Spływają już pierwsze wyniki. Na razie nic one jednak nie wnoszą - są ze stanów, gdzie kandydaci mieli zapewnione murowane zwycięstwo. Do tego przeliczono też niecały procent głosów. Tymczasem, jak twierdzą sztabowcy Romneya, ich sondaże z Ohio, czyli stanu, który może zadecydować o prezydenturze, są dobre - ich kandydat ma mieć 5 punktów przewagi nad Obamą. Według pierwszych wyników kandydat Republikanów berze elektorów z Indiany i Kentucky, podczas gdy Obama wygrał w Vermont. By mieć nadzieję na pokonanie Obamy Romney musi wygrać w Wirginii, tymczasem pierwsze wyniki wskazują na remis w tym stanie, o zwycięstwie decydować więc będzie każdy głos.
Kolejne dane są także dobre dla Romneya - Zachodnia Wirginia i Południowa Karolina poparły kandydata Republikanów. Tymczasem zamknięte zostały lokale wyborcze w kolejnych stanach.Wyniki z Georgii także korzystne dla Republikanów - na mapie wyborczej USA stan zaświecił się na czerwono.
Nadchodzi chwila prawdy - w Stanach, w których w tej chwili zamknięte lokale wyborcze do wzięcia jest aż 172 głosy elektorskie.
Sytuacja zmieniła się na niekorzyść Romneya - wziął co prawda głosy Alabamy, Oklahomy i Missisipi, jednak jego rywal wygrał w Massachusetts, Maryland, Maine, Illinois, Delaware oraz w Connecticut. Co razem z głosami ze stolicy daje Obamie 79 głosów elektorskich. Romney zdobył ich 71.
Sytuacja zmienia się z minuty na minutę - 11 elektorów z Tennessee dla Romneya, co znów daje mu prowadzenie, jednak do 271 głosów elektorów, które zapewnią mu zwycięstwo jeszcze daleka droga. Zwłaszcza, że sondaże Pennsylwanii i Ohio nie są dla niego korzystne.
Według bardzo nieoficjalnych prognoz dziennikarzy CNN, wyborcy z Wirginii i Północnej Karoliny wybrali Romneya, a to stany, które w poprzednich wyborach poparły Obamę.
Obaj kandydaci inaczej podchodzą do końcówki wyborów. Mitt Romney stara się przekonywać wyborców, że to on powinien zamieszkać w Białym Domu i odwiedza kolejne miasta w Pennsylwanii, tymczasem Barack Obama relaksuje się przed wieczorem wyborczym, udało mu się rozegrać mecz koszykówki na jednym z boisk w Chicago. Jednocześnie obaj kandydaci wyciszają już kampanijną agresywną retorykę. Wierzę, że prezydent jest dobrym człowiekiem i życzę mu wszystkiego najlepszego. To ojciec i zawsze był przykładem dobrego ojca, ale dla Ameryki nadszedł czas zmian. Czas na nowy początek - mówił kandydat Republikanów. Prezydent spędzi część nocy wyborczej razem z rodziną i najbliższymi przyjaciółmi w swym domu w Chicago, potem spotka się z szefami swe kampanii w hotelu Fairmont, a na koniec pojawi się na wieczornym spotkaniu z sympatykami.
Tymczasem władze New Jersey przedłużyły termin głosowania przez email dla osób, które musiały opuścić dom po ataku huraganu Sandy. Ostateczny termin zamknięcia zbierania głosów przesunięto na piątek. Zarówno Obama, jak Romney przygotowali już dwie wersje przemówień - jeno zwycięskie i drugie, w którym zwycięstwa gratulują rywalowi
Są tez pierwsze skandale. W Filadelfii sędzia nakazał zasłonięcie wielkiego muralu z Obamą, który namalowano tuż przed wejściem do budynku komisji wyborcze. Z kolei w jednym z hrabstw na Florydzie ktoś podający się za szefa lokalnej komisji wyborczej obdzwonił 12 tysięcy ludzi, mówiąc im, że nie muszą się spieszyć, bo głosowanie potrwa jeszcze kilkanaście godzin, podczas, gdy w rzeczywistości lokale wyborcze zostaną zamknięte o 7 wieczorem lokalnego czasu.
Przed lokalami wyborczymi w USA, zorganizowanymi przeważnie w bibliotekach, szkołach i salach w budynkach lokalnych samorządów, ustawiały się we wtorek długie kolejki. Barack Obama i jego republikański rywal Mitt Romney do końca walczyli o głosy wyborców. Romney przyjechał do kluczowych dla zwycięstwa stanów Ohio i Pensylwania, aby spotkać się z wyborcami i zabiegać o ich poparcie. Obama przybył do Chicago, gdzie odwiedził sztab swojej kampanii. Usiadł tam za stołem i osobiście dziękował telefonicznie ochotnikom, którzy przez wiele tygodni mobilizowali demokratycznych wyborców do udziału w głosowaniu.
Akcja nakłaniania obywateli do udziału w wyborach miała - zdaniem ekspertów - zasadnicze znaczenie zwłaszcza dla Partii Demokratycznej. W odróżnieniu od Republikanów, którzy - jak wynika z sondaży - byli silniej zmotywowani do wyborów, wielu demokratycznych wyborców było pogrążonych w apatii wskutek uciążliwości życia po kryzysie i recesji oraz rozczarowania rządami Obamy. Amerykanie wybierają prezydenta, a także nowy Kongres, gubernatorów i legislatury stanowe oraz władze lokalne. Decydują też o zatwierdzeniu nowych praw w plebiscytach powszechnych w różnych stanach.
W Nowym Jorku i w stanie New Jersey, gdzie huragan Sandy poczynił ogromne spustoszenia, przygotowano prowizoryczne pomieszczenia do głosowania. Ponad 30 milionów wyborców skorzystało z możliwości wcześniejszego głosowania, dostępnej w większości stanów. Uczynił to m.in. prezydent Barack Obama, który zagłosował w Chicago już 25 października. Jego republikański rywal do Białego Domu Mitt Romney oddał głos we wtorek rano (czasu USA) w Belmont w stanie Massachusetts.
Kampania prezydencka była najdroższa w historii USA i trwała do samego dnia wyborów. W Chicago prezydent kurtuazyjnie pogratulował Romneyowi ożywionej kampanii, ale wyraził przekonanie, że zwycięży. Uważamy, że wystarczy nam głosów, aby wygrać - powiedział, używając zwyczajowej przy takich okazjach liczby mnogiej. Sondaże do końca wskazywały, że szanse obu kandydatów są praktycznie wyrównane, z lekką przewagą Obamy.
W poniedziałek obaj kandydaci odwiedzili po kilka stanów "wahających się" na kogo głosować, jak Ohio, Wirginia, Floryda i Iowa. W przemówieniach w Wirginii Romney podkreślał, że jest kandydatem przyszłości i zmiany. Jutro będzie nowym początkiem. Jutro, 6 listopada, zbierzemy się, by budować nową przyszłość - powiedział. Jak zauważono, była to zmiana tonu kandydata GOP, który poprzednio głównie atakował Obamę i malował czarny obraz sytuacji kraju.
Do południa (czasu USA) głosowanie odbywało się bez poważniejszych incydentów. Tylko w Pensylwanii doszło do rękoczynów, gdy działacze Partii Republikańskiej, którzy chcieli monitorować przebieg głosowania, zostali w kilku dzielnicach Filadelfii siłą usunięci z lokali wyborczych.