Teoretycznie zmiany proponowane przez rząd idą w kierunku, z którego samorządy powinny być zadowolone. Rząd chce, by gminy miały większą decyzyjność przy wydawaniu zezwoleń na usuwanie drzew i zakrzewień i ustalaniu opłat (np. kar za nielegalną wycinkę). Co prawda wójtowie i burmistrzowie już dziś wydają takie zezwolenia, ale rząd idzie krok dalej. Chce, by rady gmin mogły same określić przypadki, w których usunięcie zieleni będzie w ogóle wymagało zezwolenia.
Zdaniem samorządowych władz wojewódzkich, skutkiem przyjęcia szykowanej przez resort środowiska nowelizacji ustawy o ochronie przyrody i niektórych innych ustaw (znajdującej się w konsultacjach) będzie masowe wycinanie drzew. – Grozi nam Białowieża-bis – komentuje jeden z samorządowców.
Zmiany budzą sprzeciw marszałków, bo, po pierwsze, odbierają im część kompetencji. Obecnie są oni wciąż organem włas´ciwym do wydawania decyzji zezwalaja?cych na usuwanie drzew lub krzewów z terenów miast na prawach powiatu (z wyjątkiem nieruchomości będących w użytkowaniu wieczystym innego podmiotu). Po drugie, jak przekonują włodarze województw, tak daleko idąca liberalizacja spowoduje niekontrolowaną wycinkę na masową skalę. Przede wszystkim dlatego, że gminy mogą dążyć do tego, by upraszczać mocno obecnie skomplikowane oraz kosztowne procedury. W wielu przypadkach będą rezygnować z konieczności uzyskiwania zezwolenia przed planowaną wycinką. Nie tylko z uwagi na chęć uniknięcia dodatkowej pracy, lecz także kosztów. – Prowadzone postępowanie w sprawie wydania zezwolenia na usunięcie drzewa lub krzewu wymaga dokonania oględzin w terenie, co generuje dodatkowe koszty związane z zapewnieniem pracownikom transportu – zwraca uwagę Witold Trólka z biura prasowego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego. Urząd ten, w imieniu wszystkich marszałków, przygotował bardzo krytyczne stanowisko wobec nowelizacji projektowanej przez resort ministra Jana Szyszki.
Reklama
Ponadto zniesienie obecnych procedur będzie w interesie samych gospodarzy gmin. – Znane są przypadki, w których prezydenci miast, burmistrzowie lub wójtowie wydawali zezwolenia na usunięcie zieleni z terenów stanowiących własność gmin, w których byli organami wykonawczymi – wskazuje Witold Trólka.
Reklama
Ostatni argument marszałków związany jest z chęcią przypodobania się gmin potencjalnym inwestorom. – Miejscowości o bardziej liberalnym podejściu do kwestii usuwania drzew i krzewów staną się atrakcyjniejsze dla potencjalnych inwestorów, którzy nie będą musieli wliczać w koszty realizacji zaplanowanego przedsięwzięcia kosztów związanych z usuwaniem zieleni – mówi Witold Trólka.
Co na te zarzuty odpowiada Ministerstwo Środowiska (MŚ)? – Marszałkowie po raz kolejny krytykują nasze pomysły. Ale ta krytyka nie jest uzasadniona i oparta na merytorycznych przesłankach. Rozumiem, że stanowisko marszałków wyraża nieufność wobec niższych szczebli samorządu? – pyta rzecznik MŚ Paweł Mucha. Jednocześnie przyznaje, że postępowanie gmin, będące skutkiem przyjęcia nowych regulacji, może być dwojakie. – To do rad gmin będzie należała decyzja, czy zliberalizować zasady ochrony zadrzewień, czy wręcz przeciwnie, zaostrzyć je – mówi rzecznik.
Nie jest zaskoczeniem, że gminy są zadowolone z propozycji resortu. Jednak mimochodem potwierdzają niektóre obawy marszałków.
Zdaniem Związku Gmin Wiejskich RP dotychczasowe przepisy dotyczące wycinki drzew i krzewów są przeregulowane i nadmiernie restrykcyjne. „W praktyce jest jednak tak, że rzadko zdarza się, aby złożony w urzędzie gminy wniosek został rozpatrzony negatywnie” – przyznaje związek. Czyli skoro obecny system to fikcja, to po co w ogóle go utrzymywać?
Z drugiej strony na korzyść gmin przemawiają dane, które udało nam się pozyskać w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Choć nieco ponad rok temu zasady ubiegania się o wycinkę drzew zmieniły się (przede wszystkim zmniejszono kary za nielegalny wyrąb i znacząco obniżono niektóre stawki opłat), nie spowodowało to zwiększenia skali usuwania zieleni. W 2014 r. gminy z tytułu opłat i kar pobrały prawie 174 mln zł. W 2015 r., gdy zaszły zmiany (w sierpniu), wynik ten spadł do 130,7 mln, co oznacza, że poziom wycinki był podobny.
Nie są jeszcze znane dane za 2016 r. Jednakże w świetle planowanych zmian nie jest wcale przesądzone, że mniejsze wpływy gmin np. po 2017 r. będą dobrą wiadomością, świadczącą o mniejszej skali wycinki drzew i zieleni. Może to być skutek tego, że po wejściu w życie nowych regulacji wiele gmin zrezygnuje z konieczności udzielania zezwoleń na wycinkę. Nie zarobią, ale oszczędzą sobie dodatkowych obowiązków, które dziś najwyraźniej je uwierają.
Gminy apelują, by ministerstwo przyjrzało się stawkom za wycinkę drzew i krzewów. Sugerują wprowadzenie minimalnych i maksymalnych pułapów. Jak przekonują, brak zwłaszcza górnych limitów „często był powodem interwencji Trybunału Konstytucyjnego”.
Rząd chce, by to gminni radni ustalali wysokość stawek. Zdaniem MŚ odgórne regulowanie tego na poziomie krajowym mija się z celem, gdyż nie są brane pod uwagę takie aspekty, jak poziom pokrycia gminy zielenią, charakter jednostki (wiejska, miejska) czy poziom zanieczyszczenia środowiska.
Rzecznik MŚ, wbrew obawom marszałków, jest spokojny o dalsze losy drzew. – Jestem przekonany, że gminy są zainteresowane rozwijaniem zasobów przyrodniczych na swoim terenie, gdyż świadczy to m.in. o ich atrakcyjności. Ministerstwo Środowiska stoi na stanowisku, że rolą państwa jest dbanie o bezpieczeństwo ekologiczne kraju. Za kulturę współżycia ze środowiskiem na terenie samorządów odpowiadają gminy, i to one najlepiej wiedzą, jak skutecznie o to zadbać. To znajduje odzwierciedlenie w nowelizacji ustawy o ochronie przyrody – przekonuje rzecznik.
Daleko idąca liberalizacja grozi niekontrolowaną wycinką drzew