W Polsce nie ma bowiem żadnego egzemplarza Liberatora z wyjątkiem zbudowanej w skali 1:1 repliki w Muzeum Powstania w Warszawie. Zrekonstruowany na podstawie znalezionych szczątków egzemplarz jest tylko w Berlinie. Taką replikę chcieliby też odtworzyć pasjonaci z północno-zachodniej Polski.

"To jest szyba pancerna samolotu" - mówi Gerard Sopiński, uczestnik wykopalisk, obracając w brudnej od ziemi ręce kawałek szkła, znacznie mniejszy niż jego dłoń. Takich kawałeczków szkła, metalu, blach z poszycia jest mnóstwo. Dla laika to złom, dla grupy ludzi kopiących w Przekolnie to niemal relikwie.

"To po tym ustalono, że jest to B-24" - opowiada Feliks Lewandowski, organizator wykopalisk, wskazując maleńki kawałek metalu poszarpany z jednej strony, na nim numer, tak jak numer silnika czy nadwozia, kombinacja kilku cyfr. "Numery fabryczne samolotu Amerykanie umieszczali na tabliczce znamionowej, też na radiostacji. To DNA maszyny" - dodaje.

Praca eksploratorów ma swój ustalony rytm. Na początek ocena wzrokowa, czy w konkretnym miejscu coś jest. Jeśli nie, koparka ogromną łychą nabiera ziemię, wysypuje na sporych już rozmiarów hałdę, tam detektorem sprawdza się, czy cokolwiek w wyjętej ziemi się znajduje. Jeśli tak, jest ona dokładnie przesiewana i… każdy wydobyty elenent jest oczyszczany. To praca dla najmłodszych. Trzech kilkuletnich chłopców z ogromnym zaangażowaniem, w zielonej plastikowej misce myje każdy metalowy element. Pomagają sobie najzwyklejszą szczoteczką do paznokci, ale robią to skutecznie.

Liberator spod Choszczna został trafiony pociskiem kilkadziesiąt lub nawet kilkaset kilometrów od Przekolna. Gdzie dokładnie, to będzie wiadomo po sprawdzeniu numeru samolotu w wojennych dokumentach armii amerykańskiej. Dzięki temu powinno się ustalić nazwiska załogi i trasę lotu. Im więcej części samolotu zostanie tu znalezionych, tym więcej szczegółów uda się ustalić.

"Nie jest dobrze, części samolotu są w ziemi, ale nie mamy takiego sprzętu, który mógłby je dokładnie namierzyć" - mówi lekko rozzłoszczony Lewandowski. "Zgłosiło się kilku chętnych przez internet, ale nie przyjechali… a potrzebuję geoskanu lub georadaru, żeby tu znaleźć coś większego".

Dlatego prace zostały w niedzielę wstrzymane. Poszukiwacze wrócą za tydzień, bo nie ukrywają, że liczą na znalezienie kabiny pilotów i innych, większych części bombowca.











Reklama