To był rutynowy przejazd polskiego patrolu, jakich w polskiej strefie są tysiące. Nagle dowódca patrolu kpt. Sławomir Stróżak zauważył podejrzany przedmiot na poboczu. To była zdalnie sterowana mina pułapka, którą terroryści chcieli zniszczyć jeden z konwojów. Zatrzymał auto z żołnierzami w bezpiecznej odległości i sam poszedł sprawdzić podejrzany przedmiot. Wtedy terroryści zdecydowali się odpalić ładunek. Po kilku godzinach walki o życie kpt. Sławomir Stróżak umarł w szpitalu w Bagdadzie. Gdyby bomba wybuchła pod autem, z kilkuosobowego konwoju nie przeżyłby nikt.

Reklama

Czy pani Agata ma żal do polskiego wojska o śmierć syna? Nie. Co więcej, jest przekonana, że ta śmierć nie poszła na marne. "Mój syn był żołnierzem zawodowym. Pojechał na misję, pomagał Irakijczykom. Budował razem z nimi nowy, lepszy kraj. Może dzięki tej ofierze ludzie tam będą szczęśliwsi" - tłumaczy Agata Stróżak.

Ale każde wspomnienie wywołuje łzy. Od trzech miesięcy świat Agaty Stróżak to działka i cmentarz w Wapienicy, gdzie pochowano jej syna. Każdego dnia odwiedza grób. Wspomina go. Zawsze ma przy sobie ostatnie zdjęcia zrobione przed wyjazdem. Uśmiechnięty chłopak w mundurze, z plecakiem. Czyta jego listy. Przypomina sobie ostatnie telefony do domu.

Agata Stróżak przyznaje, że na początku w jej sercu zrodził się bunt. "Pytałam, dlaczego Bóg zabrał mi dziecko, dlaczego właśnie mnie to spotkało, dlaczego muszę żyć. Dlaczego mój syn pojechał do Iraku. Na pytania te do dzisiaj nie znalazłam odpowiedzi. Ale bunt już minął. Wytłumaczyłam sobie, że wybrał sobie taki zawód. Jechał w Iraku czynić dobro i zginął jak bohater, uratował całą kompanię" - wyjaśnia.

Reklama

Otuchy dodaje jej modlitwa. "Modlę się za matki żołnierzy, którzy wyjechali na misję do Iraku. Niech Bóg chroni naszych bohaterów. Nic innego im nie potrzeba, tylko modlitwy" - dodaje.

Odszedł jako bohater

Kapitan Sławomir Stróżak (34 l.) zginął, ratując przed pewną śmiercią 15 podwładnych. Pochowano go w rodzinnym Bielsku-Białej jak bohatera. Obsypano orderami i zaszczytami. Najpiękniejszy prezent zrobił mu jednak kolega - porucznik Bogdan Sulikowski. Powiedział, że Sławek całe życie marzył o stopniu instruktora spadochronowego, a potem odpiął taką odznakę z własnego munduru i położył na trumnie kolegi.