Tusk, pytany przez dziennikarzy, czy bezpośrednią konfrontację z wyborcami uważa za trudną, podkreślił, że "im prawdziwsza rozmowa, tym więcej wymaga wzajemnej cierpliwości". "Ludzie mają prawo oczekiwać od każdej władzy, czy od każdego polityka słuchu. Kto nie ma czasu słuchać, niech zrezygnuje z polityki" - apelował.

Reklama

"Niektórzy są źli, niektórzy są w dramatycznie złej sytuacji, niektórzy rozmówcy też potrafią przesadzić" - ocenił szef rządu. Przywołał sytuację, kiedy jedna z rozmówczyń opowiadała mu, że w jej miejscowości jest ponad 60-proc. bezrobocie, podczas gdy według burmistrza "praktycznie każdy, kto chce pracować, ma szanse na zdobycie pracy".

"Pewnie prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku. Ale dla mnie jest rzeczą najważniejszą, żeby - jak już gdzieś jestem - stać, słuchać i nie odwracać się plecami do ludzi. Pierwsze, co jesteśmy winni, to słuchać, okazać szacunek i to, co jest do załatwienia, starać się załatwić. Sam osobiście nie znoszę ludzi, którzy udają zainteresowanie. (...) Ludzi, którzy mają żal w sercu albo poważne kłopoty, to trzeba stać, słuchać, pocałować w rękę, zastanowić się i starać się pomóc" - dodał Tusk.

Na pytanie, czy nie uważa, że niektórzy z jego rozmówców nie przyszli na spotkanie z nim z własnej inicjatywy, Tusk odparł, że "niektórzy przyszli też nawrzucać albo nawet nauczyli się kwestii". "Ale to też jest forma debaty. Ja sobie zdaję sprawę, że w każdym kolejnym miejscu będę też napotykał na oponentów - taka jest moja robota, nie będę się na to obrażał" - podkreślił.

Tusk miał w miejscowości Skępe zaplanowane spotkanie z lokalnymi działaczami Platformy. Jednak wizyta w tym mieście została zdominowana przez rozmowy z mieszkańcami. Premier długo wysłuchiwał zarzutów ludzi o wysokie bezrobocie, wzrost podatków, niskie emerytury, zamykanie zakładów pracy, źle funkcjonującą służbę zdrowia czy brak sprawiedliwości społecznej rządu.

"Panie premierze, jak żyć za tysiąc złotych miesięcznie?", "dlaczego jest nam coraz gorzej?", "jak mam wykarmić moje dzieci?", "jak mamy przeżyć, mamy kraść?, "dlaczego rząd nic nie robi?" - to niektóre pytania do premiera.



Reklama

Tusk odpowiadał, że nigdy tak nie będzie, żeby można było pójść do abstrakcyjnego banku, gdzie będzie można wyciągać, ile się chce pieniędzy. Przyznawał jednocześnie, że stara się rozumieć problemy ludzi z takich miejscowości jak Skępe.

Mieszkańcy pytali też premiera, czy powinni być przygotowani na kryzys w nadchodzących miesiącach.

"Mądrych na świecie w tym momencie nie ma, jeśli dożyliśmy czasów, kiedy się mówi głośno, że Stany Zjednoczone mogą zbankrutować, że Irlandia jest na skraju bankructwa, to oznacza, że sytuacja jest bardzo krytyczna na świecie i wokół nas" - podkreślił Tusk.

Jak ocenił, "nie ma siły, żeby w Polsce nie było odbicia kryzysu światowego". "Trzeba robić wszystko, żeby Polskę trzymać przynajmniej na uboczu tego kryzysu. Powiem szczerze, że nie wiem, czy w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy jest możliwa wyraźna poprawa. Jest ciężko, ale nie wywróciliśmy się " - zaznaczył premier.

Tusk był też pytany o możliwości koalicji z PiS i zakończenia wojny polsko-polskiej. "Czy ja wyglądam na jakiegoś strasznego kłótnika?" - odpowiadał szef rządu.

Premier zadeklarował w rozmowie z emerytami, że będzie pilnował, aby była wypłacana waloryzacja emerytur i rent.

Rozmówcy Tuska pytani przez PAP o ocenę wizyty Tuska mówili, że to normalny człowiek i polityk, z którym można porozmawiać. Zastrzegali jednocześnie, że być może premier tak się zachowuje ze względu na kampanię wyborczą.