Spot nie spodobał się Cezaremu Pazurze, który uznał, że żeruje na jego wizerunku, i wytoczył sprawę sklepom oraz twórcom reklamy. I tak przed warszawskim sądem toczy się pierwsza w Polsce sprawa o prawo do bycia łudząco podobnym do kogoś bardzo znanego.

Cezary Pazura bis

Na sobowtóra po niemiecku mówi się "doppelganger", czyli "podwójny wędrowiec". Ujrzenie własnego doppelgangera jest według przesądów zapowiedzią nieszczęścia. I chyba coś w tym jest, bo zarówno dla Cezarego Pazury, jak i dla jego sobowtóra Leszka Blautenberga skończyło się to kłopotami.

"Kiedyś mówiono mi, że jestem bardziej podobny do Bronisława Cieślaka. Co i raz słyszałem, że wyglądam zupełnie jak Borewicz z <07 zgłoś się>, ale z czasem moje rysy zmieniły się i zacząłem przypominać Pazurę. A jak był taki młodziutki i grał w <Pograniczu w ogniu> w mundurze, to już toczka w toczkę jak ja z czasów wojska" - mówi Leszek Blautenberg, lat 46, ochroniarz, trener zapasów i sumo. W sportowej bluzie i dżinsach wygląda podobnie do Cezarego Pazury, aktora, lat 48.

"Kiedyś nawet uniknąłem mandatu, gdy śpieszyłem się na zawody z moimi chłopakami. Gdy zatrzymała nas policja, krzyknęli, że śpieszą się, bo wiozą Pazurę na plan. Policjanci spojrzeli na mnie i puścili" - śmieje się Blautenberg.

Jednak Leszka i Czarka więcej różni, niż łączy. Kiedy w 1986 roku Pazura kończy łódzką Filmówkę, Blautenberg trenuje judo i jest mistrzem Warszawy juniorów, potem seniorów, a nawet wicemistrzem Polski. Kiedy pierwszy za rolę "Nowego" w "Psach 2" dostał Złotą Kaczkę, drugi zerwał sobie wiązadło krzyżowe. Dla aktora to początek kariery, dla zawodnika koniec sportu.

"Wtedy pracowałem jako ochroniarz w kasynie w hotelu Victoria. Ale to mi nie wystarczało. Odkąd nie mogłem trenować, po prostu się nudziłem. Postanowiłem wykorzystać podobieństwo do Pazury i zgłosiłem się na konkurs sobowtórów w Teatrze Syrena. Startowało 80 osób, zająłem czwarte miejsce. To wystarczyło, by się wybić" - opowiada Blautenberg.

Kolejna szansa pojawia się 9 czerwca 1998 roku, kiedy Juliusz Machulski szuka statysty do roli Moralesa, czyli sobowtóra Kilera w drugiej części filmu. Na casting przyszło blisko 20 osób, wygrał Blautenberg. Dziś z rozrzewnieniem wspomina, jak razem z Pazurą odgrywali sceny w sypialni Rysi. I jak zamiast Pazury dawał dzieciakom na planie autografy.

"Sam mnie wysłał, ale ja i tak zawsze podpisywałem się "Cezary Pazura bis", żeby nie było, że się za niego podaję" - zapewnia. I jak po bankiecie na zakończenie zdjęć razem z ówczesną żoną Pazury, Weroniką Marczuk, odwoził aktora do domu. "Naprawdę nie wywyższał się, spoko facet. A tu nagle z procesem wyskakuje. Po ludzku tak mi jest przykro.

Rok 2005. Alejką między stoiskami przechodzi mężczyzna, uśmiecha się do sprzedawczyni. Ta po chwili wyobraża go sobie w mundurze XIX-wiecznego żołnierza. W tle piosenka o tym, jak to w MarcPolu świetnie robi się zakupy. Główny bohater spotu, choć ubrany jak zwykły klient, przypomina Cezarego Pazurę.

"Nie kazano mi paradować w mundurze policjanta, który jest charakterystyczny dla Pazury po serialu <13. posterunek>, nie kazano naśladować jego mimiki. To było granie na skojarzeniu" - zapewnia Blautenberg. Reklama jest słabiutka, pokazuje go tylko lokalna warszawska stacja WOT, a i tak po kilku tygodniach znika z anteny.

Jednak Weronika Marczuk, żona i menedżerka aktora, stwierdza, że to bezprawne wykorzystywanie jego wizerunku, i składa wniosek do sądu o odszkodowanie. Podobno żąda aż 200 tys. zł. Sprawa jednak nie trafia na wokandę, bo powód nie wpłaca wymaganego wadium. I kiedy wydawało się, że o sprawie zapomniano - znowu wraca. Teraz jednak Pazurowie nie są już małżeństwem, a w pozwie nie ma mowy o odszkodowaniu.

MarcPol odmawia dziś komentarza, a producent filmiku twierdzi, że Blautenberg nie udawał w reklamie Pazury. A co się komu kojarzy, to już nie jego sprawa. "Dobra linia obrony" - uważa Katarzyna Dragović, założycielka Szkoły Mistrzów Reklamy. "To dosyć powszechna praktyka w świecie reklamy: mrugać okiem do widza, że to, co widzi, to prawdziwy celebryta. Powód jest prosty: nie wszystkich stać na prawdziwą gwiazdę, a nic tak nie robi dobrze w reklamie jak znana twarz.

I rzeczywiście, tak jak Pazura w spotach MarcPolu "zagrał" też Lech Wałęsa, a telefonia Dialog na swoich ulotkach niedawno wykorzystała sobowtórów Chucka Norrisa i Rowana Atkinsona, czyli Jasia Fasoli. "Nie warto się na to oburzać, no, chyba że ktoś żałuje, że to nie on zarobił na reklamie" - śmieje się Dragović.

"Dostałem za ten spot chyba 1400 zł" - wspomina Blautenberg. "Lepiej już zarobiłem kilka lat wcześniej, kiedy występowałem jako model, ewidentnie udając Pazurę na takich zapachowych kartkach dla Procter & Gamble. Oprócz mnie były tam też zdjęcia sobowtórów Leonarda DiCaprio i Pameli Anderson" - wzdycha. "Wtedy to nawet zastanawiali się, czy przypadkiem problemów z Pazurą nie będzie. Ale nic. A tu nagle taki spocik i wielka afera!

W światku zawodowych sobowtórów, których w Polsce może być nawet ponad 100, wybuchnie afera, gdy Pazura ten proces wygra. - Lawiny pozwów i procesów raczej nie będzie, ale klienci staną się ostrożniejsi - mówi Jacek Pieniążek, właściciel Agencji Sobowtórów ze Stalinem, z Billem Clintonem czy Napoleonem w portfolio, sam dorabiający jak Chuck Norris. "Już dziś kokosów z tego biznesu raczej nie ma. Skończyły się czasy, kiedy lokalny król sedesów słono płacił za przyjazd sobowtóra Lech Wałęsy na przyjęcie w ogrodzie.

Sobowtóry w sądzie

Jednak jak się okazuje, walka z sobowtórem przed sądem nie jest bezprecedensowa, choć podobnych przypadków trzeba szukać aż w Stanach Zjednoczonych. Tam w 1984 roku sporo szumu narobił proces wytoczony przez Jacqueline Kennedy Onassis, żonę prezydenta Johna F. Kennedy’ego, znanej firmie kosmetycznej Dior. Ta w swojej kampanii zamieściła zdjęcia przedstawiające historię trzech osób zwanych The Diors. Fotografie dotyczyły kolejnych etapów ich komfortowego życia: wystawnego ślubu, narodzin dziecka, a na końcu wzniesienia się do nieba - wszystko w kontekście luksusowych kosmetyków używanych przez bohaterów reklamy. Problemem okazało się zdjęcie przedstawiające ślub: uwieczniona na nim para była otoczona tłumem ludzi, a pod nim napis: "Ślub Diorów był wszystkim, czym prawdziwy ślub powinien być, (...) legendarnym prywatnym przyjęciem". A ta legendarność polegała na tym, że wśród gości na zdjęciu było kilka postaci podobnych do celebrytów, w tym jedna z kobiet łudząco przypominała Jackie Onassis. I choć Dior bronił się, że nie wykorzystał prawdziwego wizerunku byłej pierwszej damy, to i tak sąd przyznał rację Onassis, twierdząc, że nie można korzystać z wizerunków osób podobnych do celebrytów.

Amerykanie są od tamtej pory wyczuleni na punkcie ochrony wizerunku. W 1992 roku sąd uznał nawet, że nie musi to być wizerunek samego celebryty. Wystarczy, by był to element z nim kojarzony. I dlatego przychylił się do skargi kierowcy rajdowego, którego zdjęcie samochodu w swojej reklamie wykorzystała R.J. Reynolds Tobacco, firma produkująca papierosy.

W Polsce jest inaczej. "Nie można zabronić nikomu komercyjnego wykorzystania swojego wizerunku, choćby był podobny do znanej osoby. Jednak jeśli reklama wprowadza w błąd odbiorcę co do osoby w niej występującej, to może dojść do naruszenia dobrego imienia lub prywatności gwiazdy, nie wizerunku" - tłumaczy prawnik Tomasz Bakalarz, specjalista od prawa autorskiego.

"Ewentualnie można tu mówić o nieuczciwej konkurencji w zachowaniu przedsiębiorcy wprowadzającego w błąd, że jego przedsiębiorstwo jest rekomendowane przez znanego aktora" - dodaje Bakalarz, który uważa, że sprawa sobowtóra Pazury jest tak bezprecedensowa, że może się otrzeć nawet o Sąd Najwyższy.

Sam Cezary Pazura nie znalazł czasu na rozmowę. Ponoć spędza urlop za granicą.









































Reklama