Uznajemy, że jest wola ze strony Platformy Obywatelskiej, żeby to zrealizować - powiedziała dziennikarzom Beata Szydło. Dodała, że projekt można przyjąć na ostatnim w tej kadencji posiedzeniu Sejmu.
W Sejmie od marca ubiegłego roku jest projekt SLD dotyczący ustanowienia minimalnej stawki godzinowej za pracę na poziomie 15 złotych. Projekt ma też opinie związków zawodowych - OPZZ i Solidarności. Beata Szydło zapowiedziała, że PiS jest gotowe nad nim pracować. Jej zdaniem, można zwołać nadzwyczajne posiedzenie Sejmu i Senatu. Powiedziała, że w tej kadencji było wiele projektów uchwalanych bardzo szybko i bez konsultacji.
Premier Ewa Kopacz zapowiedziała, że jeżeli Platforma Obywatelska wygra wybory, do końca roku minimalna stawka za godzinę pracy zostanie ustalona na poziomie 12 złotych.
Komentarze(7)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeNIE LICZĄC SIĘ W OGÓLE Z FAKTEM, ŻE WIĘKSZOŚĆ POLAKÓW POPIERA WETO PREZYDENTA Marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska ogłosiła, że już w piątek posłowie zajmą się wetem prezydenta Andrzeja Dudy dotyczącym "ustawy o uzgadnianiu płci", czyli przepisów dotyczących niewielkiej grupy Polaków.
Ta sama polityk PO uznała, że w tej kadencji NIE MA JUŻ CZASU by zająć się przepisami podnoszącymi stawkę godzinową pracy, czyli przepisów dotyczących milionów Polaków. Takie priorytety ma Platforma Obywatelska.
W ubiegłym tygodniu informowaliśmy, że jest pierwsze weto Andrzeja Dudy.
"Prezydent nie podpisał ustawy o uzgodnieniu płci. Ustawa – przegłosowana przez PO i lewicę – miała uprościć procedurę zmiany płci wpisanej m.in. w akt urodzenia, jeśli nie odpowiada ona płci odczuwanej przez daną osobę" - podawaliśmy.
Pojawiło się pytanie, czy posłowie jeszcze w obecnej kadencji zdążą zająć się wetem prezydenta, bo zostało tylko jedno posiedzenie Sejmu (zaczynające się w czwartek).
I politykom PO zaczęło się spieszyć. "Dokumenty dotyczące prezydenckiego weta wobec ustawy o uzgadnianiu płci trafiły w poniedziałek rano do Sejmu" - podało TVN24. Chwilę później głos zabrała marszałek Kidawa-Błońska.
- To oznacza, że posłowie będą mogli zająć się nim podczas ostatniego posiedzenia przed wyborami. Głosowanie prawdopodobnie w piątek - poinformowała.
Taki pospiech irytuje nawet koalicjanta, bo wicepremier Janusz Piechociński (PSL) przyznał, że są ważniejsze niż "ustawy o uzgadnianiu płci". Platforma woli jednak igrzyska.
Ze względu na tryb procedowania ustawy budżetowej nowa ekipa może mieć w dziedzinie finansów publicznych związane ręce – ostrzega ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego dr Piotr Dardziński. Okazuje się, że rząd Ewy Kopacz jeszcze przed wyborami zastawia ostatnią pułapkę.
W związku z przyjętym przez rząd projektem budżetu na 2016 r., jeśli do końca grudnia nie zostanie uchwalona ustawa budżetowa, od 1 stycznia 2016 r. uchwalony przez rząd Kopacz groźny projekt będzie dokumentem obowiązującym, zgodnie z którym prowadzona będzie musiała być gospodarka państowa.
Jeśli do końca grudnia nie zostanie uchwalona ustawa budżetowa, to od 1 stycznia uchwalony we wtorek projekt stanie się dokumentem, według którego prowadzona będzie gospodarka finansowa państwa. Wtedy okazać się może, że zaplanowany w budżecie premier Ewy Kopacz festiwal obietnic wyborczych będzie musiał zrealizować przyszły rząd PiS
– ujawnia dr Dardziński.
Jednocześnie ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego podkreśla, że taka sytuacja nie jest niczym wyjątkowym.
Zepsucie instytucji publicznych w Polsce dotyczy także trybu uchwalania ustawy budżetowej. W sytuacji zmiany władzy nowa ekipa rządząca ma zbyt mało czasu na gruntowne zmiany budżetu. Ten patologiczny stan rzeczy można zmienić na dwa sposoby: albo modyfikując kalendarz przewidziany przez konstytucję, albo skracając kadencję parlamentu tak, aby wybory odbywały się w maju lub czerwcu
– proponuje Dardziński.
Całą sytuacja może mieć daleko idące konsekwencje i z pewnością odbije się na polskiej scenie politycznej.
Potencjalna premier Beata Szydło powinna już dzisiaj nie tylko in pectore wiedzieć, kto jest jej przyszłym ministrem finansów, ale osoba ta powinna właściwie od zaraz rozpocząć pracę nad szczegółową analizą propozycji budżetowych, by po ukonstytuowaniu się rządu zgłosić własne propozycje, blokując wejście w życie aktualnego projektu
Statystycy wyróżniają kilka różnych granic ubóstwa.
- Minimum egzystencjalne, czyli poziom, poniżej którego niemożliwe jest przeżycie, wynosi obecnie 544 zł w kraju miesięcznie w jednoosobowym gospodarstwie domowym. W takiej sytuacji jest w Polsce ok. 3 mln osób.
- Dużo więcej Polaków żyje poniżej granicy ustawowej biedy. Dzisiaj wynosi ona 1078 zł w jednoosobowym gospodarstwie domowym. Problem taki dotyczy 4,6 mln osób w całym kraju.
- Około 6,2 mln ludzi w Polsce żyje poniżej relatywnej granicy ubóstwa (liczonej jako 50 proc. średnich wydatków ogółu gospodarstw domowych).
Jak się okazuje, ubóstwo najczęściej dotyka osoby utrzymujące się ze źródeł niezarobkowych (21 proc. żyje w ubóstwie). Często dotyczy również rencistów (12,5 proc.) i rolników (12,1 proc.). Plaga ubóstwa grozi rodzinom wielodzietnym. Ponad jedna czwarta familii z co najmniej czwórką dzieci żyje w skrajnych warunkach. Problem częściej występuje na wsi.
Mimo że statystyki znane są od lat, rząd najwyraźniej nie dostrzega problemu. Elżbieta Bieńkowska, wicepremier i minister infrastruktury i rozwoju, cynicznie przekonywała w pogaduchach nagranych na taśmach, że w Polsce za 6 tys. zł miesięcznie może żyć jedynie złodziej lub idiota, podczas gdy w Polsce realia są takie, że miliony Polaków co miesiąc musi wybierać czy kupić żywność, czy ratujące życie lekarstwa, czy zapłacić rachunki, czy może pomóc żyjącym w biedzie dzieciom i wnukom ...!!!
W przeświadczeniu, że w Polsce pod rządami kliki POWSI-PSL panuje dobrobyt, żyje Stefan Niesiołowski. "Jak ja chodziłem do szkoły, to wtedy rzeczywiście, jak ktoś miał bułkę albo kawałek czekolady, to było „daj gryza”, „daj kęsa”. Myśmy cały szczaw wyjedli z nasypu i wszystkie śliwki, ulęgałki, tak zwane mirabelki, żeśmy zjedli. Dzisiaj te wszystkie gruszki, śliwki leżą i nikt tego nie zbiera" – mówił Niesiołowski w 2013 r., gdy światło dzienne ujrzał raport dotyczący niedożywienia dzieci.
Rząd kolesi z POWSI-PSL przez 8 lat swoich rządów "nierządu"nic nie zrobił na rzecz najbiedniejszej części społeczeństwa. – Przenosił koszty swoich rządów na najuboższych. Podwyżka podatku VAT do 23 proc., w tym na ubranka dziecięce z wcześniejszych 8 proc. – to wszystko uderzyło w najbiedniejszych.
DOPIERO TERAZ E.KOPACZ PRZERAŻONA PERSPEKTYWĄ KLĘSKI WYBORCZEJ CZNI RÓŻNE AKROBATYCZNE TRICKI NA KOSZT RZĄDU PARTII, KTÓRA WYGRA WYBORY, W IMIĘ ZASADY "(..) a PO nas to choćby popiół i zgliszcza ...!
FAKTEM JEST, ŻE PiS CHCE CHCIEĆ COKOLWIEK ZROBIĆ.WIADOMO, ŻE NIE BĘDZIE LEKKO. ALE PRZEDSTAWILI PROGRAM. CHCĄ CHCIEĆ COKOLWIEK ZROBIĆ. SĄ WIARYGODNI. I ONI I POLACY ZASŁUGUJĄ NA TO ABY DAĆ IM SZANSĘ PRZEPROWADZIĆ ZMIANY. ZMIANY NA LEPSZE.
Ewa Kopacz, w wywiadzie dla weekendowej „Gazety Wyborczej”, tłumaczyła nieobecność na głosowaniu w sprawie Trybunału Stanu dla Zbigniewa Ziobry. Oczywiście, do błędu się nie przyznała. Ale znacznie ciekawszy jest inny fragment rozmowy.
Według premier Polacy zgodzili się "zacisnąć pasa" i dzięki temu znaleziono miliardy złotych na podwyżki dla urzędników. Naprawdę, Polacy wyrazili na to zgodę?
To co można przeczytać w wywiadzie premier Ewy Kopacz dla „Wyborczej” może wywołać ból głowy. Ewa Kopacz stwierdziła bowiem, że Polacy zgodzili się zacisnąć pasa, więc możliwe będzie... podwyższenie pensji urzędników.
Szok i niedowierzanie. A jednak, dokładnie tak powiedziała premier!!!;
„W 2017 roku podatek VAT spadnie z powrotem do 22 proc. Dzięki temu, że Polacy zgodzili się zacisnąć pasa, mogłam zapisać w przyszłorocznym budżecie 2 miliardy na podwyżki w sferze budżetowej”– powiedziała szefowa obecnego rządu.
Aż wierzyć się nie chce, że PREMIER Ewę Kopacz stać na taką BEZCZENOŚĆ. Premier da podwyżki urzędnikom dzięki sięgnięciu do portfeli Polaków. By swoim żyło się lepiej… przed wyborami.
I dalej premier mówi:
„Dzisiaj ludzie zasługują na to, by im powiedzieć: przyszła odwilż, jest lepiej. Europa to zobaczyła, nasze finanse są zdrowsze, wy musicie zarabiać więcej i z całą determinacją będę o to walczyć. Tak jak udało się nam z budową dróg, przedszkoli i stadionów, tak teraz uda się nam realnie zwiększyć dochody Polaków”.
Kopacz w rozmowie z gazetą zachwalała też program podatkowy. Ten sam, o którym Joanna Mucha - rzecznik kampanii PO – mówiła, że jest tak prosty, że … skomplikowany.