Od początku nic tak bardzo nie różniło PO i PiS w tej kampanii, jak praca sztabów. U Andrzeja Dudy był jeden ośrodek kierowania kampanią. Szefową została wiceprezes PiS Beata Szydło. W jego skład weszli Joachim Brudziński i Marcin Mastalerek. Do tego dochodzili młodzi działacze partii: zastępca rzecznika Krzysztof Łapiński, kierująca sejmowym biurem prasowym klubu PiS Anna Matusiewicz czy Paweł Szefernaker, szef młodzieżówki PiS kierujący wolontariuszami.
Ta ostatnia funkcja była istotna, bo Duda wszędzie miał pokazywać się w towarzystwie młodych, uśmiechniętych ludzi. W Warszawie to było około 50 osób, choć na konwencjach bywało i 500. W skali kraju były to 2–3 tys. młodych ludzi. Oprócz tego było około 100 wolontariuszy zajmujących się przekazem w internecie.
Teoretycznie sztab Bronisława Komorowskiego był zorganizowany podobnie. Szefem był Robert Tyszkiewicz. Choć jest on członkiem zarządu PO, to wewnątrz partii jego pozycja jest sporo słabsza niż Beaty Szydło w PiS. Poza nim w sztabie nie było żadnego znaczącego polityka PO. Tyszkiewiczowi pomagali specjaliści od marketingu politycznego: Maciej Grabowski, który zadebiutował jeszcze w kampanii Andrzeja Olechowskiego w 2000 r., a potem współtworzył większość kampanii PO, czy Grzegorz Szymański, były szef Centrum Informacyjnego Rządu w kancelarii Tuska. Wolontariuszami kierowała Wioletta Paprocka, radna PO sejmiku mazowieckiego. Jednak wolontariuszy było mniej niż w PiS. W końcówce kampanii do sztabu dołączył Michał Kamiński, były spin doktor PiS pracujący obecnie w kancelarii premier Ewy Kopacz.
ZOBACZ TEŻ: Kancelaria Prezydenta to drużyna do walki z rządem>>>
Kampanii Komorowskiego nie pomagało bowiem to, że w rzeczywistości miał nie jeden sztab, ale dwa. Szybko się okazało, że oficjalny sztab prezydenta jest zaledwie rodzajem biura planistycznego. Jego propozycje zatwierdzał bowiem drugi (nieoficjalny) ośrodek działający przy samym prezydencie. Wchodzili w jego skład współpracownicy Komorowskiego – Sławomir Rybicki, minister w kancelarii odpowiedzialny za kontakty z partiami politycznymi, Jerzy Smoliński, doradca ds. mediów, i Paweł Lisiewicz, szef gabinetu politycznego. W końcówce kampanii ten prezydencki ośrodek wzmocnili jeszcze minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz, Michał Kamiński i Maciej Grabowski. Komorowski słuchał także swoich ministrów, takich jak Olgierd Dziekoński, odpowiedzialny za gospodarkę, czy Irena Wóycicka, odpowiadająca za sprawy społeczne. Głos mieli także inni doradcy, jak Tomasz Nałęcz, który często pokazywał się w mediach.
Organizacja i sposób pracy sztabów przekładały się na skuteczność ich działania. Gdy Jarosław Kaczyński ogłaszał kandydaturę Dudy, przewaga Komorowskiego była na tyle duża, że wydawało się, że głównym celem PiS będzie nie tyle realna walka o prezydenturę, ile wejście do drugiej tury. Było to potrzebne, by wyprowadzić PiS na dobre pozycje przed kampanią parlamentarną. To, że kandydat PiS na początku musiał zdobyć przede wszystkim rozpoznawalność, wymusiło ułożenie szczegółowego planu kampanii i spowodowało ogólnopartyjną mobilizację, która trwała do samego końca. A każdy kolejny sukces dodawał skrzydeł sztabowi i kandydatowi, kazał stawiać coraz dalej idące cele.
CZYTAJ TAKŻE: POWYBORCZY PONIEDZIAŁEK NA ŻYWO. Andrzej Duda prezydentem Polski. RELACJA>>>
Tymczasem sztab PO przypominał opisywane przez Sienkiewicza pospolite ruszenie. Wodzów było wielu, a szlachta niesforna. Dlatego w Platformie sytuacja była odwrotna niż w PiS. Początkowa przewaga Komorowskiego w sondażach demobilizowała partię. Do tego w przeciwieństwie do konkurenta, gdzie lider był jeden, a hierarchia ustalona, w PO dalej trwała podskórna rywalizacja po odejściu Tuska i nie było pewne, czy Ewa Kopacz utrzyma pozycję lidera partii i rządu.
Była jeszcze jedna przyczyna: także w poprzednich wyborach kampanie PO były kiepskie, a mimo to przychodziło zwycięstwo. Zawsze uruchamiał się mechanizm polaryzacji PO-PiS, który działał na korzyść Platformy. Teraz efekt nie przychodził, co powodowało coraz bardziej nerwowe i niespójne działania. Kiedy poparcie dla prezydenta zaczęło spadać, w sztabie powstał spór, czy nie zaatakować kandydata PiS, by doprowadzić do polaryzacji wyborców. Sztab przygotował spot o in vitro, ale otoczenie prezydenta nie godziło się na jego emisję. – Kiedy decyzja zapadła, było już za późno. W tym czasie urósł Kukiz, więc spot mógł nam nawet zaszkodzić – mówi jeden ze sztabowców.
Zimnym prysznicem dla PO okazały się wyniki pierwszej tury. Po nieudanym pomyśle referendum pojawiło się hasło "Prezydent naszej wolności", które także miało polaryzować scenę polityczną, sugerując, że Komorowski broni wolności, którą chcą odebrać Duda i PiS. Największy nacisk sztab Komorowskiego położył na debaty, co pozwoliło odrobić straty do rywala. Ale pokazało także, że ta lekcja mogła być odrobiona przed pierwszą turą.