Gdyby spytać sekretarza generalnego NATO o to, jaka decyzja prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana była najbardziej niepokojąca, zapewne wskazałby na zakup od Rosji systemów obrony powietrznej S-400. Jednak Sojusz ma jeszcze większy problem, jeśli chodzi o stosunki między Ankarą i Moskwą, a mianowicie elektrownię atomową Akkuyu - uważa autorka artykułu.

Reklama

Budowa ruszyła w 2018

Budowa tej pierwszej elektrowni atomowej w Turcji ruszyła w 2018 roku w prowincji Mersin. Oficjalnie obiekt otwarto w ubiegłym roku. Docelowo siłownia, zbudowana przez rosyjski państwowy koncern Rosatom, ma dostarczać około 10 proc. zużywanej w kraju energii.

Jak czytamy, Rosja pozostaje większościowym właścicielem obiektu i ponosi ryzyko związane z jego finansowaniem, obsługą i budową.

"Moskiewski pakiet all inclusive"

"Moskiewski pakiet all inclusive obejmuje budowę, obsługę oraz szkolenie personelu, utylizację wykorzystanego paliwa jądrowego i końcowe wycofanie z eksploatacji (elektrowni) - to wszystko jest bardzo kuszące dla nuklearnego nowicjusza, jakim jest Turcja" - podkreśliła ekspertka.

Jak dodała, takie kontrakty wiążą się dla Rosji z dużymi kosztami, dlatego Moskwa wykorzystała go jedynie wobec elektrowni w Akkuyu i nie chce sięgać ponownie po to rozwiązanie. Jednak zapewne Władimir Putin uznał, że korzyści z posiadania infrastruktury krytycznej w kraju NATO są większe od ryzyka finansowego. "I chyba miał rację" - oceniła autorka.

Reklama

Według niej "miliony miejscowych mieszkańców" niepokoją się brakiem przejrzystości wokół całego procesu powstawania elektrowni, ryzykiem środowiskowym i słabymi wynikami Rosatomu w zakresie bezpieczeństwa.

Kontrakt połączył Rosję i Turcję na stulecie

Projekt, któremu sprzeciwia się turecka opozycja, miał według zapowiedzi Erdogana uniezależnić Turcję pod względem energetycznym, zwłaszcza od Rosji. Jednak w rzeczywistości kontrakt dotyczący Akkuyu połączył Turcję i Rosję na następne stulecie, obejmując 60 lat cyklu operacyjnego, a następnie proces wyłączania z eksploatacji.

Zgodnie z umową międzyrządową między Moskwą i Ankarą siły, które dojdą do władzy po okresie panowania Erdogana, nie będą mogły podważać porozumienia dotyczącego elektrowni.

"To oznacza, że Rosja, znana z wykorzystywania energii w charakterze broni geopolitycznej, będzie miała bezpośrednią kontrolę nad strategiczną infrastrukturą kraju NATO przez sto lat, bez względu na to, kto będzie u władzy" - zauważyła autorka, która jest szefową programu dotyczącego Turcji w amerykańskim think tanku Middle East Institute.

Elektrownia w pobliżu kluczowej bazy lotniczej

Zwróciła też uwagę, że elektrownia znajduje się w pobliżu bazy lotniczej Incirlik, na terenie której znajdują się głowice jądrowe NATO, i która jest hubem misji sojuszniczych. Niedaleko, w miejscowości Kurecik, mieści się też natowski radar.

Autorka zaznaczyła, że Turcja może zbudować jeszcze jeden radar do ochrony elektrowni. Analitycy obawiają się, że Moskwa może chcieć go obsługiwać i sprowadzić swoich żołnierzy do jego ochrony.

Turcja chce zbudować kolejną elektrownię

Zachodni partnerzy zachowują ciszę w sprawie Akkuyu. Turcja chce zbudować drugą elektrownię jądrową w prowincji Synopa na północy kraju, a realizacją projektu znów może zająć się Moskwa. By pozbawić Rosję atutu geopolitycznego i uspokoić mieszkańców, Zachód musi zrobić więcej, np. wywierając nacisk na banki rozwoju, by finansowały projekty w dziedzinie energii nuklearnej - wezwała autorka.