Do tragicznej w skutkach interwencji doszło w styczniu 1982 r. Poprzedziło ją zgłoszenie rozboju. Składający doniesienie pokrzywdzony - razem z dwoma funkcjonariuszami - szukał sprawcy na ulicach Sosnowca. Tadeusz D., wówczas milicjant, próbował go zatrzymać. Doszło do szamotaniny, podczas której padły strzały; jeden z nich trafił zatrzymywanego 22-letniego wtedy Ryszarda A. w głowę.

Reklama

W latach 80. sprawę umorzono, prokurator uznał wtedy użycie broni przez milicjanta za zasadne. Katowicki IPN zajął się nią kilka lat temu, gdy zgłosiła się do niego matka ofiary. Zdaniem IPN, Tadeusz D. przekroczył swe uprawnienia w zakresie posługiwania się bronią palną i w zamiarze zabójstwa strzelił do zatrzymywanej osoby z bardzo bliskiej odległości w tył głowy. Prokurator IPN domagał się dla oskarżonego ośmiu lat więzienia za zabójstwo.

Adwokat D., mec. Kazimierz Zgryzek, w toku procesu przypominał m.in., że jego klient miał obowiązek stać na straży porządku prawnego, miał zatrzymać domniemanego sprawcę rozboju. Argumentował, że sytuacja, w której padł śmiertelny strzał, była dynamiczna i choć oskarżony bronił się przed atakiem, w wyniku którego sprawca mógł mu odebrać broń, na pewno nie działał w bezpośrednim zamiarze pozbawienia życia. Wnioskował o umorzenie postępowania ze względu na przedawnienie.

Składowi orzekającemu przewodniczył sędzia Piotr Horzela. Jak podkreślono w uzasadnieniu wyroku, jednym z kluczowych dowodów w sprawie była opinia biegłych z 2009 r., według których do A. strzelano z bardzo bliskiej odległości. Z innych dowodów wynika m.in., że chociaż Tadeusz D. podczas próby zatrzymania A. dwukrotnie został przez niego uderzony, zatrzymywany próbował przy tym odebrać mu broń, śmiertelny strzał padł w chwili, gdy A. zrezygnował z tej próby i próbował uciekać.

"Śmiertelny strzał został oddany nie w obronie własnej, w celu odparcia bezpośredniego i gwałtownego zamachu na życie i zdrowie, nie został też oddany przypadkowo, lecz został oddany ze świadomością i zamiarem strzelenia do Ryszarda A. () Rozwój wypadków () nie uprawniał do tak drastycznych działań ze strony oskarżonego" - motywował wydany wyrok sąd. "Oskarżony działał w warunkach obrony koniecznej, jednak przekroczył granice" - podkreślono też w uzasadnieniu wyroku.

Sam oskarżony nie przyszedł na jego ogłoszenie. Kilka dni wcześniej, w ostatnim słowie m.in. prosił o uniewinnienie i przepraszał matkę ofiary. Tłumaczył, że był milicjantem i musiał się bronić. Wcześniej, w toku procesu, nie przyznał się do zabójstwa, sugerując przypadkowość strzału.



Reklama

Matka zastrzelonego Ryszarda A. po ogłoszeniu wyroku nie uznała go za właściwy. "Trudno, sąd tak przyznał, niech zostanie. Niska kara, za to co (Tadeusz D. - PAP) zrobił. Mój syn miał pieniądze przy sobie, więc nie mógł kraść. Pracował ciężko () i nikogo nie okradł. () Nie wierzyłam w to cały czas. () Wychowałam synów na dobrych ludzi, nie mam żadnych kłopotów z dziećmi, a ten nagle złodziej, bandyta" - mówiła.

Wcześniej sąd podkreślił m.in. jej determinację w dojściu do wyjaśnienia okoliczności śmierci syna. Zakwestionował jednak sugerowane przez nią polityczne powody śmierci Ryszarda A. "Wersja świadka oparta jest w głównej mierze na subiektywnych przeświadczeniach świadka, a nie potwierdzona dowodami obiektywnymi. Sąd nie neguje faktu, że zmarły był członkiem związku Solidarność, jednak jego śmierć () nie ma związku z tą działalnością" - wskazano w uzasadnieniu wyroku.

Skazując Tadeusza D. na cztery lata więzienia i trzy lata pozbawienia praw publicznych katowicki sąd zastosował przepisy kodeksu karnego z 1969 r., jako względniejsze dla oskarżonego. Na tej podstawie złagodził karę - z dolnej granicy 8 lat przewidywanych w ówczesnym kodeksie karnym za zabójstwo. Sąd uznał też, że przestępstwo Tadeusza D. było zbrodnią komunistyczną w myśl ustawy o IPN, jako popełnione przez funkcjonariusza państwa komunistycznego i naruszające podstawowe prawo człowieka, czyli życie.