Ostatecznie ustalono, że Bronisław Geremek prowadzący mercedesa bez żadnej przyczyny zjechał na przeciwległy pas ruchu i zderzył się z fiatem ducato. Nie zasygnalizował zmiany pasa ruchu. Prokuratura uważa, że najpradopodobniej profesor mógł zasnąć za kierownicą i wtedy stracił panowanie nad samochodem.

Reklama

Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, Magdalena Mazur-Prus cytowała zeznania świadków, którzy mówili w śledztwie, że wcześniejsze zachowanie samochodu, który prowadził Bronisław Geremek "sprawiało wrażenie, jakby kierowca przysypiał". Śledczy dodają, że mercedes profesora wcale nie jechał za szybko.

13 lipca 2008 roku nagle auto prowadzone przez Geremka zjechało na lewy pas drogi i uderzyło czołowo w nadjeżdżającego fiata ducato. Samochód profesora był sprawny technicznie, a on sam był trzeźwy.

Śledczy badali między innymi, czy Bronisław Geremek, prowadząc samochód, nie zapadł w śpiączkę cukrzycową lub hipoglikemię. Jednak ta hipoteza nie potwierdziła się. Podobnie jak wersja, że przyczyną wypadku mógł być zawał serca kierowcy.

Reklama

__________________________________________________________________________

BARTŁOMIEJ LEŚNIEWSKI: Ustalanie przyczyn wypadku profesora Bronisława Geremka trwało bardzo długo. To zgodne z regułami sztuki?
RYSZARD CIECHAŃSKI: Jak najbardziej. Kierowca nie przekroczył prędkości, miał przed sobą pustą, suchą i równą drogę, nie musiał się rozglądać za okazją do wyprzedzenia. W tego typu przypadkach ustalenie przyczyny jest bardzo trudne.

Dlaczego?
Gdy kierowca jedzie za szybko, wyprzedza na trzeciego, przyczyna jest łatwa do ustalenia, biegli i śledczy nie mają za wiele do roboty. Ale w przypadkach takich jak ten spod Nowego Tomyśla potrzebne jest bardzo drobiazgowe śledztwo, szukanie różnych punktów zaczepienia, sprawdzania setek potencjalnych przyczyn i hipotez - od tego, że strzeliła opona, po chorobę kierowcy.

Reklama

Od czego zaczyna się podobne śledztwo?
Od zabezpieczenia miejsca wypadku. Spisania danych i pierwszych relacji świadków, sfotografowania wraków, opisania drogi hamowania. Potem stan techniczny pojazdów po wypadku ocenia rzeczoznawca. Dzieje się to w warsztacie. I tu stan wraku mercedesa profesora Geremka także nie ułatwiał biegłemu zadania. Auto było mocno zmasakrowane, a część śladów dodatkowo zatarła akcja ratownicza, wycinanie blach dla wydobycia ofiar. W takich sytuacjach część potencjalnych usterek pozostaje nie do wykrycia. Bo części, które mogły zawieść, są sprasowane.

Jednak eksperci uznali, że stan techniczny pojazdów był dobry.
Oznacza to ni mniej ni więcej, że choć sprawdzili wszystko, co można, nie znaleźli niczego, co wskazywać mogłoby na istotne usterki. Ale powtórzę - stuprocentowej pewności, że wszystko było w porządku, przy takim stanie wraku mieć nie mogli.

Nie warunki, nie stan techniczny, pozostaje zatem człowiek, błąd, choroba.
I to jest najtrudniejsze do sprawdzenia. Bo w takich wypadkach trzeba odnaleźć nie tylko chorobę, ale i udowodnić, że miała ona związek z wypadkiem. To wymaga zespołu fachowców, połączenia bardzo rozległej wiedzy z różnych dziedzin: od medycyny po motoryzację. I dlatego jest czasochłonne.

*Ryszard Ciechański jest biegłym sądowym, rzeczoznawcą Polskiego Związku Motorowego