Kiedy w niedzielę dziennikarze opuścili już Wojewódzki Szpital im. Najświętszej Maryi Panny na Parkitce, zostałem tam jako jedyny, by obserwować wygaszanie pracy oddziałów. Około godz. 22.15 do izby przyjęć przyjechała załoga karetki. Lekarze mówili o śmierci pacjenta z tętniakiem, który nie miał szans na operację w tej placówce, bo przestała przyjmować ciężkie przypadki.
Poprosiłem o szczegóły tragedii dr Majkę Zdziechowicz, która znała sprawę dzięki relacji lekarki wiozącej pacjenta do Bytomia. Podczas transportu, w Dźbowie, stan pana Henryka tak się pogorszył, że zawrócono karetkę do Częstochowy. Już w ambulansie o jego życie walczyła dr Marzena Pęczak. Lekarka nie miała wątpliwości - pacjent zmarł po dowiezieniu do szpitala im. prof. Orłowskiego.
Dr Bożena Karol, która miała nocny dyżur na oddziale chirurgii szpitala na Parkitce, potwierdziła, że pan Henryk nie został przyjęty do tej placówki. Powiedział jej o tym lekarz pełniący dyżur przed nią. Zadałem pytanie: Czy pacjent z pękniętym tętniakiem aorty brzusznej nie został przyjęty z powodu zarządzenia dyrekcji?
"Jeśli rozwarstwienie było powyżej nerek i tak nie moglibyśmy go operować, bo nie mamy takich uprawnień. Jeśli było poniżej tej linii, to jego śmierć rzeczywiście byłaby przypadkiem zadziałania okólnika zakazującego przyjmowania pacjentów ciężkim stanie" - wyjaśniła lekarka i dodała, że chirurg z Parkitki pojechał do szpitala im. Orłowskiego dowiedzieć się o stan pacjenta. "Niestety, niewiele już mógł pomóc" - podsumowała.
Ze szpitala wyjechałem około godz. 1 w nocy - pewien przekazanych redakcji informacji, ponieważ śmierć pacjenta potwierdziły rozmowy z dwiema lekarkami. Zarzut, że jako gazeta uśmierciliśmy pana Henryka w pogoni za sensacją, jest więc nietrafiony. Nie szukałem śmierci w relacji z wydarzeń w szpitalu. Tak jak wszyscy wierzyłem, że mimo ewakuacji pacjenci są bezpieczni. Gdybym tak jak inni dziennikarze wyjechał z Parkitki kilka godzin wcześniej, nie usłyszałbym opowieści zrozpaczonych, wzburzonych i wstrząśniętych lekarzy. Jednak jako dziennikarz - po sprawdzeniu uzyskanych informacji - nie mogłem ich pominąć w artykule.
Pan Henryk, 78-latek z tętniakiem aorty brzusznej, został uratowany przez lekarzy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. prof. Witolda Orłowskiego w Częstochowie. To wspaniała wiadomość. Jakże inna od tej, którą uzyskałem w niedzielę od lekarzy. Wtedy utrzymywali, że mężczyzna zmarł.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama