Kaczyński był pytany przez dziennikarzy w trakcie konferencji prasowej m.in. o najnowsze wyniki wewnętrznych sondaży PiS. "Ten ostatni jest bardzo obiecujący (...) Jeżeli nasz elektorat będzie zmobilizowany, mamy wybory wygrane" - powiedział.
Był też pytany o to, skąd dochodzą do PiS informacje o szykowanej "bombie PO" na koniec kampanii, którą miałoby być ujawnienie rozmowy telefonicznej z 10 kwietnia 2010 r. między nim a Lechem Kaczyńskim tuż przed katastrofą Tu-154M. Prezes PiS odpowiedział: "Od dziennikarzy".
"Gdyby coś takiego było, jeśli to zostanie ujawnione zgodnie z prawdą, to będzie tylko uderzenie w tych, którzy mnie atakowali, ich ośmieszenie i podstawa - nie mówię, że będę wytaczał takie procesy - do wytoczenia procesów wielu osobom" - dodał.
"Jeżeli będzie to coś innego, to będzie po prostu prowokacja i to wyjątkowo wręcz obrzydliwa" - podkreślił.
Kaczyński komentował też słowa ministra finansów Jacka Rostowskiego, że jeśli w Polsce będzie wprowadzony program gospodarczy PiS albo SLD, to czeka ją scenariusz grecki.
"Jeżeli chodzi o propagandę wyborczą pana Rostowskiego, to mogę powiedzieć tylko tyle - po owocach ich poznacie". Zaznaczył, że PiS rządziło dwa lata przy "trudnych okolicznościach wewnętrznych" i "lepszych zewnętrznych". "Wyprowadziliśmy Polskę ze sfery nadmiernego zadłużenia (...) We wszystkich dziedzinach gospodarczych było bardzo dobrze" - przekonywał.
Kaczyński dodał, że Rostowski i premier Donald Tusk mówili o oszczędnościach, ogłaszali cięcia w kolejnych resortach, a jednocześnie narastał dług publiczny. "W jednym pan minister wykazuje poważny talent, jeśli chodzi o ukrywanie przed opinią publiczną i politykami, ile długu naprawdę jest i gdzie on jest" - uznał szef PiS.
Mówił też, dlaczego PiS, w odróżnieniu od SLD, nie podpisało porozumienia z Business Centre Club. "Obawialiśmy się sytuacji, która spotkała SLD. Nie widzimy powodu, żeby poważną politykę uprawiać w wymiarze wyborczym, w jakiejś mierze zawsze obciążonym, że w gruncie rzeczy chodzi wyłącznie o propagandę. Będziemy rozmawiali, jeśli dojdziemy do władzy, z tego rodzajami ośrodkami jak BCC, ale na poważnie, a nie po to, żeby przed wyborami coś demonstrować" - powiedział.(PAP)