Rąbka tajemnicy uchyla wiceminister spraw zagranicznych Karol Karski. Jasno mówi, że prezydent nie będzie w takiej sytuacji odwoływał ambasadorów przez siebie mianowanych. "Konstytucja jasno mówi, że ambasadora powołuje i odwołuje prezydent" - argumentuje. I radzi, jak uniknąć pata: "Donald Tusk powinien wskazać takiego ministra spraw zagranicznych, który będzie umiał dobrze współpracować z urzędującym prezydentem".

Reklama

Jeśli Tusk mianuje Sikorskiego, rząd PO może mieć kłopoty z polskimi ambasadorami. To bowiem prezydent podpisuje ich nominacje, które zgłasza premier. Wiceminister Karski daje wyraźnie do zrozumienia: gdyby doszło do sporu o politykę zagraniczną między Donaldem Tuskiem i Lechem Kaczyńskim, ambasadorowie powinni słuchać tego ostatniego.

Władysław Bartoszewski nie może powstrzymać emocji. Pytany, jak tłumaczy takie sygnały ze strony Pałacu Prezydenckiego, główny doradca ds. zagranicznych Tuska odpowiada: proszę pytać lekarzy psychiatrów.

Problem może być duży. Do sprawnej realizacji polityki zagranicznej Donald Tusk będzie potrzebował pomocy zaufanych ambasadorów w Waszyngtonie, Brukseli, Moskwie czy Berlinie. "To rząd prowadzi politykę zagraniczną, a w sprawie nominacji na stanowiska ambasadorów prezydent powinien być jedynie konsultowany" - mówi Władysław Bartoszewski. I apeluje: Lech Kaczyński jest prezydentem nie tylko 5 mln wyborców PiS, ale także 25 mln Polaków, którzy nie głosowali na PiS.

Reklama

W ostatnich dwóch latach Anna Fotyga wymieniała wielu szefów naszych misji dyplomatycznych. Ale dla nowego ministra spraw zagranicznych szczególnym problemem może okazać się obsadzenie wakatów: wciąż 17 polskich ambasad czeka na swojego szefa.

Mimo to Radosław Sikorski stara się trzymać nerwy na wodzy: "Nie głosowałem za konstytucją, która wprowadza podział wewnątrz władzy wykonawczej, ale taką mamy i musimy z nią żyć. Ambasadorowie są przedstawicielami głowy państwa, a jednocześnie pracują w MSZ" - mówi DZIENNIKOWI. I dodaje: "W tej chwili nie przychodzi mi do głowy ani jedna zmiana na stanowisku ambasadora, której chciałbym pilnie dokonać, gdyby spotkał mnie zaszczyt kierowania polską dyplomacją".

Ostrożność jest uzasadniona. Wiceminister Karski zapowiada bowiem, że to prezydent, a nie premier, będzie reprezentował nasz kraj na unijnych szczytach, gdzie często zapadają kluczowe dla Polski decyzje. Ostrzega także: "Pani minister Fotyga będzie jedną z osób, które zachowają znaczący wpływ na politykę zagraniczną".

Reklama

"To jest walka o władzę. Konstytucja nie daje prezydentowi wielu prerogatyw, więc wykorzystuje te, co ma" - tłumaczy Paweł Śpiewak, politolog i były poseł PO.

Jędrzej Bielecki: Kandydat na nowego ministra spraw zagranicznych Radosław Sikorski nie podoba się prezydentowi. Czy Lech Kaczyński zgodzi się, aby na jego wniosek dokonać zmian na stanowiskach ambasadorów?
Karol Karski: Nie widzę powodu, dla którego prezydent miałby odwoływać osoby, które zostały przez niego powołane. Uznał przecież, że każda z nich nadaje się na to stanowisko, dostrzegł jej kompetencje, sądzi, że należycie reprezentuje zarówno jego samego, jak i państwo polskie. Konstytucja jasno mówi, że ambasadora powołuje i odwołuje prezydent. Ustawa zasadnicza czyni go najwyższym przedstawicielem państwa w stosunkach zewnętrznych. I jest to logiczne: żaden Polak poza nim nie ma tak mocnego mandatu demokratycznego, bo tylko on został bezpośrednio wybrany przez cały naród. Dlatego w dwóch obszarach najważniejszych dla bytu państwa, polityce zagranicznej i obronnej, ma tak daleko idące kompetencje.

W niektórych sprawach w polityce zagranicznej prezydent i przyszły premier mają jednak odmienne zdanie. Jaką politykę powinni prowadzić ambasadorzy?

Najlepiej, aby między prezydentem i przyszłym premierem zawiązała się w tej sferze współpraca. Ale ambasador powinien pamiętać o konstytucyjnych kompetencjach głowy państwa. Cóż z tego, że rząd wynegocjuje jakąś umowę, jeśli prezydent uzna ją za niekorzystną dla Polski i nie będzie uważał za słuszne jej ratyfikować? Donald Tusk powinien wskazać takiego ministra spraw zagranicznych, który będzie potrafił dobrze współpracować z urzędującym prezydentem.

Kto podpisze nowy unijny traktat?

Najwyższym przedstawicielem państwa za granicą jest prezydent. Wniosek jest prosty: traktat podpisze prezydent lub osoba przez niego wyznaczona. Tym bardziej że będzie to ukoronowaniem osobistych starań Lecha Kaczyńskiego o silną pozycję Polski w tym traktacie. Podobnie na szczyty Unii będzie jeździł prezydent lub, gdy nie będzie chciał być tam osobiście, premier.

W kampanii wyborczej PO zapowiadała, że wbrew prezydentowi zgłosi akces Polski do Karty Praw Podstawowych. Czy Lech Kaczyński podpisze traktat, którego częścią byłaby Karta?
Nie sądzę, aby Donald Tusk podpisał coś, co byłoby tak szkodliwe dla Polski. Jesteśmy państwem, które ma specyficzne problemy wynikające ze skutków II wojny światowej. Ponad jedna trzecia terytorium jest objęta potencjalnymi roszczeniami tzw. wypędzonych. Sam przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Poettering uznał podczas zjazdu niemieckich ziomkostw, że z zapisanego w Karcie prawa do godności można wyciągnąć wniosek o istnieniu tzw. prawa do stron ojczystych. Jeśli tak, to mamy poważne zagrożenie dla polskiej racji stanu. Po co podpisywać dokument, który daje tak duży luz interpretacyjny sądom międzynarodowym? Musimy przekonać się, jaka w tej sprawie będzie linia orzecznicza Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Karol Karski jest wiceministrem spraw zagranicznych