W czwartek Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa kontynuował trwający od marca 2009 r. prywatny proces karny, w którym Kobylański oskarża dyplomatów i dziennikarzy o zniesławienie przez podanie nieprawdy, jakoby głosił antysemickie treści. Podsądni nie przyznają się do zarzutu, za który grozi do 2 lat więzienia. Przywołują na swą obronę jego słowa, np. że "jedna trzecia polskich biskupów to Żydzi"; "Żydzi zawsze będą nienawidzić Polaków", bo mają "parszywe geny". Oskarżyciel prywatny chce też, by każdy oskarżony wpłacił 100 tys. zł na cel charytatywny.
Wniosek o wezwanie na świadka Wałęsy złożył mec. Dariusz Turek, obrońca oskarżonego w tej sprawie Ryszarda Schnepfa (dyplomata, b. wiceszef MSZ, obecnie ambasador RP w Madrycie) i jego żony, dziennikarki Doroty Wysockiej-Schnepf. Sąd wniosek uwzględnił i b. prezydent ma być wezwany na rozprawę 27 maja.
Jak powiedział PAP mec. Turek, b. prezydent miałby zeznawać jako świadek potwierdzający prawdziwość słów Schnepfa, za które został on oskarżony przez Kobylańskiego. Polonijny biznesmen twierdzi, że zniesławieniem są twierdzenia dyplomaty, jakoby w 2000 r. (przed wyborami prezydenckimi) Kobylański miał proponować przebywającemu w Ameryce Południowej Wałęsie 200 tysięcy dolarów w zamian za obietnicę stanowiska premiera. Wałęsa miał odmówić zawarcia takiego układu.
Sąd dokończył w czwartek przesłuchanie świadka Reginy R., b. konsula RP w Ameryce Południowej (obecnie pracownika MSZ). Już na jednej z poprzednich rozpraw zeznawała ona, że do polskich dyplomatów docierały informacje o antysemickich wypowiedziach Kobylańskiego. Jej czwartkowe przesłuchanie było niejawne, bo poprzednio dyplomatka powoływała się na obowiązek zachowania tajemnicy. Ze źródeł sądowych PAP dowiedziała się, że świadek nie zmieniła swej opinii na temat tej sprawy.
87-letni dziś Kobylański to milioner, założyciel i szef Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ), b. konsul honorowy RP w Urugwaju (odwołany w 2000 r. m.in. za antysemickie wypowiedzi przez ówczesnego szefa MSZ Władysława Bartoszewskiego). Czując się dotknięty tekstami w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Newsweeku" i "Polityce", skierował prywatny akt oskarżenia. Liczy on prawie sto stron i dotyczy tekstów prasowych o Kobylańskim, w których wspominano m.in. o jego antysemickich wypowiedziach i podejrzeniach IPN, że w czasie wojny mógł wydawać za pieniądze Żydów Niemcom (w 2007 r. IPN umorzył śledztwo w tej sprawie).
W sądzie Kobylański był nieobecny (nie ma obowiązku stawiennictwa). Jako oskarżyciel prywatny twierdzi, że zarzuty, o których donosiły media, to kłamstwa, a publikacje miały na celu poniżenie go jako Polaka i patrioty i "odebranie zaufania potrzebnego do sprawowania funkcji prezesa USOPAŁ". Jego adwokat Andrzej Lew-Mirski uważa, że do dziś w procesie nie przedstawiono żadnych dowodów podważających słowa Kobylańskiego.
W oddzielnym procesie przed Sądem Okręgowym w Warszawie Kobylański żąda przeprosin w mediach i wpłaty 20 tys. zł od szefa MSZ Radosława Sikorskiego, który nazwał go "antysemitą i typem spod ciemnej gwiazdy". Adwokat ministra uznaje te słowa za zasadne i wnosi o oddalenie pozwu. Ten proces odroczono w lipcu do grudnia tego roku.
W 2004 r. "Gazeta Wyborcza" opisała działalność Kobylańskiego. Według jednej z wersji jego życiorysu, w 1942 r. trafił on na Pawiak i do obozów koncentracyjnych. Po wojnie znalazł się w Austrii, potem we Włoszech; dorobił się wielkich pieniędzy. W 1952 r. wyjechał do Paragwaju, wiele wskazuje na to, że za pomocą siatki Odessa wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników - twierdziła "GW". Według niej, nazwiska Kobylańskiego nie ma w obozowych dokumentacjach. "GW" sugerowała, że rola Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych mogła nie być jednoznaczna, co miało być głównym powodem jego wyjazdu do Ameryki Łacińskiej.
W 2005 r. TVP ujawniła dokumenty, z których wynika, że w 1953 r. prokurator generalny Austrii ostrzegał przed Kobylańskim władze Paragwaju, dokąd ten początkowo wyemigrował (potem przeniósł się do Urugwaju). W tym dokumencie Kobylańskiego określono jako "niebezpiecznego agenta, prowokatora i sowieckiego szpiega" i osobę, która stanowi niebezpieczeństwo "dla wspólnych interesów Zachodu".
"GW" podkreślała, że dzięki pieniądzom Kobylańskiego o. Tadeusz Rydzyk mógł budować w Toruniu nowe studio telewizji Trwam. "Atak na pana Kobylańskiego, to nie jest na pana Kobylańskiego, tylko to jest uderzenie w Radio" - mówił wtedy o. Rydzyk na antenie swego radia.