Uznali widać, że wszyscy są już zmęczeni ich protestem, więc postanowili roznosić przesyłki. Ale listonosze dalej kłócą się ze swoimi szefami. O co? Oczywiście o pieniądze. Dyrekcja Poczty zgodziła się dołożyć każdemu pracownikowi na etacie tylko po 80 złotych. W pierwszej kolejności mieliby je dostać najmniej zarabiający. Reszta musiałaby na podwyżki trochę poczekać, bo jak tłumaczy dyrekcja, na więcej krajowego molocha na razie nie stać.

Związkowcy nie chcą jednak iść na żadne ustępstwa. Nadal domagają się podwyżki minimalnego wynagrodzenia do 1300 złotych oraz 150 zł podwyżki dla wszystkich pracowników Poczty od przyszłego roku. W negocjacjach ma wziąć udział psycholog negocjator.

Na razie pocztowcy porozumieli się w sprawie roznoszenia reklamówek. Po 15 grudnia mają się tym zająć zewnętrzne firmy zatrudnione przez Pocztę.