Według przekazanych w niedzielę o godz. 15 danych, do urn wybrało się w niedzielę 47,42 proc. uprawnionych do głosowania. Jeszcze przed końcem liczenia głosów pobity został rekord z pierwszej tury wyborów samorządowych w 2010 r., kiedy frekwencja wyniosła 47,32 proc.
Są to trzecie wybory samorządowe z rzędu, w których frekwencja rośnie. Chociaż mogłoby to wskazywać na rosnące zaangażowanie obywateli, poczucie tego, że dobra lokalna władza jest kluczowa dla rozwoju regionalnego, wcześniej wybory samorządowe potrafiły zaskakiwać niewielkimi wahaniami. W 1998 r. frekwencja wyniosła 45,35 proc., żeby cztery lata później spaść do poziomu 44,23 proc. Udział Polaków w wyborach lokalnych ustabilizował się na solidnym poziomie kilku punktów procentowych ponad granicą 40 proc. Nie została ona osiągnięta tylko jeden raz – w 1994 r., kiedy frekwencja wyniosła 33,78 proc. Próg 40 proc. został przekroczony nawet podczas pierwszych wyborów samorządowych z 27 maja 1990 r.
Warto zwrócić uwagę, że w rzeczywistości frekwencja jest odrobinę wyższa. Gminne rejestry wyborców tworzone są na podstawie listy osób stale zamieszkałych na terenie gminy. Rejestr nie wszędzie nadąża za ubytkiem mieszkańców spowodowanym emigracją, w sytuacji, w której emigrant nie wymeldowuje się z terenu gminy.
Według spisu powszechnego w 2011 r. za granicą przebywało ok. 1,7 mln Polaków w wieku powyżej 18 lat. Jeśli uwzględnić ten ubytek, w wyborach wzięło udział ponad 50 proc. uprawnionych do głosowania (zakładając, że pewien odsetek Polaków będących za granicą stawiłaby się przy urnach wyborczych).
Spośród wszystkich typów wyborów najbardziej mobilizowały wybory prezydenckie. Rekord padł podczas drugiej tury w 1995 r., kiedy doszło do pojedynku między Lechem Wałęsą a Aleksandrem Kwaśniewskim. Frekwencja wyniosła 68,23 proc. Jeśli idzie o wybory parlamentarne, to rekordowe okazały się te z 2007 r., w których wzięło udział 53,88 proc. Polaków.
CZYTAJ WIĘCEJ:PiS cieszy się z wygranej, ale to oni są prawdziwymi zwycięzcami tych wyborów >>>