"Najtrudniej jest ustalić, czy przyczyną śmierci był rzeczywiście corhydron skażony lekiem zwiotczającym mięśnie - skoliną. Bo oba leki błyskawicznie rozkładają się w organizmie. I nie ma po nich śladu" - tłumaczy rzecznik Ewa Piotrowska. Żeby dowiedzieć się, jakie żniwo zebrał preparat, śledczy przeanalizują dokumentację medyczną każdego zgłoszonego pacjenta.

Od listopada, kiedy ruszyło śledztwo, oskarżyciele zebrali dane z całego kraju o chorych, którym podawano corhydron. Lek dostało 322 pacjentów, 194 zmarło. Jednocześnie trwa śledztwo jeleniogórskiej prokuratury, która ustala, z czyjej winy doszło w Jelfie do zamiany dwóch leków. W ampułkach jednej z partii - zamiast corhydronu, czyli specyfiku na alergię - wykryto silny preparat, stosowany podczas operacji do zwiotczania mięśni.

Z tego powodu na początku listopada wstrzymano, na prawie miesiąc, produkcję. Oskarżyciele zbadają wniosek ministra zdrowia o niewystarczającym nadzorze m.in. Głównego Inspektora Farmaceutycznego i Urzędu Rejestracji Leków. Sprawę ujawnił DZIENNIK.