Rząd zamierza wprowadzić opłaty za zmniejszenie zdolności gruntu do wchłaniania deszczówki, np. wskutek prowadzonych inwestycji budowlanych. Mogą one dotknąć gminy, przedsiębiorców, a także część wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych. Na zwolnienia z nich mogą liczyć inwestycje drogowe czy kolejowe, ale pod pewnymi warunkami. Dla Kościołów i związków wyznaniowych takich obostrzeń już nie ma. Oburzyło to samorządy, które protestują przeciwko nierównemu traktowaniu podmiotów.

Reklama

Gminy obawiają się także, że nowe opłaty za zmniejszenie naturalnej retencji gruntu poprzez zatkanie go budynkiem czy asfaltową drogą mogą zniechęcić do inwestycji liczących każdą złotówkę przedsiębiorców. Pojawiły się też opinie, że projekt daje możliwość omijania regulacji. Maciej Lorek z gdańskiego magistratu zastanawia się np., skąd w projekcie ustawy – Prawo wodne wziął się próg 3,5 tys. mkw., powyżej którego zaczną być pobierane opłaty. – Istnieje obawa, że inwestorzy będą dzielić inwestycje na mniejsze części, by uniknąć opłat – wskazuje.

W opinii Bożeny Motylińskiej, wiceburmistrz Strykowa będącego centrum logistycznym Polski, taki zabieg nie będzie prosty. Bo trudno będzie w sztuczny sposób podzielić halę czy magazyn. A przyjęty próg 3,5 tys. mkw. to w przypadku branży logistycznej niewiele. – U nas hale mają powyżej 20–30 tys. mkw. – zwraca uwagę rozmówczyni. Oznacza to, że nowe opłaty dotkną wiele firm, co mocno podniesie ich koszty. Motylińska liczy, że inwestorzy będą się kierować przede wszystkim korzystną lokalizacją, a nie opłatami. – Np. u nas, jeśli powierzchnia zabudowana liczy powyżej 300 mkw., podmiot gospodarczy płaci maksymalną stawkę podatku od nieruchomości. Jak do tej pory nikt nie protestował. Ale obawy inwestorów, zwłaszcza tych zagranicznych, których jest u nas ponad 90 proc., budzi niepewność przepisów – przyznaje wiceburmistrz Strykowa.

Trudno dziś dokładnie policzyć, jakie będą skutki finansowe nowej regulacji. Z uzasadnienia projektu wynika, że wpływy państwa ze wszystkich rodzajów opłat za odprowadzanie wód opadowych i roztopowych w przyszłym roku wyniosą 190 mln zł. Ale z roku na rok kwota ta będzie wzrastać. W 2019 r. będzie to ponad 305 mln, w 2022 r. – 400 mln, a w 2026 r. – 442 mln.

Choć opłaty za zmniejszenie naturalnej retencji terenowej będą zbierały gminy (równolegle z podatkiem od nieruchomości), to do ich kasy trafiać z tego będzie zaledwie 10 proc. Pozostałe 90 proc. stanowić będą przychody Wód Polskich, których powołanie planuje rząd. Taki podział wpływów także budzi niezadowolenie lokalnych władz.

Jeszcze większe kontrowersje wywołuje to, kto i na jakich zasadach będzie zwolniony z nowej daniny. Art. 268 ust. 2 wymienia m.in. inwestycje w postaci dróg publicznych czy kolejowych, ale pod pewnymi warunkami – wody opadowe lub roztopowe mają w tym wypadku być odprowadzane do wód lub ziemi za pomocą urządzeń „umożliwiających retencję lub infiltrację”. Tymczasem w przypadku Kościołów i związków wyznaniowych zwolnienie jest bezwarunkowe. Prawnicy nie mają wątpliwości: skoro wprost wymieniono je jako podmioty zwolnione, to nie ma znaczenia, jakie obiekty budowlane zrealizują. – Nieistotny jest rodzaj czy charakter robót lub obiektu powodujących zmniejszenie retencji, lecz to, jaki podmiot je wykonał. Oczywiście kwalifikacja danego podmiotu jako Kościoła albo związku wyznaniowego powinna następować na zasadach określonych w odrębnych przepisach – komentuje Mateusz Faron z Kancelarii Radców Prawnych Zygmunt Jerzmanowski i Wspólnicy sp.k.

Nie ulega wątpliwości, że największym beneficjentem będzie Kościół katolicki, który ma ogromny potencjał do inwestowania. Szacuje się, że w jego rękach jest ok. 160 tys. ha gruntów, które wyceniane są na 6–7 mld zł. Często powstające na nich budowle nie mają charakteru sakralnego. Wystarczy wspomnieć np. o planach budowy przez ojca Tadeusza Rydzyka Term Toruńskich (wraz z hotelem), wieżowcu Roma Tower (inwestycji związanej z archidiecezją warszawską, która ma się pojawić w ścisłym centrum stolicy) czy zakonie pijarów, który w Krakowie buduje biurowiec Astris. Nie musząc inwestować w infrastrukturę retencyjną, zaoszczędzą podwójnie – na niej i na opłatach.

Reklama

– Mamy wątpliwości, dlaczego tylko pewna grupa jest zwolniona z opłat. Artykuł 32 konstytucji stwierdza wprost, że wszyscy są równi wobec prawa – wskazuje w rozmowie z DGP Marcin Skwierawski, wiceprezydent Sopotu. Wtórują mu inni samorządowcy. – Dlaczego mają być równi i równiejsi? – pyta Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli.

O komentarz poprosiliśmy resort środowiska, ale ten dystansuje się od sprawy. – Projekt ustawy – Prawo wodne został przyjęty przez Radę Ministrów 18 października wraz z poprawkami. Po ich wprowadzeniu zostanie skierowany pod obrady Sejmu i opublikowany przez Rządowe Centrum Legislacji. Poprawki wynikają ze zmian wprowadzonych przez Radę Ministrów, a nie tylko wnioskodawcę, jakim jest minister środowiska – odpowiada ogólnikowo biuro prasowe. Nie dowiedzieliśmy się także, jakie będą skutki finansowe planowanego zwolnienia z opłat Kościołów i związków wyznaniowych oraz czy dotyczyć ono będzie jedynie obiektów sakralnych czy także komercyjnych.

Posłowie PiS również unikali odpowiedzi na nasze pytania. – Większość związków wyznaniowych w Polsce, może poza Kościołem katolickim, nie jest jakoś szczególnie bogata. Stąd pewnie ta propozycja zwolnienia z opłaty. Ale jeśli ustawodawca chce ulżyć mniejszym związkom wyznaniowym, nie może dyskryminować większych. Albo wszystkie, albo żaden – komentuje jeden z parlamentarzystów.

Przedstawiciele opozycji nie szczędzą słów krytyki. – Rząd robi krzywdę Kościołowi katolickiemu. Powinien on być traktowany na równych zasadach z innymi podmiotami, zwłaszcza pod względem podatkowym. Inaczej powiela się stereotypy dotyczące jego uprzywilejowanej pozycji – komentuje poseł Jan Grabiec z PO. Jego zdaniem ewentualne zwolnienia powinny dotyczyć pewnych typów działalności, np. prowadzenia ośrodków wsparcia czy placówek wychowawczych. – To byłoby lepsze niż wskazywanie palcem podmiotów, które z niejasnych powodów mogą liczyć na specjalne traktowanie – stwierdza.

Niezależnie od pojawiających się wątpliwości prace nad nowym prawem wodnym powinny zakończyć się jak najszybciej. Jeśli nowe przepisy nie wejdą w życie z początkiem 2017 r. (a jest to całkiem prawdopodobne), zagrożone będzie 3,5 mld euro na projekty unijne związane z gospodarką wodną. Ponadto Polska zobowiązana jest wykonać wyrok TSUE z 30 czerwca 2016 r. dotyczący niepełnego wdrożenia Ramowej Dyrektywy Wodnej. Niezastosowanie się do niego może skutkować karami finansowymi.