"Becikowe niczego nie zmieniło. To za mała kwota. (...) Zasiłek dostaje się raz, a wydatki na dziecko ponosi całe życie" - mówi DZIENNIKOWI Oliwia Tarasewicz z Ostrowa Wielkopolskiego. Podobnie uważa Katarzyna Krzyżak z Warszawy, matka półrocznego już Wiktora. "Dziecko planowaliśmy od dawna. A nasi znajomi ciągle czekają. Zasiłek ich nie zachęca. Nie wystarczy nawet na kupienie porządnego wózka" - przekonuje.

Reklama

DZIENNIK porównał statystyki urodzeń w szpitalach w lipcu (dziewięć miesięcy od zapowiedzi becikowego) i dane z NFZ z pierwszego kwartału tego roku. Efekt? Jedynie w czterech województwach: dolnośląskim, śląskim, świętokrzyskim i mazowieckim odnotowano niewielki wzrost urodzeń. W trzech pierwszych przyszło w lipcu na świat po 100 dzieci więcej, a w mazowieckim - ponad 200. W pozostałej części kraju urodziło się 700 dzieci mniej!

"To na pewno nie jest zasługa becikowego, bo gdyby wpływało na decyzję o dziecku, to wzrost byłby najbardziej widoczny w biedniejszych regionach" - mówi Joanna Heidtman, socjolog i psycholog z Krakowa. Jej zdaniem większa liczba urodzeń w woj. świętokrzyskim to przypadek, zaś w pozostałych województwach - wynik dobrego rozwoju gospodarczego tych regionów.

Dane rozczarowują promotora becikowego posła Tadeusza Cymańskiego z PiS. To właśnie jego ugrupowanie i LPR zaproponowało zasiłki. Według niego na efekty przepisów trzeba jeszcze poczekać. A może inaczej zachęcać kobiety do macierzyństwa. Nadal problemem jest zwalnianie kobiet z pracy, tuż po powrocie z urlopu macierzyńskiego (prawo chroni kobiety w ciąży przed zwolnieniem). Czasem w ogóle nie są zatrudniane, jeśli na rozmowie kwalifikacyjnej wyznają, że chcą mieć dzieci. Same kobiety mówią, że lepszym rozwiązaniem od becikowego byłoby wydłużenie urlopu macierzyńskiego, obniżenie podatków, uproszczenie procedur z prowadzeniem własnego biznesu.

Reklama

Ale to nie wszystko! Becikowe rodzi... patologie. "Teraz matki nawet jak nie chcą malucha, mówią: <Oddam je, ale najpierw wezmę becikowe>" - mówi położna ze szpitala w Koszalinie. Cymański ubolewa, ale tłumaczy, że ustawodawcy nie mają rentgena prześwietlającego myśli i uczucia, by przewidzieć, czy kobiety, rodząc dzieci, nie kierują się chęcią zysku.