Jan Grzebski przespał całą III Rzeczpospolitą. Gdy obudził się, zobaczył zupełnie inny kraj. O jego losie poinformowały "Wydarzenia" Polsatu.

Mężczyzna w 1988 roku pracował na kolei. Kiedy podczepiał wagony, miał groźny wypadek. Nieprzytomny trafił do szpitala. Jego stan był coraz gorszy. Najpierw paraliż, potem utrata wzroku, wreszcie śpiączka. Nadziei na poprawę nie chciał dać mu żaden lekarz. Tylko jego żona cały czas wierzyła, że Jan w końcu wyzdrowieje.

Reklama

"Wędrowałam wraz z nim od szpitala do szpitala. Wszędzie mówiono mi, że on już długo nie pożyje i że w konsekwencji to pewnie będzie dla niego i lepsze. Nie traciłam wiary" - wspomina Gertruda Grzebska w "Gazecie Działdowskiej". Mówi, że zawsze wściekała się, gdy ktoś sugerował, że jej mężowi powinno się pomóc umrzeć.

Jej wiara zaczęła rosnąć latem ubiegłego roku. Wtedy zaczęło się jej wydawać, że jej mąż - pierwszy raz od wielu lat - chce jej coś powiedzieć. Poszła do lekarza. Kilka miesięcy później mężczyzna trafił na oddział paliatywny w Działdowie. Stamtąd trafił na rehabilitację. Po dwóch miesiącach mówi, porusza stopami, siedzi i stoi. Wróciło mu też czucie w nogach. Przed nim jeszcze wiele pracy, ale lekarze wierzą, że wróci do pełni zdrowia.

Pan Jan, po 19 latach snu, poznaje teraz nową rzeczywistość. Gdy zdarzył się wypadek Polska wyglądała zupełnie inaczej. Teraz patrzy na pełne samochodów ulice, uginające się pod ciężarem towaru sklepowe półki. Z zaskoczeniem patrzy na ludzi z telefonami komórkowymi. Dziwi się, jak Polska może się komuś nie podobać. "Wszystkiego pełno, o czym tylko człowiek pomyśli. I ludzie jakby bardziej kolorowi. Ja pamiętam jeszcze komunizm. Twarde czasy. A teraz dowiaduję się, że mamy rządy prawicowe. Wszystko inaczej. Myśleli, że ja umrę, ale ja się na tamten świat jeszcze nie wybieram" - opowiada "Gazecie Działdowskiej".

W czasie śpiączki pana Jana, zmieniły się m.in. sklepy

Pan Jan przyznaje, że przeżył dzięki wierze i trosce żony. "Dużo zawdzięczam szpitalowi, ale najwięcej żonie. Ona wszystko przy mnie robiła, życie mi uratowała. Tak nikt mi nie pomagał. Do samej śmierci będę miał wdzięczność, bo kto by chciał to robić" - wyznaje "Polsatowi" Grzebski.

Reklama

W ten cud wciąż nie może uwierzyć żona mężczyzny. "Ile się łez wylało. Ile się namodliło i napłakało. A dzieci były małe, co takie mogą pomóc. Każdy przyszedł, machnął ręką i mówił: kiedy on skona? A on nie skonał" - opowiada żona pana Jana.

Historia pana Jana przypomina losy matki głównego bohatera filmu "Good Bye, Lenin". Co prawda ona zapadła w śpiączkę tylko na kilka miesięcy, ale w tym czasie zdążył runąć mur berliński, a wschodnie Niemcy połączyły się z Zachodem.