Gdy pojawiła się możliwość wyjazdu na pielgrzymkę, pani Bożena nie zastanawiała się długo. Mimo że taki wyjazd kosztował ich sporo wyrzeczeń, bo starszy pan przez całe życie był skromnym ślusarzem, a jego żona położną, a później została księgową, postanowili, że kobieta pojedzie

Reklama

Samego wypadku, w którym życie straciło 26 osób, pani Bożena dokładnie nie pamięta. Przypomina sobie tylko wielki huk, krzyk, jęki rannych.Nie zapomni Pawełka, który podszedł do niej w szpitalu. Leżeli w sąsiednich salach. Zaczęli rozmawiać o wypadku. "Zapytałam, co z jego mamusią. A on, dzielny, powiedział cicho, że mama nie żyje. Był przy tym smutny, ale spokojny" - mówi cicho "Faktowi" kobieta.

Pani Bożena za parę dni wyjdzie ze szpitala. Dzięki opiece lekarzy stan jej zdrowia poprawia się z dnia na dzień. A za rok znowu chce pojechać na kolejną pielgrzymkę do Grenoble. Przy jej łóżku cały czas czuwa mąż Zenon.



Lidia Kropska przeżyła koszmar. W katastrofie zginęła jej najbliższa koleżanka Aneta Pollak wraz z 12-letnią córeczką Ewą. Widziała śmierć dziecka, słyszała wołania ratowników. Obudziła się w szpitalu. Teraz, pogodzona z bólem, żyje pełnią nadziei. Nie może się doczekać powrotu do zdrowia i do szkoły, gdzie uczy języka polskiego.

Reklama

Pani Lidia ruszyła na pielgrzymkę do Francji w intencji zdrowia swojej mamy Jadwigi. W momencie katastrofy rozmawiała ze swoją koleżanką Anetą Pollak, która siedziała obok na fotelu."Autobus zaczął nagle spadać. Wszystko się przewracało do góry nogami. Huczało i trzeszczało." - opowiada "Faktowi". -" Powtarzałam sobie, że to tylko film. Że za chwilę się skończy, a ja otworzę oczy i będzie po wszystkim."

Pamięta, jak leżała przed autobusem na trawie, bo wyciągnęli ją motocykliści. Oni jechali tuż za autobusem, a gdy spadł w przepaść, pierwsi przybyli na pomoc. Przenosili rannych z daleka od płonącego autokaru. Później wezwali pomoc. Najstraszniejszą rzecz, jaką pamięta z wypadku, to śmierć córeczki najbliższej przyjaciółki. 12-letnia Ewa umierała na jej oczach. Uściśnęła jej dłoń. Pamięta, jak ten uścisk słabł z każdą sekundą. Próbuje to wymazać z pamięci, ale gdy zamyka oczy, widzi to ciągle na nowo.

Pani Kropska wspomina o kierowcach w ciepłych słowach. Mówi, że prowadzili autobus spokojnie. Nie szarżowali. Według niej być może wysiadły hamulce.
"Jestem bardzo szczęśliwa. Żyję i wróciłam do domu" -mówi kobieta.