Kolejki w okienkach, zagubieni urzędnicy, petenci biegający do banku po zaświadczenie o zameldowaniu – tak może wyglądać rzeczywistość w wielu urzędach po wprowadzeniu nowego dowodu osobistego w styczniu 2015 roku.
Wzór blankietu, zaprezentowany dwa tygodnie temu przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, nie będzie zawierał adresu zameldowania, wzrostu, koloru oczu i podpisu. Wyrobić lub wymienić go będzie można w dowolnym urzędzie, a nie tylko tam, gdzie jesteśmy zameldowani. Samorządy z tego właśnie powodu obawiają się korków, w których utkną studenci czy osoby pracujące sezonowo w większych aglomeracjach. Brak meldunku w dowodzie może z kolei wygenerować konieczność wystawiania zaświadczeń do banków, co tylko zwiększy kolejki.
Tłoku spodziewają się Kraków, Gdańsk i Łódź. – Szacujemy, że rocznie minimum 2,5–3 tysiące więcej wniosków będzie z tego tytułu składanych w naszym urzędzie – wylicza Michał Piotrowski z urzędu miasta w Gdańsku. Z kolei Łódź przewiduje dodatkowo ok. 1,7 tys. osób.
Urzędników martwi nie tyle liczba wniosków, ile jakość obsługi. Narzekają, że szkolenia z systemów informatycznych do nowego dowodu odbywają się wyłącznie w Łodzi. Przy tym trwają tylko 5 godzin. Niektórzy za wyjazd na kurs płacą z własnej kieszeni. – Program widziało wyłącznie dwóch pracowników urzędu. Obecnie starają się przeszkolić pozostałych. Szkolenia polegają na opowiadaniu, bo programu testowego nie ma [część gmin otrzymała go pod koniec ubiegłego tygodnia – red.]. Przepisy wykonawcze, momentami bardzo lakoniczne, znamy wyłącznie z wersji do konsultacji publicznej – przyznaje Filip Szatanik z urzędu miasta w Krakowie.
Reklama
MSW odpiera zarzuty. Uważa, że wzrost liczby wniosków nie powinien być uciążliwy dla gmin. Z kolei szkolenia w jednym miejscu w Polsce – jak tłumaczy resort – miały na celu odciążenie urzędów wojewódzkich i miały być gwarancją jednolitej jakości kursu. – Pracownicy z 2,5 tys. gmin mają podróżować i przyuczać pozostałych, by 16 urzędów wojewódzkich miało spokój – komentują złośliwie samorządowcy.
Reklama
MSW zapewnia, że gminy, identyfikując osobę po numerze PESEL, będą mogły ustalić jej adres. Nie podziela też obaw samorządów co do zwiększonych kolejek przy okienkach. – Już teraz można złożyć wniosek o wydanie dowodu osobistego za pośrednictwem organu gminy właściwego ze względu na miejsce pobytu czasowego wnioskodawcy, jeżeli jego złożenie we właściwym organie gminy stanowi znaczną uciążliwość dla wnioskodawcy – odpisał nam wydział prasowy MSW.
Samorządowcy wskazują, że nawet jeśli u nich nie będzie problemów, to mogą się pojawić gdzie indziej. – Np. w bankach, być może będzie potrzeba przedłożenia zaświadczeń potwierdzających zameldowanie – mówi Agnieszka Dombek z biura prasowego urzędu miasta w Katowicach. Koszt formularza to 17 zł. Plus wycieczka do urzędu gminy.
Rzecznik Raiffeisen Polbank Marcin Jedliński uspokaja. – Będziemy to robić tak jak dotychczas przy identyfikacji z wykorzystaniem paszportu, który też nie zawiera adresu zameldowania. Klient wypełnia oświadczenie dotyczące adresu – tłumaczy.
Samorządowcy liczyli też na to, że tłok w urzędach rozładuje zapowiadany niegdyś przez MSW elektroniczny chip wmontowany w blankiet nowego dowodu. Ale od dawna wiadomo, że tego udogodnienia na razie nie będzie. – Gdyby chip był, wiele rzeczy dałoby się załatwiać zdalnie. A tak nadal będzie potrzebne stawiennictwo osobiste – wskazuje Ewa Morawska-Jerye, kierownik opolskiego referatu ewidencji ludności i dowodów osobistych.
Jak dowiadujemy się w MSW, chipa nie będzie z kilku powodów. W marcu 2012 r. Komitet Rady Ministrów ds. Cyfryzacji zarekomendował przesunięcie terminu wdrożenia e-dowodów. Państwowe rejestry nie były ze sobą zintegrowane, brakowało jednolitego sposobu uwierzytelniania obywateli w systemach e-administracji. Plany pokrzyżowała też Komisja Europejska, która z końcem 2015 r. chce stworzyć jednolity rynek cyfrowy. – Określone zostaną akty prawne dotyczące elektronicznych metod uwierzytelniania i transgranicznych standardów technicznych. Wycofanie się z wdrożenia elektronicznego dowodu osobistego miało zapobiec sytuacji, w której wprowadzony do obrotu dokument będzie musiał ponownie zostać poddany kosztownym zmianom wynikającym ze zmiany prawa Unii – przekonuje MSW. Po co więc wymieniać same blankiety? Nieoficjalnie mówi się, że jednym z powodów była groźba zwrotu części unijnego dofinansowania za wart 370 mln zł projekt pl.ID, w ramach którego e-dowód miał powstać.
Samorządy przekonują, że problemy z nowym dowodem to dopiero początek kłopotów. – Likwidacja obowiązku meldunkowego spowoduje zamieszanie w innych ustawach. Zdezorganizuje to pracę banków, kancelarii prawnych i komorniczych, Straży Granicznej. Zastanawiamy się, jak realizować obowiązek szkolny, rejestrację przedpoborowych, jak przygotować spisy wyborców – wylicza Filip Szatanik z krakowskiego urzędu miasta. Ale dziś wielu samorządowców woli o tym nawet nie myśleć.