Thatcher i Mitteranda do wchłonięcia komunistycznych Niemiec przez Republikę Federalną nie była dla historyków tajemnicą, to nikt nie wiedział, jak głęboka była to niechęć. W pełni odsłaniają to właśnie dokumenty brytyjskiego Foreign Office, w tym zapiski Charlesa Powella, ówczesnego doradcy premier Thatcher ds. polityki zagranicznej.

Zjednoczenie Niemiec ostatecznie dokonało się – pomimo początkowych oporów Paryża i Londynu – 3 października 1990 roku. I choć dla Republiki Federalnej Niemiec wschodnie landy okazały się olbrzymim obciążeniem, ostatnie dwadzieścia lat pokazuje, że chorobliwe wręcz lęki Francois Mitteranda przed niemiecką mocarstwowością nie znalazły potwierdzenia.

Reklama