>>>Podejrzane dyplomy ze Słowacji

KLARA KLINGER: Po naszych artykułach o robieniu habilitacji na skróty na słowackich uczelniach Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zapowiada kontrolę umowy między Polską a Słowacją, która to umożliwiała.
BARBARA KUDRYCKA: Rzeczywiście, będziemy powoływać specjalną komisję, która przeanalizuje, czy wszystkie warunki umowy zawartej między Polską a Słowacją o wzajemnym uznawaniu tytułów naukowych są spełnione. Problem z katolickim uniwersytetem w Rużomberku znamy, ale myślę, że jest on jednostkowy, bo nic nam nie wiadomo o innych przypadkach.

Reklama

Po co w ogóle taka umowa powstała?
W samych umowach nie ma nic złego i dobrze by było, gdyby Polska zawierała ich jak najwięcej z innymi krajami Unii Europejskiej. Co do Słowacji zaś, myślę, że kiedy ją zawierano, nikt nie przypuszczał nawet, że tego rodzaju zjawisko się pojawi. Sygnały płynące ze Słowacji zamierzamy dokładnie przeanalizować, co pozwoli nam wypracować metody eliminowania tego typu procederu w przyszłości.

Jakie to mogą być metody?
Rozważamy przyjęcie zasady, że przy zawieraniu umowy międzynarodowej będzie można czasowo wyłączyć z niej konkretną uczelnię, jeśli nie spełni odpowiednich wymogów płynących z ogólnie przyjętych europejskich standardów kształcenia. Z tym, że w tego typu umowie bilateralnej ważne jest stanowisko drugiej strony.

Ale dokumenty związane z przewodami habilitacyjnymi trafiają do ministerstwa. Czy państwo zwrócili uwagę, że coś niedobrego dzieje się, jeśli idzie o dyplomy uzyskiwane na pomniejszych uczelniach zagranicznych?
Niełatwo jest ocenić jakość tych dyplomów, ponieważ wymagałoby to skontrolowania samych uczelni zagranicznych, a to nie jest możliwe. Planujemy natomiast opracować strategie działania na poziomie kształtu umów międzynarodowych dotyczących wzajemnej uznawalności dyplomów.

Ludzie, którzy decydują się na zrobienie habilitacji za granicą, skarżą się, że zostali do tego zmuszeni, bo w Polsce zablokowano im ścieżkę edukacji.
To prawda, że przeprowadzenie przewodu habilitacyjnego jest w Polsce dość skomplikowane, długotrwałe i żmudne, dlatego pracujemy nad zmianami w procedurze uzyskania tego stopnia. Chcielibyśmy, aby otwarcie przewodu nie zależało od władz uczelni, na której dana osoba jest zatrudniona, tylko bezpośrednio od jakości naukowej dorobku zainteresowanego. I aby procedura, ocena tego dorobku, była przeprowadzona poza uczelnią macierzystą, ale w kraju. Zależy nam bowiem na tym, aby od wewnątrz nie blokowano karier osobom, które są przekonane, że ich dorobek pozwala im na uzyskanie stopnia doktora habilitowanego.

Trzeba pamiętać, że rozwój szkolnictwa niepublicznego wpłynął na wzrost zapotrzebowania na samodzielnych pracowników naukowych. Zainteresowanych uzyskaniem stopnia doktora habilitowanego jest coraz więcej. I poszukują oni różnych sposobów, żeby ten stopień uzyskać.

Reklama

Samo ministerstwo wymusza to chyba, uzależniając ocenę i działalność naukową danej uczelni od liczby samodzielnych pracowników. Problem tkwi więc w samym systemie szkolnictwa wyższego. Prof. Tadeusz Luty w rozmowie z nami podkreślał, że system, który stawia nie na jakość, tylko na ilość, jest zły.
Bliska jest mi taka diagnoza szkolnictwa wyższego, stąd podejmowane przez nasz resort próby zmiany tego stanu rzeczy. Problem wziął się z obowiązujących wymogów formalnych, które są podstawowym kryterium, gdy uczelnia chce uruchomić nowy kierunek studiów. Doprowadziły one do pewnych nieprawidłowości systemowych. W tej chwili organem, który ocenia daną uczelnię, jest Państwowa Komisja Akredytacyjna. Ta zaś bierze pod uwagę również kryteria formalne, a nie tylko dorobek naukowy osób kwalifikowanych do minimum kadrowego. Myślę, że po państwa artykułach PKA będzie bardziej wrażliwa na dyplomy pozyskiwane z zewnątrz. Ministerstwo w przygotowywanej reformie chce wprowadzić zasadę oceny jakości kształcenia na podstawie krajowej struktury kwalifikacji. Kiedy zacznie obowiązywać, wówczas będziemy oceniali kierunki studiów na podstawie uzyskanej wiedzy przez studentów, a nie liczby zatrudnionych pracowników. Chcemy też tak zmienić system szkolnictwa wyższego, by nie liczba pracowników, lecz jakość dydaktyki i badań naukowych decydowały o stopniu finansowania.

Jak będzie wyglądała taka ocena?
Państwowa Komisja Akredytacyjna będzie oceniała w szerszym stopniu niż dotychczas prace dyplomowe studentów. Będzie uczestniczyła w wykładach, rozmawiała z wybranymi studentami, żeby ocenić, ile naprawdę się nauczyli. Czyli będzie oceniać rzeczywistą wiedzę studenta i na tej podstawie jakość studiów. Moim zdaniem to będzie prawdziwa rewolucja, bo wówczas uczelnie, szukając wykładowców, przestaną zabiegać tylko o naukowców z dyplomami i stopniami, ale będą się starały pozyskać naukowców jak najlepszych.

Z naszych informacji wynika, że problem habilitacji na skróty nie ogranicza się tylko do Słowacji. Również na Białorusi ma to miejsce, można tam nawet kupić tytuł.
W 2005 r. wprowadzono w Polsce obowiązek nostryfikacji tytułu uzyskanego za granicą. Wcześniej w stosunku do państw byłego ZSRR obowiązywały umowy o wzajemnej automatycznej uznawalności dyplomów. Oczywiście sama procedura nostryfikacyjna i to, jak się ją realizuje, jak ocenia dorobek kandydata, zależy już od samej uczelni. Wiem, że na wielu bardzo dobrych uczelniach jest to bardzo rzetelnie przeprowadzane.

Czy w sprawie już uzyskanych habilitacji, ale budzących zastrzeżenia nic się już nie da zrobić?
Niestety nie. Mamy tu do czynienia z prawami nabytymi, a prawo nie działa wstecz. Natomiast chcemy opracować strategię, która w przyszłości pozwoli nam na to, aby uczelnie polskie zainteresować zatrudnianiem dobrych naukowców, także z zagranicy. Choć z tym też mamy pewien problem. Otóż jeśli uczelnia chce zatrudnić wybitnego profesora z zagranicy, musi przeprowadzić nostryfikację jego dyplomu, tymczasem zdarza się, że ci profesorowie nie chcą się poddać polskiej procedurze nostryfikacji. Taka sytuacja ma miejsce choćby w Poznaniu, gdzie znany profesor z Niemiec, o którego stara się tamtejsza uczelnia, odmówił poddania się nostryfikacji. Najwybitniejsi uczeni, mając wiele ofert z różnych krajów europejskich, wybierają te, w których nie muszą się nostryfikować. I na tym traci Polska.

*Barbara Kudrycka jest ministrem nauki i szkolnictwa wyższego