Tusk tłumaczył we wtorek, że odwiedził szkołę rodzenia nie dlatego, że czuje się w tej dziedzinie "szczególnym fachowcem", ale dlatego, że to najlepsze miejsce, żeby porozmawiać o tym, co jeszcze można zrobić w Polsce, żeby w efekcie było więcej dzieci.
Premier zaznaczył, że ci, którzy przygotowują się do rodzicielstwa, powinni mieć pewność, że "posiadanie dziecka, a w dalszej przyszłości dzieci, nie jest udręką". "Bóle porodowe nie powinny być znakiem tego, co będzie się działo później. Życie z dziećmi nie powinno być w Polsce życiem cięższym niż bez dzieci" - mówił.
"Nie chcemy przesadzać, kiedy mówimy dzisiaj, że dobrze byłoby powrócić do takiego modelu: co najmniej 2+2. Dzisiaj wiemy, że utrzymać poziom 2+2, który wcale nie wystarczy, aby przybywało Polaków, ale przynajmniej nie będzie ubywało, tak jak w tej chwili (...) to jest absolutne minimum" - ocenił Tusk.
Jak dodał, jego ugrupowanie chce poprzez "zwiększenie ulgi prorodzinnej dla trzeciego i każdego kolejnego dziecka promować ten odważniejszy trochę model rodziny, czyli 2+3, 2+4, 2+5".
Tusk ocenił, że bardzo dobrze sprawdza się urlop tacierzyński. "I to też chyba może być zachęta, kiedy kobieta będzie wiedziała, że istnieje wybór inny, niż ten najbardziej tradycyjny - kiedy np. praca kobiety jest atrakcyjniejsza z punktu widzenia rodziny niż praca mężczyzny" - dodał.
Szef rządu opowiedział się też za zwiększeniem środków potrzebnych do tego, by rodzenie "nie napawało lękiem".
"Była taka długa debata co zrobić, żeby dużo łatwiej dostępne było znieczulenie. Mieliśmy problem z tym, że znieczulenie było wykonywane wyłącznie przez anestezjologów. Anestezjologów nie jest tak dużo, to powodowało korowody. Jest przygotowany nowy standard, który byłby także finansowany przez NFZ - on wejdzie w życie lada dzień - żeby siostry przełożone mogły zastępować w tym działaniu anestezjologa, co powinno uczynić tę procedurę bez porównania bardziej dostępną" - tłumaczył Tusk.
Premier, który kontynuuje swój objazd po Polsce odwiedza we wtorek Świętokrzyskie.