Monika P. wychowywała się w patologicznych warunkach i czuła się w nich świetnie. "Fakt" dotarł do jej babci Heleny P. Jej opowieść jest wstrząsająca.

"A dajcie wy mi spokój, nie wiem, czemu to zrobiła. Może była psychiczna? U nas w rodzinie byli psychiczni. Jej wujek i ciotka mają problemy z głową" - mówi "Faktowi" kobieta. Wujek i ciotka Moniki P. to jej dzieci...

Monika P.wychowała się w pijackiej rodzinie, gdzie awantury i burdy były codziennością. Nie chciała od tego uciec. Narkotyki, alkohol, towarzystwo spod ciemnej gwiazdy. Monika została odebrana swojej matce, bo ta wciąż piła, a w domu trwały niekończące się awantury. Ojca pijaczynę nic nie interesowało, zniknął gdzieś. Jej opiekunką prawną została babcia. "Ale mi też prawa zabrali, bo jak kurator przyjechał, to trochę podchmielona byłam" - mówi, jakby nic się nie stało, Helena P. Od tamtej pory Monika P. tułała się po ośrodkach wychowawczych.

Edukację skończyła na sześciu klasach podstawówki. Pracowała dorywczo, ostatnio myła samochody. Narkotyki i alkohol - tylko to było ważne. Nawet kiedy dwa lata temu zaszła w ciążę, nie zmieniła nic w swoim życiu. Nie przestała brać narkotyków nawet w czasie ciąży.

Urodziła córeczkę, Wiktorię. Szybko odebrano jej prawa rodzicielskie, bo libacje w domu, w którym było małe dziecko, nie kończyły się. Monika P. była zadowolona. Ona nienawidziła dzieci. Teraz mogła narkotyzować się i pić bez żadnych przeszkód.

Ponad miesiąc temu złapano ja z amfetaminą. Dostała karę w zawieszeniu. "No, dużo ćpała. Ale to jej sprawa" - mówi babcia degeneratki. To wszystko obserwowali przerażeni sąsiedzi. Dziś nie chcą mówić. Boją się zemsty kolegów P. "Ta kobieta jest opętana! To samo zło!" - po cichu mówi tylko jedna z sąsiadek.