Niektórym miejscom w Warszawie grozi tzw. przebicie hydrauliczne - woda w gruncie znajduje sobie drogę przepływu i w miarę, jak wzrasta jej prędkość i ilość, może dojść do zapadnięcia wału - powiedział hydrolog, dr Piotr Kuźniar z Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej.
Zapytany o zagrożenia, odpowiedział: "Jestem pełen obaw, mimo że z natury jestem optymistą. Wały są nasiąknięte, podłoże jest cały czas utopione w wodach gruntowych. Trzeba szczerze powiedzieć, że wszystko ledwo stoi. Wał Miedzeszyński, który według mnie był sztandarowym przykładem, jak się powinno odbudowywać wały razem z infrastrukturą, np. poszerzoną drogą - przecieka tak, jak cieknął zawsze. To deprymujące" - podsumował Kuźniar.
"Największe zagrożenie dla Warszawy to przebicie hydrauliczne - przyczyna 80 proc. awarii wałów, które bardzo rzadko ulegają zniszczeniu przez przelanie. Przebicie hydrauliczne oznacza, że woda w gruncie drąży, znajduje sobie drogę przepływu i w miarę jak wzrasta jej prędkość i ilość, a także ilość dodatkowego materiału, który zabiera, może dojść do rozluźnienia podłoża, powstania kawern (wolnych przestrzeni podziemnych - PAP) o charakterze podziemnego strumienia i upłynnienia się gruntu, czyli powstania kurzawki. W efekcie może dojść do pęknięcia wału. To erozja wgłębna - zjawisko, które się rozwija lawinowo." - dodał dr Kuźniar.
"Co więcej, jest niezauważalne w strukturze. Bardzo niebezpiecznym sygnałem są miejsca wynoszenia żółtego lub białego piasku gdzieś po zewnętrznej - w stosunku do rzeki - stronie wału - to jest sufozja. Wały lubią pękać w nocy, bo wtedy tego zjawiska nie widać" - tłumaczy hydrolog.
"Powódź nie dała nam wytchnienia - myślę o mieszkańcach zlewni Wisły. Nie dała nam czasu na poprawienie sytuacji. To, co doraźnie dobudowano, to woda już zalała, bo to nie są warunki do budowania. Podłoże musi być osuszone, materiał zagęszczony, wszystko uszczelnione. Tego nie robi się w tydzień czy dwa. Reasumując: przyroda czasu nam nie dała" - podsumował.