Warszawa i Londyn odmówiły jej podpisania i dokument będzie obowiązywał wszystkie kraje Unii poza Polską i Wielką Brytanii. Według jednych, Karta sankcjonuje małżeństwa gejów, rozdawanie mieszkań socjalnych, a nawet wypłatę Niemcom odszkodowania za mienie utracone po II wojnie światowej, według drugich uniemożliwia walkę z nielegalną imigracją i wprowadza socjalizm niemal na wzór skandynawski. Czy mają rację? Okazuje się, że nie, bo przepisy Karty zobowiązujące są nie dla krajów członkowskich, tylko dla instytucji unijnych. Zaś sprzeciw wobec niej nakręcił tak naprawdę jeden człowiek.

Londyn posłuchał Murdocha
W sprawie Karty Warszawa poszła w ślady Londynu, a Londyn w ślady Ruperta Murdocha i jego "The Sun". Wszechpotężny magnat prasowy rozpoczął w swoim tabloidzie kampanię przeciwko unijnemu dokumentowi, gdy zorientował się, że przyznaje on pracownikom prawo do strajku, ochrony przed nieuzasadnionymi zwolnieniami oraz do dobrych warunków wykonywania zawodu.


Reklama

Opinii "The Sun" premier Gordon Brown nie mógł zlekceważyć, bo gazeta już przygotowywała się do kolejnej antyunijnej kampanii: o przeprowadzenie referendum w sprawie nowego traktatu konstytucyjnego. Brown uznał więc, że o wiele bezpieczniej jest narazić się europejskim partnerom, odrzucając Kartę Praw Podstawowych, niż ściągając na Londyn i na własną głowę kalumnie za pogrzebanie traktatu.

Udało się: eurosceptycy wpadli w pułapkę i skoncentrowali swój gniew na Karcie. "Gdyby weszła w życie, byłby to koniec reform gospodarczych, które dzięki pani Thatcher zapewniły Brytanii cud gospodarczy" - mówił DZIENNIKOWI Paul Stephenson, rzecznik ruchu przeciwników eurotraktatu.

Warszawa posłuchała Londynu
Strategia Browna najwyraźniej zachęciła polskie władze: Pałac Prezydencki uznał, że w walce o pozyskanie konserwatywnego elektoratu Karta dostarcza doskonałej amunicji. Dokument mówi bowiem w jednym miejscu o zakazie dyskryminacji na tle orientacji seksualnej od czego - jak twierdzi Warszawa - już tylko krok do uznania, że Bruksela może wymusić na krajach członkowskich UE zalegalizowanie związków homoseksualnych. Zapadła decyzja o odrzuceniu Karty. Nie pomogły nawet protesty "Solidarności", której marzyło się wzmocnienie praw socjalnych. W ten sposób do Karty Praw Podstawowych, którą w piątek będą podpisywać na szczycie w Lizbonie przywódcy Unii, zostanie dołączony aneks zastrzegający, że przepisy dokumentu nie będą miały zastosowania w naszym kraju.

Francja dała Unii Kartę
Karta od początku była pomyślana bardziej jako chwyt marketingowy niż kodyfikacja rzeczywistych regulacji, które mają obowiązywać w Unii. W 1999 r. specjalna grupa przedstawicieli państw ówczesnej Unii pod kierunkiem byłego prezydenta Niemiec Romana Herzoga spisała zasady, które miały zapewnić obywatelom Wspólnoty godność, wolność, równość i solidarność. Autorzy czerpali z obowiązujących od dziesięcioleci dokumentów, w tym z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, którą od dawna stosuje m.in. Polska.





Największy wpływ na treść Karty miała jednak Francja i drogie jej idee Wielkiej Rewolucji 1789 r. Władzom w Paryżu potrzebny był "dowód" na to, że Unia nie tylko zajmuje się budową jednolitego rynku i kruszeniem monopoli, co jest priorytetem dla przedsiębiorców, ale także na to, że ma na względzie "dobro prostego człowieka".

Reklama

Stąd w Karcie obok praw politycznych tak wiele miejsca przyznano przywilejom socjalnym, w jakie mają opływać mieszkańcy Unii. Jest więc prawo pracowników do udziału w konsultacjach o przyszłości firmy, prawo do umów zbiorowych i ochrony przed nieuzasadnionymi zwolnieniami, opieki społecznej, strajku czy mieszkań socjalnych. To o wiele więcej, niż mogą liczyć mieszkańcy najbardziej liberalnych krajów Unii, a przede wszystkim Wielkiej Brytanii.

Polska dała Karcie kosza
Mimo to gdy w 2000 roku na szczycie w Nicei przywódcy Unii otrzymali Kartę do podpisu, ręka Tony’ego Blaira nawet nie zadrżała. Dlaczego brytyjski przywódca nie miał kłopotu z poparciem dokumentu, który z pozoru wywraca do góry nogami cały system działania brytyjskiego państwa? "Karta odnosi się tylko i wyłącznie do prawa europejskiego, a nie do wewnętrznych przepisów poszczególnych państw" - mówi Marc Gray. "W ogromnej większości spraw zapisanych w tym dokumencie Bruksela nie ma żadnych kompetencji. Nie ma nic do powiedzenia w sprawach socjalnych, moralnych czy obyczajowych".


Tylko jednomyślna decyzja państw Unii mogłaby to zmienić. "Ale rzecz jasna ani Wielka Brytania, ani Polska, ani wiele innych państw się na to nie zgodzi" - dodaje. Paradoksalnie Karta ogranicza uprawnienia Brukseli, a nie rządów "27". Spisane na 22 stronach zapisy odzwierciedlają obowiązujące od lat prawo europejskie, ale w sposób o wiele bardziej przejrzysty, niż blisko 100 tys. stron aktów, na jakie składają się unijne przepisy.

To potężna broń dla obywateli i zachęta do tego, by kontrolować działania unijnych instytucji tam, gdzie państwa członkowskie przyznały im prawo do działania. Gdy od 2009 r. Karta stanie się dokumentem prawnie obowiązującym, jak to chcą zrobić w Lizbonie przywódcy Wspólnoty, każdy obywatel Unii będzie mógł pozwać Brukselę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, gdy uzna, że swoim działaniem łamie ona podstawowe wartości. Każdy poza Brytyjczykami i Polakami.

Reklama



Thomas Wise: Sami lepiej zadbamy o swoje praw
Mogę urzędnikom z Brukseli pogratulować jednego: ktoś z nich wpadł na świetny pomysł, żeby nazwać świstek papieru tak górnolotnie. "Karta praw podstawowych", "Karta praw człowieka" - brzmi świetnie. Problem w tym, że to nie ma najmniejszej wartości.

Dlaczego? Mógłbym wymieniać bez końca. Po pierwsze: w jakim celu Europejczycy mają wymyślać w ogóle coś takiego jak fundamentalne prawa człowieka i zapisywać w Karcie? Wszyscy wiemy, jakie one są. Wszyscy mamy świadomość, czego dotyczą. Nasze kraje posiadają konstytucje, które każdemu z nas wspomniane prawa gwarantują.

Drugi argument, który przemawia przeciwko Karcie, to to, że nie ma ona żadnego znaczenia prawnego. Nie wystarczy coś zapisać i wydrukować. Nawet jeśli opiszemy najpiękniejsze rzeczy, a nie będą one obowiązywać - nie będą miały żadnej wartości. Postulaty zawarte w Karcie do arcydzieł naszej cywilizacji nigdy należeć nie będą, do tego dochodzi zwykła zasada: jeśli chcemy, żeby coś obowiązywało, musi być wiążące prawnie. Stąd Karta jest warta mniej niż papier, na którym została zapisana. Po trzecie natomiast, cóż z tego, że urzędnicy z Brukseli mówią o prawach człowieka i każą nam ich przestrzegać? Kim oni są, żeby nas zmuszać do czegokolwiek? Ich słowa to gadanina. Stalin też nieustannie mówił o prawach podstawowych. Jak było naprawdę, wszyscy wiemy. Karta jest projektem ideologicznym forsowanym przez jedno środowisko, dla którego jest tylko i wyłącznie sposobem na zamknięcie gęby swoim przeciwnikom.

W dziedzinie praw człowieka projekt ten nie posuwa nas ani o krok do przodu i nie wnosi nic nowego. I właśnie dlatego Wielka Brytania na Kartę się nie zgodziła. Mamy u siebie dokument zwany Magna Carta, wydany w 1215 roku przez króla Jana bez Ziemi. Do dziś w brytyjskim ustawodawstwie jest on fundamentem i gwarancją wolności obywatelskich. Na prawdę funkcjonuje on u nas tyle wieków. Czy ktoś słyszał, żeby Brytyjczycy skarżyli się na brak praw?
Thomas Wise: brytyjski europarlamentarzysta, członek grupy Niepodległość/Demokracja


Florian Geyer: To będzie wielki tryumf Europy
Przyjęcie w piątek na unijnym szczycie w Lizbonie Karty Praw Podstawowych będzie wspaniałym zwycięstwem, na które my - wszyscy Europejczycy - czekaliśmy od lat 60. ubiegłego wieku. Parlament Europejski od dawna opowiadał się za opracowaniem Karty i jej przyjęciem. Szkoda, że zajęło to tyle czasu, ale lepiej późno niż wcale.


Karta Praw Podstawowych to dokument wyjątkowej wagi, choć ostatecznie nie znajduje się on w traktacie reformującym, a jedynie w aneksie do niego. Jego ogromne znaczenie polega na tym, że nie tylko gwarantuje mieszkańcom Unii prawa socjalne czy obywatelskie, ale po przyjęciu przyczyni się także do pogłębienia integracji między państwami Wspólnoty.

Szczerze mówiąc, jestem bardzo rozczarowany postawą rządów Polski i Wielkiej Brytanii, które odmówiły podpisania Karty. Przecież zarówno Londyn, jak i Warszawa jeszcze w 2004 roku zgodziły się na zawarte w niej zapisy. Postawa tych dwóch państw jest nieodpowiedzialna: z jednej strony ich sprzeciw osłabia wydźwięk przyjęcia Karty, a z drugiej stawia je na uboczu procesów integracyjnych zachodzących w UE.

Nie rozumiem, co się mogło w ciągu dwóch lat zmienić w tych krajach. Wiem, w Polsce jest inny rząd, ale społeczeństwo pozostało to samo. Nie rozumiem też obaw warszawskiego rządu, który twierdzi, że Karta zmusza sygnatariuszy do zalegalizowania małżeństw homoseksualnych i stanowi zagrożenie dla tradycyjnego modelu rodziny. Podkreślam to z całą mocą: to nie jest prawda! Karta nikogo do niczego nie zmusza.

Z kolei w Wielkiej Brytanii nie było de facto nawet zmiany rządu: miejsce Tony’ego Blaira zajął jego najbliższy współpracownik Gordon Brown. Myślę, że nowy premier wykorzystuje Kartę do wewnętrznych rozgrywek politycznych, by uciszyć eurosceptyków, którzy mogliby zagrozić jego władzy. Dlatego zależało mu na wyłączeniu z traktatu konstytucyjnego wszystkiego, co mogłoby sugerować, że Unia zmierza w kierunku państwa federalnego.

Florian Geyer, Centrum Studiów nad Polityką Europejską w Brukseli


Lorraine Mullaly: Niech rządy wyjaśnią po co ta Karta


Z naszego punktu widzenia Karta Podstawowych Praw UE ustanowi nowe zasady, na których trzeba będzie oprzeć prawo obowiązujące w każdym kraju członkowskim Unii. W ten sposób zmieni się rzeczywistość prawna, w której funkcjonujemy.

W konsekwencji zmiany mogą objąć sfery szczególnie ważne: od czasu pracy po problem migracji zarobkowych. Na dodatek olbrzymim problemem jest język, za pomocą którego sformułowano ten dokument: to niejasna urzędnicza mowa, którą można wielorako interpretować. Język Karty budzi obawy co do skutków jej wprowadzenia. Musimy być ostrożni przy wprowadzaniu zamysłów tego dokumentu w życie.

Ostrożność i obawy, z jakimi traktujemy Kartę, nie mają nic wspólnego z ideologicznymi postawami lewicowymi czy prawicowymi. Ten dokument może mieć daleko idące skutki na dziesiątkach płaszczyzn zarówno budzących wielkie kontrowersje (weźmy tu choćby sprawę aborcji), jak i z pozoru banalnych, np. w dziedzinie funkcjonowania firm działających w różnych krajach.

Weźmy kwestię migracji. Czy po wejściu w życie Karty Podstawowych Praw UE jako obowiązującego wszędzie prawa Wielka Brytania będzie miała możliwość powstrzymania napływu imigrantów, jeżeli okaże się to konieczne dla uratowania brytyjskiej gospodarki? Czy będzie mogła wydalać nielegalnych przybyszów? W jaki sposób Karta może wpłynąć na kondycje i codzienne praktyki w naszych przedsiębiorstwach?

Niestety, nie mamy też jasności, jakie w końcu będzie stanowisko negocjacyjne brytyjskiego rządu. Analizą realnych skutków Karty jako prawa obowiązującego wszystkich członków Unii powinni się zająć prawnicy rządowi. Powinni oni jasno przedstawić, jakie będą konsekwencje dokumentu. Do tej pory rząd zapewniał, że Karta nie będzie dla Brytyjczyków wiążąca. Teraz wygląda na to, że lada chwila zacznie obowiązywać w większości pozostałych krajów Unii. Czas ucieka, a Brytyjczycy wciąż nie znają odpowiedzi na fundamentalne pytania.

Lauren Mullaly, ekspert ośrodka Open Europe



Co nam gwarantuje Karta Praw Podstawowych?

Art. 2.1 Każdy ma prawo do życia.
2.2 Nikt nie może być skazany na karę śmierci ani poddany jej wykonaniu.
(...)
Art. 3.1 Każdy ma prawo do poszanowania integralności fizycznej i psychicznej.
3.2 W dziedzinie medycyny i biologii muszą być szanowane w szczególności: swobodna i świadoma zgoda osoby zainteresowanej wyrażona zgodnie z procedurami (...); zakaz praktyk eugenicznych, w szczególności tych, których celem jest selekcja osób; zakaz wykorzystywania ciała ludzkiego i jego poszczególnych części jako źródła zysku; zakaz reprodukcyjnego klonowania istot ludzkich.
(...)
Art. 5.2 Nikt nie może być zmuszony do świadczenia pracy przymusowej lub obowiązkowej.
5.3 Handel ludźmi jest zakazany.
(...)
Art. 9 Prawo do zawarcia małżeństwa i prawo do założenia rodziny są gwarantowane zgodnie z ustawami krajowymi regulującymi korzystanie z tych praw.
(...)
Art. 10.1 Każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i religii. Prawo to obejmuje wolność zmiany religii lub światopoglądu oraz wolność uzewnętrzniania, indywidualnie lub wspólnie z innymi, publicznie lub prywatnie, swej religii lub światopoglądu przez uprawianie kultu, praktykowanie, nauczanie i uczestniczenie w obrzędach.
(...)
Art. 11.2 Szanuje się wolność i pluralizm mediów.
Art. 15.2 Każdy obywatel Unii ma swobodę poszukiwania zatrudnienia, wykonywania pracy, korzystania z prawa przedsiębiorczości oraz świadczenia usług w każdym Państwie Członkowskim.
Art. 15.3 Obywatele państw trzecich, którzy posiadają zezwolenie na pracę na terytorium Państw Członkowskich, są uprawnieni do takich samych warunków pracy, z jakich korzystają obywatele Unii.
(...)
Art. 19.1 Wydalenia zbiorowe (cudzoziemców i imigrantów - przyp. red.) są zakazane.
(...)
Art. 21.1 Zakazana jest wszelka dyskryminacja ze względu na płeć, rasę, kolor skóry (...) wiek lub orientację seksualną.
Art. 23 Należy zapewnić równość mężczyzn i kobiet we wszystkich dziedzinach, w tym w sprawach zatrudnienia, pracy i wynagrodzenia.
(...)
Art. 29 Każdy ma prawo dostępu do bezpłatnej usługi wyszukiwania miejsc pracy.
Art. 30 Każdy pracownik ma prawo do ochrony w przypadku nieuzasadnionego zwolnienia z pracy, zgodnie z prawem wspólnotowym oraz ustawodawstwami i praktykami krajowymi.
(...)
Art. 41.4 Każda osoba może zwrócić się pisemnie do instytucji Unii w jednym z języków traktatowych i musi otrzymać odpowiedź w tym samym języku.
(...)
Art. 46 Każdy obywatel Unii korzysta na terytorium państwa trzeciego (...) z ochrony dyplomatycznej i konsularnej każdego z pozostałych Państw Członkowskich na takich samych warunkach jak obywatele tego państwa.
(...)
Art. 49.3 Surowość kar nie może być nieproporcjonalna do czynu zabronionego zagrożonego karą.
(...)
art. 51.2 Niniejsza Karta nie ustanawia żadnej nowej kompetencji ani zadania dla Wspólnoty lub Unii, ani nie zmienia kompetencji i zadań określonych w Traktatach.