"To bardzo dobry instrument nadzoru. Kontrolujemy liczbę przejechanych kilometrów, czas pracy kierowcy, prędkość, z jaką jechał" - mówi gazecie Dariusz Koproń, zastępca dyrektora wydziału organizacyjnego lubelskiego urzędu miasta. Jak twierdzi, są już efekty: od wiosny - gdy w autach zamontowano GPS-y - kierowcy urzędu przejechali znacznie mniej kilometrów.
Koproń przekonuje jednak, że nie chodzi o inwigilację. "Zamontowaliśmy GPS-y głównie ze względów bezpieczeństwa. Chcemy wiedzieć, czy nasi kierowcy nie łamią przepisów i ewentualnie wyciągnąć konsekwencje wobec piratów" - mówi "Gazecie Wyborczej".
Ale to nie wszystko. Jak pisze gazeta, od nowego roku część pracowników lubelskiego ratusza dostanie telefony komórkowe, odbierające sygnały z satelitarnych nadajników GPS. Dzięki temu szefowie wydziałów będą mogli śledzić w swych komputerach, co robią ich podwładni.
"Dostaną je poborcy podatkowi, inkasenci, a nawet serwisanci komputerowi z mojego wydziału. Nie ma nic złego w tym, że w czasie przysługującej im przerwy wypiją kawę, ale nie powinni tego robić, gdy są wysyłani na miasto, by załatwić sprawę urzędu - mówi Grzegorz Hunicz, dyrektor wydziału informatyki i telekomunikacji urzędu miejskiego.