Premier, który otwiera warszawską listę PO do Sejmu był pytany, czy obawia się starcia z Jarosławem Kaczyńskim, który jest "jedynką" na liście PiS w Warszawie. "Kandyduję po to, żeby wygrać; mam poczucie, że bardzo wielu ludzi w Polsce wie, że to jest bardzo ważne zwycięstwo, może ważniejsze niż cztery lata temu, bo szansa europejska, to jest jakby druga szansa, ten drugi krok, a okoliczności na świecie i w Europie - diabelnie trudne" - podkreślił Tusk. Jak dodał, w tę pierwszą perspektywę wchodziliśmy w czasie świetnej koniunktury na świecie w Europie i w Polsce. "A teraz wchodzimy w tę drugą szansę w warunkach globalnego kryzysu" - zauważył.
"To jest większe wyzwanie, więc tym bardziej chciałoby się wygrać. Chciałbym być premierem drugą kadencję, bo chcę być premierem na trudne czasy" - oświadczył szef rządu. Na pytanie, dlaczego startuje z Warszawy, a nie z Sopotu, Tusk odparł, że Warszawa stała się jego domem, bo tu pracuje i mieszka. "Ja nie odczuwam żalu, że to nie jest Sopot, ani Gdańsk, ale Warszawa, bo to rzeczywiście stał się mój drugi dom. Ale też zawsze uważałem, że jak jest starcie liderów - Jarosław Kaczyński, Janusz Palikot, Ryszard Kalisz - najpopularniejszy polityk SLD - jak przychodzi moment rozstrzygnięcia, trzeba stanąć twarzą w twarz z najtrudniejszym przeciwnikiem, nie można uciekać" - powiedział Tusk.
Pytany przez dziennikarzy jak zachęcić Polaków, żeby poszli głosować odparł, że "ludzie będą gotowi do wybierania, jeśli będą wiedzieli, że chodzi o coś naprawdę ważnego, a nie tylko o satysfakcję dla polityków". Przekonywał, że ludzie oczekują od niego, jako od urzędującego szefa rządu, że wyjaśni im "o co naprawdę idzie ta gra". "Ja w ogóle mam wrażenie, że Polaków nie trzeba namawiać do uczestnictwa w wyborach, jeśli to jest też stawka ważna dla nich. Dlatego z takim przekonaniem mówię, że obiecać każdy różne rzeczy może (...). Od polityki chyba każdy oczekuje, że stworzy warunki, żeby ludzie mogli więcej zarabiać, czy lepiej żyć" - podkreślił premier.
"Stąd moim zdaniem kariera tego pytania +jak żyć?+. Nawet, jeśli intencja nie zawsze jest szczera, kiedy się o coś takiego pytamy - ale to jest kluczowe pytanie. Cieszę się, że w każdym miejscu w Polsce odnajdujemy ludzi, którzy coraz lepiej sami sobie umieją odpowiedzieć na to pytanie" - dodał.
"Ale też każdego dnia widzę ludzi, którzy nie potrafią, nie mogą, czasami nie chcą - ale częściej nie mogą z różnych powodów - wykorzystać tych możliwości. Jeśli uwierzą, że dobra władza jest po to, żeby pomóc im też wykorzystać tę szansę, jaką Polska ma, to moim zdaniem pójdą głosować" - uważa Tusk. "Kiedy tak konsekwentnie powtarzamy - jest do wzięcia 300 miliardów zł, ale jest to bardzo skomplikowana operacja. To jest wielka bitwa w Europie, ale też operacja wymagająca tysięcy wykwalifikowanych ludzi - od autorów projektów, rolników, mikroprzedsiębiorców, samorządowców po dyplomację, szefa Parlamentu Europejskiego - to musi być jeden mechanizm" - zauważył.
"Z czystym sumieniem mówię ludziom, że jeśli Polska ma przez najbliższe kilka lat tę szansę wykorzystać, to jest to idealny moment. Szczególnie, jeśli prezydent, premier i nasi przedstawiciele w Europie stanowią jeden zespół. Wydaje mi się, że to może zmotywować wielu ludzi, którzy chcieliby coś dla siebie szarpnąć do przodu dzięki tej europejskiej szansie. Ja lepszego argumentu nie znajduję" - zaznaczył szef rządu. Pytany, czy obawia się wizyty na Podlasiu i na tzw. ścianie wschodniej Tusk odparł, że gdyby się bał swoich rodaków w Wielkopolsce, na Pomorzu, czy w Warszawie, to w ogóle powinien dać sobie z tym spokój.
"Władzę wybiera się po to, żeby rozwiązywała problemy, a nie poklepywała się po plecach. Nie ma czegoś takiego jak region, który jest czyjąś twierdzą. W każdy miejscu w Polsce niektórzy wybierają Platformę, niektórzy PiS, czy SLD - wszędzie znajdziemy sympatyków i oponentów. Dla mnie Podlasie jest o tyle ważne, że jeszcze stosunkowo niedawno było symbolem marnowanej szansy - mówiło się Polska B, zapóźnienie cywilizacyjne. A każdy kto zna Podlasie widzi, że tych wysp wzrostu i energii jest coraz więcej" - zauważył premier.Pytany, czym jego podróż po Polsce różni się od tej, jaką prowadzi Jarosław Kaczyński, Tusk zaznaczył, że nie przeszkadza oponentom w kontaktach z wyborcami. "Uważam, że wszyscy ludzie mają prawo do swobodnego dostępu do informacji, w tym także do polityków, którzy ubiegają się o poparcie, nie powinno się w tym ludziom przeszkadzać" - dodał.
"Jeśli kilkuset kiboli wychodzi na rynek i skanduje, mnie to za bardzo nie przeszkadza, ale ludzie, którzy chcieli ze mną rozmawiać byli bardzo poirytowani. Był taki moment, że to ci krzyczący, najbardziej agresywni mogli poczuć lekki niepokój - ludzie byli wkurzeni, że ktoś im przeszkadza" - zauważył. "Ale generalnie spotkania z ludźmi są dla mnie budujące - to nie jest ciężar, to jest raczej coś, co podnosi" - zadeklarował.