Jak do tej pory śledczym udało się przesłuchać tylko dwie byłe zakonnice. Jednak prokuratorzy nie dowiedzieli się od nich właściwie niczego. Siostry stwierdziły tylko, że nie mają nic do powiedzenia. Dziś w prokuraturze miały się stawić kolejne zbuntowane zakonnice. Ale nie przyszły.

Śledczy nie są tym zdziwieni. Już kiedy wręczano siostrom wezwania, wyglądało na to, że kobiety nie stawią się na przesłuchanie - przyznał Robert Bednarczyk z Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie.

Do tego śledczy podejrzewają, że zbuntowane betanki były poddawane manipulacji, a to - według psychologów - może utrudnić jakikolwiek z nimi kontakt.

W czasie konferencji prasowej w prokuraturze padło pytanie o "wątek białoruski". Mówi się bowiem, że siostry, które w nocy uciekły z domów rekolekcyjnych, wyjechały na Białoruś. Śledczy jednak nie zamierzają tego sprawdzać.

"Każdy, kto ma paszport, może wyjechać za granicę. Nie ma w tym nic złego" - tłumaczył prokurator Bednarczyk. Przyznał, że śledczy chcą teraz przede wszystkim uporządkować sytuację. I na razie nie będą wysyłać zbuntowanym siostrom kolejnych wezwań.

Wczoraj po kilkugodzinnej akcji ponad 60 wyrzuconych z Kościoła sióstr, po dwóch latach okupacji, opuściło klasztor w Kazimierzu Dolnym. Psychologowie, którzy obserwowali eksmisję, są zgodni - życie za murami klasztoru przypominało działalność sekty.

Siostry miały zamieszkać w domach rekolekcyjnych, ale gdy tam dojechały autokarami z klasztoru, przesiadły się do samochodów i odjechały w nieznanym kierunku. Kto po nie przyjechał i gdzie są teraz - nie wiadomo. Zaledwie kilka sióstr wróciło do rodzinnych domów.