Kilkuset osób dostało zarzuty, kilkadziesiąt aresztowano, w tym pięciu tzw. baronów mafii paliwowej. Oskarżono ich o pranie pieniędzy z przestępstw paliwowych i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Mafia paliwowa działała w całym kraju. Główną rolę odgrywała w niej szczecińska firma BGM i dwie spółki ze Śląska. Powiązanych z nimi było wiele firm w całej Polsce.
Mechanizm paliwowego przekrętu był prosty. Kilkanaście firm sprowadzało z zagranicy niepełnowartościowe paliwo, z którego na Śląsku produkowano benzynę. Po drodze prowadzącej przez wiele spółek fałszowano dokumenty i faktury, na skutek czego paliwo wprowadzone do Polski bez akcyzy, nagle na papierze stawało się paliwem z rzekomo opłaconą akcyzą. W rzeczywistości towar szedł prostą drogą - od importera do odbiorcy paliwa, czyli stacji benzynowych. Państwo straciło na tych operacjach miliardy złotych.
Poza tym kierowca, który tankował paliwo, nie mógł być pewien, co leje do baku: lewą benzynę czy na przykład zamiast oleju napędowego odbarwiony olej opałowy. Po czymś takim silniki nadawały się tylko do remontu.
Mafia paliwowa miała oczywiście swoje dojścia do urzędników skarbowych i policjantów. Aresztowani śląscy baroni paliwowi zeznali, że w zamian za parasol ochronny dawali łapówki nie tylko policjantom, ale i agentom Urzędu Ochrony Państwa (dziś Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego). To dzięki zeznaniom baronów do aresztu trafił m.in. generał Mieczysław Kluk, były szef śląskiej policji. Jest podejrzany o branie łapówek i przekazywanie mafii paliwowej tajnych dokumentów Centralnego Biura Śledczego. Oprócz niego do tej pory zatrzymano także kilkunastu policjantów na Śląsku i Pomorzu.