Szef rządu kontynuował we wtorek objazd kraju; odwiedził m.in. Piastów i Żyrardów na Mazowszu.
"W sytuacji, kiedy widać, że to może być łeb w łeb, i że każdy promil głosów może zdecydować o tym, kto będzie formował nowy rząd - to dla wyborów chyba lepiej" - powiedział premier podróżującym z nim w "Autobusie Tuska" dziennikarzom. Szef rządu ocenił też, że w jesiennych wyborach parlamentarnych frekwencja może oscylować wokół 45 proc. Pytany, jakie miejsca będzie odwiedzał podczas objazdu kraju, Tusk odparł, że nie będą przeważać wielkie miasta.
Premier odwiedził we wtorek szkołę podstawową nr 2 w Piastowie, gdzie oglądał mecz koszykówki i rozmawiał z nauczycielami. Niektóre spośród osób obserwujących przyjazd Tuska do Piastowa formułowały zarzuty, że premier "prowadzi agitację wyborczą w szkole". Rzecznik rządu Paweł Graś, komentując to oświadczył, że to nie agitacja wyborcza, a rozmowa z ludźmi w terenie.
Wysiadającego z "Tuskobusu" szefa PO powitali w Piastowie działacze Ruchu Palikota, którzy domagali się od Tuska, aby debatował z liderem Ruchu. "Uprawia propagandę sukcesu oszukując Polaków. Doprowadza Polskę do ruiny, a teraz przyszedł oszukiwać dzieci" - zarzuciła z kolei Tuskowi kobieta - jak zauważyli dziennikarze związana ze środowiskiem "Gazety Polskiej", uczestniczka "miesięcznic" smoleńskich - która później, już w hali sportowej, gdzie Tusk obserwował mecz koszykówki, z kilkoma innymi osobami rozwinęła transparent "Dość kłamstw". "Z tego co wiem, jest zakaz uprawiania agitacji wyborczej w szkołach" - mówiła.
Do tego zarzutu odniósł się sam premier w późniejszej rozmowie z dziennikarzami: "Wolałbym od was usłyszeć, jak wygląda takie zdarzenie jak w Piastowie, kto prowadził agitację wyborczą, a kto oglądał mecz, a potem schował się w możliwie ustronnym miejscu i rozmawiał o tym, jak mają wyglądać zajęcia sportowe". Na uwagę dziennikarzy, że relacje z jego wizyty w Piastowie znajdą się w wieczornych serwisach poświęconych wyborom, premier odparł: "Ja nie redaguję serwisów".
"Ale taki jest kontekst" - zauważył jeden z dziennikarzy. "Niech każdy podzieli się własną odpowiedzialnością za to, jaki jest kontekst" - odparł szef rządu, dodając, że każde jego zachowanie na miesiąc przed wyborami będzie traktowane jako kampania wyborcza. "Jest kwestia stylu, klasy, czy się uprawia agitację w stylu: +Kochane dzieci, głosujcie na mnie razem z rodzicami czy dziadkami, oferuje lizaki czy kurczaki, albo wywiesza transparent +Kłamstwo+, +zdrada+. Ja ma wrażenie, że staramy się prowadzić kampanię, jeśli chodzi o ten kontekst możliwie delikatnie i bez takiej złowieszczej nachalności" - ocenił szef rządu.
Premier był też pytany, czy w podróży po kraju będzie mu towarzyszyć żona. Odparł, że pytała go, czy chciałby, aby jeździła z nim. "Ale ja też muszę dbać o moją żonę. To nie jest takie proste wytrzymać kondycyjnie tego typu maraton" - powiedział.
Pytany, jaki ma pomysł na to, by obudzić emocje w kampanii wyborczej, Tusk odparł: "Jest bardzo wielu specjalistów od poważnych emocji w polskiej polityce. Ja chyba nie jestem tutaj najlepszym adresatem. Moją filozofią zawsze było rozładowywanie konfliktów".
Ocenił też, że jest "cała grupa polityków, którzy w czasie tych wyborów przesuwają granicę ekstrawagancji czy skandalu". "To, że Jarosław Kaczyński znowu na kilka tygodni włożył maskę dobrotliwego wujka, to nie zmienia faktu, że wokół niego są ludzie, którzy tych masek nie zakładają" - podkreślił.
W najbliższych dniach Tusk ma odwiedzić Wielkopolskę i Zachodniopomorskie.