Myślała pani, że jestem kościelnym ministrem finansów? Błąd w założeniu – śmieje się ks. Janusz Majda, ekonom Konferencji Episkopatu Polski. Ale to częsty błąd, jaki popełniają ludzie świeccy, wyobrażający sobie, że Kościół w Polsce ma jednego oberszefa od finansów, do którego każdego dnia spływają tysiące raportów i który żelazną ręką trzyma kasę tej największej instytucji religijnej w Polsce. – Ja zarządzam tylko majątkiem Konferencji Episkopatu Polski (KEP), w dodatku mam nad sobą różne ciała kontrolne – opowiada ks. Majda.
Ale i tak do jego gabinetu pukają niestrudzenie przedstawiciele różnych firm, którzy byliby szczęśliwi, gdyby udało im się zdobyć na wyłączność takiego klienta jak Kościół. Wyobraźmy sobie – dostarczać prąd ponad 10 tys. parafiom, ubezpieczać wszystkie auta, jakimi jeżdżą księża i osoby zakonne, dostać kontrakt na ubezpieczenie wszystkich budynków należących do Kościoła, wszystkie polisy NW, dostawę żywności, prowadzić konta bankowe... Żyć nie umierać, bo już jesteśmy w raju. – To nie macie umów z dostawcami towarów i usług jako całość? Przecież tak duży klient jak Kościół może liczyć na preferencyjne traktowanie i zniżki – dziwię się. – Mamy, ale to nie takie proste, jeśli chodzi o wprowadzenie w życie – wzdycha ks. Majda. Tłumaczy: ja mogę podpisać umowę generalną, list intencyjny i rozesłać jako propozycję po diecezjach. Jednak nie mogę żadnemu z ekonomów diecezjalnych powiedzieć: od jutra korzystamy z banku X i ubezpieczamy się w firmie Y. Każda diecezja jest niezależna i sama decyduje, co dla niej jest dobre. – I nie przyjmują propozycji księdza? – Przyjmują, ale nie wszyscy. Każdy ma przecież też swoje pomysły i swoje rozwiązania, na które ja ani KEP nie mamy wpływu – mówi.
Poza tym ekonom episkopatu nie ma wglądu w finanse poszczególnych parafii czy diecezji, bo nie ma umocowania prawnego do tego, by w jakikolwiek sposób oddziaływać na ich funkcjonowanie, czy wręcz wtrącać się w nie. Struktura Kościoła katolickiego jest taka, że jest on podzielony na diecezje, a te z kolei dzielą się na parafie. Każda diecezja to odrębna, samorządna i niezależna struktura prowadząca własną politykę gospodarczą, ma swojego szefa, którym jest biskup diecezjalny. Biskup Rzymu, czyli papież, zgodnie z prawem kanonicznym jest najwyższym zarządcą i szafarzem wszystkich dóbr kościelnych. Oczywiście nie sam się tym zajmuje. Ma od tego ludzi. Fachowców – duchownych, ale także osoby świeckie. Tak jest zresztą na każdym stopniu zarządzania tą olbrzymią strukturą. Ale my ograniczymy się do Polski.
Raporty, raporty
Zanim umówiłam się na rozmowę z ekonomem KEP, wyobrażałam sobie, że Kościół katolicki – organizacja, która nie ma sobie równych na świecie (ponad 1,2 mld wiernych, 413 tys. duchownych, 2281 diecezji) – musi dysponować jakąś niesamowitą strukturą księgową. Mieć najnowocześniejsze programy, które z dokładnością co do grosza liczą wpływy i wydatki, sumują słupki, czuwają, żeby nic nie przeszło bokiem. Że strumień pieniędzy od parafii poprzez dekanaty, diecezje i episkopat płynie do kasy Stolicy Apostolskiej. A każda najmniejsza transakcja jest mierzona, ważona, księgowana. Tymczasem okazuje się, że choć na poziomie najniższym, parafialnym, poziom kontroli jest dość ścisły, to odbywa się raczej metodami tradycyjnymi. Na najwyższym poziomie działa to nieco inaczej.
– Ad limina – mówi ks. Majda, jak gdyby to wszystko wyjaśniało. To odbywające się średnio co pięć lat spotkania w Watykanie, na które jadą wszyscy biskupi z Polski (i nie tylko, aczkolwiek w różnych terminach). W trakcie takiej wizyty oprócz odwiedzin grobów świętych apostołów Piotra i Pawła biskupi składają papieżowi sprawozdanie z działalności swoich diecezji. W różnych dziedzinach – katechizacji, duszpasterstwa, działalności charytatywnej, misji i działalności za granicą, a także finansowej.
– Jednak to nie są bilanse stricte finansowe, jak ktoś mógłby to sobie wyobrażać, cyfry wpisane w kratki Excela. To ogólne sprawozdanie z kondycji ekonomicznej i stanu posiadania danej diecezji – mówi ks. Majda. Stolica Apostolska nie jest w stanie na bieżąco kontrolować budżetów i wydatków wszystkich diecezji, ale nie ma też powodu, by nieufnie traktować relacje biskupów. Bierze więc za dobrą monetę to, co biskupi jej sprawozdają. Zdarza się oczywiście, że papież reaguje, kiedy sprawy nie idą tak, jak trzeba. Wystarczy wspomnieć choćby skandal, który ostatnio zbulwersował opinię publiczną związany z niemieckim biskupem Limburga Franzem-Peterem Tebartzem-van Elstem, którego posiadłość podobno wyceniono na 31 mln euro. Przy czym, jak pisał „Süddeutsche Zeitung”, wszystkie 83 niemieckie zgromadzenia misyjne sfinansowały w 2012 r. na całym świecie projekty o łącznej wartości 100 mln euro. Kiedy sprawa wyszła na światło dzienne, papież nakazał biskupowi opuścić rezydencję, powołał na jego miejsce pełnomocnika i wysłał do diecezji komisję, która ma zrobić audyt. Można się spodziewać, że rozrzutny kapłan zapłaci co najmniej posadą, bo papież Franciszek jest wyjątkowo wyczulony na takie zachowania.
Czy taki kredyt zaufania się w ostatecznym bilansie opłaca? Wobec niemożliwości kontroli wszystkiego pewnie nie ma innego wyjścia. Zasada jest taka, aby jak najwięcej plenipotencji oddawać do poszczególnych diecezji: niech próbują same rozwiązywać problemy. Stolica Piotrowa zareaguje niczym sztab kryzysowy, kiedy sytuacja będzie tego rzeczywiście wymagała. Oczywiście istnieją jeszcze komórki wczesnego ostrzegania, to choćby nuncjusz apostolski, który na miejscu powinien dawać baczenie na to, co się dzieje. To wreszcie wierni, którzy – jeśli uznają za słuszne – zgłaszają zastrzeżenia czy podejrzenia.
Proboszcz: dowódca na placówce
Właśnie zaczął się czas kolędy. Duszpasterze odwiedzają parafian w domach, rozmawiają, modlą się, udzielają błogosławieństwa, czynią zapiski, które uzupełnią potem kościelne księgi. I – zwyczajowo – zbierają pieniądze. To jedna z okazji, która może być sporym zastrzykiem finansowym. Nie tylko dla księży, lecz także dla parafii – w zależności od jej wielkości i zamożności, do wspólnej kasy trafia od 10 do 50 proc. tego, co zdecydowali się włożyć do koperty wierni. Zresztą w ogóle to, co zdołają zgromadzić proboszczowie w terenie, składa się na kondycję finansową całego Kościoła. Aż 80 proc. wpływów tej instytucji pochodzi właśnie z darów wiernych.
Oprócz kolędy są to zbiórki na tacę podczas nabożeństw – przy czym średni datek, przeliczając na parafianina, to, według raportu przygotowanego przez Katolicką Agencję Informacyjną (luty 2012 r.), w zależności od regionu i jego zasobności od 50 gr do 1,2 zł, gdyż statystycznie rzecz biorąc, na tacę rzuca coś 30 proc. parafian. Nie wszyscy chodzą na msze, a nawet jeśli idą, nie wszyscy dają. Jednak to z pieniędzy rzucanych na tacę trzeba utrzymać parafię, opłacić rachunki, pensje ludzi. Jeśli parafia jest duża, zamożna i ma szczodrych mieszkańców, nie ma z tym problemu. Jeśli jest biedna, do parafialnej kasy idą też – w części lub całości – dochody z iura stolae, zwyczajowo przynależne kapłanom (śluby, pogrzeby, chrzty). Bywa też, że do utrzymania parafii trzeba dopłacać – ze specjalnego funduszu solidarnościowego tworzonego przy diecezjach. Stan posiadania poszczególnych jednostek jest bardzo zróżnicowany, podobnie jak dochody. Są bardzo majętne, w których wpływy roczne przekraczają 400 tys. zł, ale są też takie, gdzie jest to 30 tys. zł.
Generalnie zarządcą majątku w parafii jest proboszcz i to on decyduje, na co wydać pieniądze. Czy położyć nowy dach, czy zatrudnić kościelnego. Jednak w ograniczonym zakresie: na tyle, na ile jego bezpośredni przełożony, czyli biskup, mu pozwoli. Zasadniczo jest tak, że konferencja danego regionu lub kraju ustala dla instytucji kościelnych w danym państwie kwoty graniczne. Pierwsze minimum mówi o sumie transakcji (np. zakupów, inwestycji), którą jednostki mogą dysponować bez konieczności uzyskiwania zgody bezpośredniego przełożonego (biskupa). W Polsce określono ją na równowartość 100 tys. euro. Druga kwota dotyczy transakcji, na którą zgodę trzeba uzyskać już w samym Watykanie – to 1 mln euro. Jednak biskup może tę pierwszą kwotę zmniejszyć dla podległych sobie jednostek (parafii, wydawnictw, uczelni) – i tak zwykle robi, żeby zachować kontrolę. W zależności od wielkości jednostki może to być 20 tys. euro albo mniej. Jak tłumaczy ks. Majda, przy sprzedaży działek czy innych nieruchomości zawsze wymagane jest pozwolenie kompetentnej zwierzchniej władzy. Tak samo jak na zaciąganie kredytów przez parafię (każda ma osobowość prawną). – Ale jak jakiś kapłan chce wziąć pożyczkę na siebie, to nie musi nikogo prosić o pozwolenie. To już sprawa banku, jak oceni jego zdolność kredytową – dodaje.
Zasadniczo w diecezjach wymaga się już, by parafie miały założone konta bankowe, na których powinny być składane pieniądze parafialne, co ma się przyczynić do przejrzystości finansowej. Proboszcz jako osoba fizyczna może mieć prywatne konto bankowe, może korzystać z karty płatniczej lub kredytowej. Ważne jest, by rachunek parafii był rachunkiem odrębnym od prywatnego rachunku proboszcza. Nie może być sytuacji, w której pieniądze prywatne proboszcza mylą się" z parafialnymi.
Raz w roku większość parafii (bo nie we wszystkich zostało to jeszcze wprowadzone) pisze sprawozdanie finansowe i przesyła je do swojej diecezji. Poza tym stan rachunków może zostać skontrolowany podczas wizytacji, która w normalnym trybie odbywa się raz na kilka lat. Wówczas urzędnicy kurii na miejscu badają działalność parafii – sprawdzają, jak sobie radzi np. z katechizacją, jak funkcjonują istniejące na jej terenie przedszkola, szkoły czy domy opieki. Zagląda się wówczas także w dokumentację finansową. W razie potrzeby taka wizytacja może zostać przeprowadzona także w trybie nagłym.
Każdy duchowny musi działać w granicach prawa, przy czym oprócz tego powszechnego, obowiązującego każdego obywatela kraju, obowiązuje go także prawo kanoniczne oraz synodalne. One także regulują kwestie finansowe. Na przykład to, kto, komu i ile musi zapłacić kościelnego podatku zwanego ładniej – daniną.
Od podatków nie uciekniesz
Najbardziej znana danina to świętopietrze, które idzie z parafii bezpośrednio do Watykanu. Zbiórka na ten cel odbywa się raz w roku, w niedzielę najbliższą dacie 29 czerwca (Piotra i Pawła). Przy czym kwoty uzbierane na ten cel na świecie spadają: jeśli w 2006 r. było to prawie 102 mln dol., to cztery lata później już tylko niecałe 68 mln.
Parafie muszą też utrzymać działalność biskupstw oraz wszystkich instytucji kościelnych, jakie znajdują się na ich terenie (np. zajmujących się kształceniem kleryków, prowadzących działalność opiekuńczą nad emerytowanymi kapłanami). Przy czym nie ma tu jednego wspólnego systemu, każda diecezja reguluje te kwestie inaczej, w zależności od tradycji wynikającej głównie z tego, pod jakim kiedyś jej tereny znajdowały się zaborem. Na przykład w sporej i słynącej z religijności diecezji tarnowskiej (b. zabór austriacki, 446 parafii, ponad 1,1 mln mieszkańców) instytucje diecezjalne utrzymywane są z tacy – każda zbiórka w pierwszą niedzielę miesiąca przeznaczana jest na ten cel. To daje rocznie (za KAI) ok. 4 mln zł. Ale już w archidiecezji poznańskiej (b. zabór pruski, 402 parafie i 1,48 mln wiernych) parafie są obciążone stałym podatkiem miesięcznym: każda musi wysłać co miesiąc do biskupstwa kwotę będącą iloczynem jednej trzeciej mieszkańców (bo szacunkowo tylu uczęszcza do kościoła) pomnożonym przez 1,05 zł (wpływy – 6,3 mln rocznie). Do tego w Wielkim Poście każda parafia płaci daninę diecezjalną w wysokości 1,55 zł od mieszkańca parafii (2 mln 325 tys. zł). Natomiast w archidiecezji lubelskiej (b. zabór rosyjski, 268 parafii, 1,1 mln wiernych) ustanowiono podatek zwany podusznym: jednostki liczące powyżej 800 mieszkańców (mniejsze są zwolnione z opłat) płacą miesięcznie 3 gr od duszy, większe, powyżej 1200 mieszkańców – 7 gr (w sumie ok. 850 tys. zł rocznie). Jeszcze inaczej jest w archidiecezji warszawskiej (1,42 mln katolików, 210 parafii) – tutaj obowiązuje roczny ryczałt uzależniony od liczby uczestników niedzielnej mszy (wpływy w wysokości 6,5 mln zł rocznie).
To – oprócz takich rzeczy, jak opłacanie ogrzewania kościołów, utrzymania probostw, pensji osób zatrudnionych w parafiach, są koszty stałe. Do tego należy dodać zbiórki ekstra, np. na działalność misyjną, na utrzymanie seminariów duchownych, działalność charytatywną... Każdy biskup ma tutaj pewną dowolność, jeśli chodzi o zarządzanie, a wspiera go w tym rada do spraw ekonomicznych. A parafie muszą się podporządkować.
Planowanie i ryzyko biznesowe
Każda jednostka kościelna sporządza co roku plan finansowy. Musi oszacować przychody, policzyć wydatki – te stałe oraz te niespodziewane, awaryjne. Najtrudniej uczynić to proboszczom w parafiach: bo jeśli 80 proc. wpływów to datki wiernych, to wszystko zależy od ich zaangażowania, sympatii do konkretnego proboszcza oraz jego zdolności organizacyjnych. – Załóżmy, że jakiś gospodarz parafii skłóci się z wiernymi, a i tak bywa, wtedy cały budżet bierze w łeb – przyznaje ks. Janusz Majda.
Są także parafie, które prowadzą działalność gospodarczą. Wpływy mogą także pochodzić z wynajmu pomieszczeń lub z administrowania cmentarzami. Ale niezależnie od tego, co posiada, proboszcz powinien zrobić sobie biznesplan. I – jak każdy biznesmen – ponieść ryzyko biznesowe. Wkalkulować, że prócz kościelnych podatków będzie musiał zapłacić także CIT i VAT, składkę na ZUS, podlegać regułom normalnej gry rynkowej. W tym przypadku – na prowadzenie takiej działalności – przeważnie niezbędna jest zgoda przełożonego. Jednak, co podnosił w swoim wystąpieniu prof. Piotr Stec, dziekan Wydziału Prawa Uniwersytetu Opolskiego, na konferencji „Finansowanie związków wyznaniowych w Polsce i w krajach niemieckojęzycznych”, przedsiębiorca zawierający umowę z parafią nie ma możliwości sprawdzenia, czy w danym przypadku zgoda była konieczna i czy została wydana. Ryzykuje zatem, że umowa zawarta z parafią będzie nieważna. W przypadku kościelnych osób prawnych brakuje publicznego, zinformatyzowanego rejestru podobnego do Krajowego Rejestru Sądowego, zawierającego informacje o podmiotach kościelnych i osobach uprawnionych do ich reprezentowania, z którym łączyłyby się domniemania prawdziwości i powszechnej znajomości treści wpisu. Utrudnia to znacznie obrót cywilnoprawny (za Ekai.pl). Zdarza się także, że prowadzona przez jednostkę kościelną działalność gospodarcza łamie prawo, jak to było w przypadku wydawnictwa Stella Maris. Proces karny, w którym na ławie oskarżonych zasiadało osiem osób, skończył się dopiero pod koniec listopada. W efekcie archidiecezja gdańska musi zapłacić niemal 7 mln zł tytułem nieodprowadzonych podatków. Na ten cel opodatkowano dodatkowo diecezjalnych proboszczów, będą się składać po 50 zł miesięcznie.
Łatwiej niż proboszczom roczny biznesplan zrobić biskupstwom, zwłaszcza tym, które ustanowiły podatek w postaci ryczałtowej lub pogłównego. Jednak żadne z nich nie jest w stanie przewidzieć sytuacji takich jak wyżej opisana. Ani np. strat związanych z klęskami żywiołowymi, które skutkują z jednej strony koniecznością np. remontów zniszczonych budynków, z drugiej – pomocy osobom poszkodowanym. Ale przynajmniej powinny się starać.
Kontrolować i ufać
Choć każdy biskup w swojej diecezji jest głównym decydentem we wszystkich sprawach, także finansowych, nie zarządza nimi jednoosobowo. Zgodnie z prawem kanonicznym musi powołać zarówno diecezjalnego ekonoma (obecnie wszyscy funkcjonujący to kapłani), który jest zarządcą majątku (odpowiednik dyrektora finansowego), jak i radę ds. ekonomicznych (duchowni plus świeccy fachowcy), która wspomaga go radą i kontroluje jego decyzje. Oprócz tego biskupstwa zatrudniają księgowych, prawników, radców prawnych etc. Podobna struktura działa na poziomie Sekretariatu KEP.
Ksiądz Janusz Majda, ekonom KEP, opowiada, w jaki sposób jego decyzje, plany finansowe czy sprawozdania, są kontrolowane. – Kiedy robię roczny raport z działalności gospodarczej, a muszę się przy tym trzymać reżimu prawa podatkowego, jego merytoryczną zawartość kontroluje najpierw komisja rewizyjna KEP, a następnie po uzyskaniu pozytywnej opinii bilans zatwierdzają biskupi na zebraniu plenarnym KEP. I dopiero wtedy przekazywane jest to do właściwego urzędu skarbowego – wyjaśnia. Z kolei jeśli chodzi o działalność statutową, sprawozdanie pod względem zgodności z prawem kanonicznym najpierw akceptuje komisja rewizyjna, a potem zatwierdza zebranie plenarne KEP. Poza tym każda większa inwestycja, która wykracza poza normalne zarządzanie (np. płacenie rachunków, podpisywanie listy płac, niezbędne do funkcjonowania instytucji zakupy), wymaga pozytywnej opinii rady ekonomicznej KEP, która ma wspomagać ekonoma KEP w jego działaniu.
To sprawia że z jednej strony Kościół jako instytucja ma kontrolę nad finansami. Z drugiej daje ten komfort, że osoba, która podpisuje się pod jakimiś decyzjami ekstra, jest kryta: nadzorcze ciało wyraziło zgodę, więc w razie niepowodzenia trudno będzie szukać kozła ofiarnego. W najtrudniejszej sytuacji są proboszczowie: oni decydują sami. Wprawdzie w wielu parafiach są dziś rady parafialne, które biorą udział w procesach decyzyjnych, stawiają swoje parafki pod różnego rodzaju raportami, ale ciężar odpowiedzialności spada i tak na kapłana.
Zakonnik ślubuje ubóstwo
Nieco inaczej, choć w podobny sposób, wygląda zarządzanie finansami zakonów męskich (niemal 1 tys. klasztorów męskich, zwanych także domami zakonnymi, należących do 61 zgromadzeń). Z tym zastrzeżeniem, jak tłumaczy ks. Piotr Ciepłak, saletyn, a jednocześnie ekonom Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich, że niektóre zgromadzenia – np. kapucyni, salezjanie czy franciszkanie – mają w Polsce po kilka prowincji (salezjanie – 4). Prowincja to odpowiednik diecezji. Na przykład kapucyni mają prowincje warszawską i krakowską, które są od siebie niezależne. Kierują się tymi samymi regułami, choć niektóre prawa zwyczajowe (np. o której godzinie jest pobudka) mogą być nieco inne. Ale są i takie zgromadzenia, które mają zaledwie po dwa domy, w których żyje po 7–10 zakonników. Wszystkie zgromadzenia utworzyły trzy lata temu Forum Współpracy Międzyzakonnej, które koordynuje wspólne poczynania finansowe i gospodarcze.
Forum to jednostka gospodarcza mająca swój regon, a jej głównym zadaniem jest negocjowanie jak najlepszych warunków od dostawców. Średnio co dwa lata składa zapytanie ofertowe skierowane m.in. do telekomów, ubezpieczycieli, dostawców paliwa, instytucji finansowych, dostawców żywności itd. – Chodzi o to, żeby było jak najtaniej – nie ukrywa ks. Ciepłak. Obecnie większość zakonów (bo, podobnie jak w przypadku instytucji niezakonnych, nie ma przymusu) tankuje paliwo w systemie Flota. W drodze negocjacji i zapytań ofertowych wybrano jednego dostawcę na: dostawę żywności, usług bankowych, rozmowy telefoniczne i innych produktów potrzebnych w funkcjonowaniu domu zakonnego czy życiu zakonnika. Mamy portal, do którego każdy z domów zakonnych – poprzez ekonoma domowego lub przełożonego wspólnoty – ma dostęp (login i hasło). Kiedy jest potrzeba, zamawia za jego pośrednictwem takie rzeczy, jak mięso, jarzyny, mąkę, cukier czy wodę – wyjaśnia ks. Ciepłak. W ciągu maksymalnie 48 godz. dostawa ląduje przed klasztorną bramą. Tak jest taniej. – Pieczywo bierze się od lokalnych dostawców, zakonnicy też lubią jeść ciepłe bułki na śniadanie – śmieje się zakonnik.
Tak jak w przypadku diecezji, także większość zakonnych dochodów – bo ponad 70 proc. – pochodzi z działalności parafialnej, czyli ofiar, darów, intencji mszalnych. Do tego dochodzi działalność gospodarcza oraz np. prowadzenie domów rekolekcyjnych, wydawnictw, sklepów, biur pielgrzymkowych. Główna różnica polega na tym, że zakonnicy ślubują ubóstwo, więc nic w sensie materialnym do nich nie należy. Jeśli zarabiają jako np. wykładowcy, ich pensja idzie na wspólne konto zgromadzenia. O tym, w jaki sposób wydać pieniądze lokalnie, w sensie klasztoru, decyduje przełożony oraz zakonnik odpowiedzialny za finanse. On też decyduje, czy któryś z braci potrzebuje karty płatniczej. Najczęściej przedpłaconej. – Jeśli któryś z braci potrzebuje na coś pieniędzy, to po prostu mówi – wyjaśnia ks. Piotr Ciepłak. Chodzi o to, że nie ma formalnych przydziałów środków, jak w koncernach. Trzeba poprosić i z otrzymanej sumy rozliczyć się przed ekonomem domowym.
Zgromadzenia są zobowiązane prowadzić księgowość, która jest kontrolowana przez wyższych rangą przełożonych w trakcie wizytacji – każde zgromadzenie ma swojego prowincjonalnego ekonoma. Także klasztory muszą przygotowywać roczne plany biznesowe, a potem z nich sprawozdawać. Dokumenty są zatwierdzane przez radę ekonomiczną każdego klasztoru i przesyłane do prowincji. Na ich podstawie wyliczana jest kontrybucja, danina, jaką dany klasztor jej płaci. Generalnie rzecz biorąc, bo i tu jest duża różnorodność. Najmniejsze zgromadzenia są zwykle z tego zwolnione. Inne rozliczają się ryczałtem, jeszcze inne na zasadzie pogłównego, a kolejne – od przychodów. Także zakonnicy płacą świętopietrze – ale wtedy, kiedy mają parafie. Przy czym kasy parafialne (i konta) są oddzielne od zakonnych.
Ekonomowie prowincjalni spotykają się przynajmniej dwa razy w roku. Jedno-, dwudniowe, spotkanie odbywa się w czerwcu w Kielcach, podczas Targów Sacroexpo. Podczas takich spotkań (oprócz podpatrywania, jakie są trendy w budownictwie sakralnym, modzie etc.) jest czas na imprezy edukacyjne typu: poprawność zapisów w księgach wieczystych, prawo pracy, prawo budowlane. Spotkania z biznesmenami i politykami. I uzgodnienie kluczowych decyzji finansowych. Jak mówi ks. Piotr Ciepłak: informacja i organizacja. – Razem taniej i łatwiej – dopowiada.
Zakony żeńskie nie mają odpowiednika Forum Współpracy Międzyzakonnej, ale przyłączają się do współpracy.
Kobiety mniej zorganizowane
Najbiedniejsze w całej strukturze są żeńskie zgromadzenia zakonne (151 na terenie Polski). Choćby z tego powodu, że siostry nie mogą liczyć jak ich męscy odpowiednicy na pieniądze z działalności parafialnej. Są zmuszone utrzymywać się z własnej pracy – są katechetkami, nauczycielkami, wychowawczyniami w przedszkolach, pielęgniarkami, wykładają w szkołach wyższych. Są w parafiach zakrystiankami, organistkami, prowadzą kancelarie. Wiele zakonów prowadzi działalność polegającą na opiece nad ludźmi chorymi czy starszymi. Wiele z nich, podobnie jak organizacje pozarządowe, otrzymuje na ten cel subsydia od samorządów.
Ale podobnie jak w przypadku zakonników wszystko, co zarobią, idzie do wspólnej kasy wspólnoty. Jeśli zakon jest klauzurowy, sytuacja przedstawia się jeszcze bardziej skomplikowanie, bo tutaj mniszki nie są w stanie już zarabiać na zewnątrz. Mogą liczyć tylko na to, co same wyhodują, zasadzą, co zrobią własnymi rękami. Jeśli zaś chodzi o nadzór, zasada jest identyczna: o wszystkim decydują przełożeni, którzy raportują wyższym rangą zwierzchnikom, a ich sprawozdania finansowe są skrupulatnie badane przez wyższe instancje, które w razie potrzeby mogą zrobić „nalot” i przetrzepać dokumentację księgową.
W każdym razie – raz lepiej, raz gorzej, raz z mniejszymi, innym razem z większymi perturbacjami system działa. Od ponad 2 tys. lat. I Kościół jeszcze nie zbankrutował. W dodatku afery i skandale, jakie w nim wybuchają co jakiś czas, w porównaniu z tymi zachodzącymi w świeckich instytucjach finansowych wydają się całkiem niewinne. Nawet ta związana z bankiem watykańskim, czyli Instytutem Dzieł Religijnych (IOR), gdzie prałat Nunzio Scarano, księgowy w watykańskiej administracji finansowej, próbował wwieźć do Włoch ze Szwajcarii 20 mln euro, a oprócz tego zdefraudował 600 tys. euro, choć narobiła dużo złej krwi i źle wpłynęła na markę Kościoła, nie doprowadziła przynajmniej do kolejnego kryzysu ekonomicznego. Może dlatego, że choć anachroniczne i mało stechnologizowane procesy kontrolne jednak zadziałały. Do końca roku IOR ma otworzyć stronę internetową, na której będą – po raz pierwszy w historii – publikowane dokumenty dotyczące działalności banku, także jego sprawozdania finansowe.
Ksiądz nie pogra na foreksie
– A co się robi z nadwyżkami gotówki, bo przecież takie Kościół ma – pytam ks. Janusza Majdę. – Jak to co, lokuje – odpowiada z uśmiechem. W co? Jak? – O to trzeba by pytać poszczególnych zarządzających instytucjami kościelnymi. W każdym razie jestem przekonany, że wszyscy się starają, by było to bezpieczne, bo przecież odpowiadają za cudze pieniądze, nie swoje. Żaden kościelny ekonom nie będzie grał na giełdzie, nie odważy się zaryzykować pieniędzy swojej firmy na foreksie.
W grę wchodzą lokaty bankowe, poważne obligacje, fundusze zrównoważone.
Biorąc pod uwagę, że wiernych – a więc także dopływu gotówki – jest coraz mniej, a system jeszcze nie runął, można by wyciągnąć wniosek, że mężczyźni w koloratkach lepiej się na finansach znają niż ci, którzy rządzą cywilną kasą. Więc może warto pomyśleć o kościelnym OFE?
Do gabinetu ekonoma Konferencji Episkopatu Polski pukają niestrudzenie przedstawiciele różnych firm, którzy byliby szczęśliwi, gdyby udało im się zdobyć na wyłączność takiego klienta jak Kościół. Dostarczać prąd ponad 10 tys. parafiom, ubezpieczać wszystkie auta, jakimi jeżdżą księża i osoby zakonne, dostać kontrakt na ubezpieczenie wszystkich budynków należących do Kościoła, wszystkie polisy NW, dostawę żywności, prowadzić konta bankowe. Żyć nie umierać, bo już jesteśmy w raju
Komentarze(51)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarsze, P A P I E Ż JEST WŁAŚCICIELEM I ZARZĄDCĄ ORAZ DYSPONENTEM WSZELKICH DÓBR MAJĄTKOWYCH KTÓRE KRK UZYSKAŁ OD PAŃSTWA , NIEWAŻNE IEST CZY LEGALNIE CZY NIE ZGOGNIE Z PRAWEM .TAK WIĘC ZIEMIA I OBIEKTY BUDOWLANE, MAJĄTKI ITD WYRWANE PRZEZ KRK Z MAJĄTKU NARODOWEGO, PRZEPADAJĄ NA RZECZ OBCEGO PAŃSTWA WATYKAN.BROŃMY POLSKĘ PRZED TĄ GRABIEŻĄ, PROTESTUJĄC I DOMAGAJĄC SIĘ INFORMACJI OD RZĄDU O SKALI STRAT!!! NIECH KATOLOCY UCZĘSZCZAJĄ DO KOŚCIOŁA UCZCIWEGO WOBEC POLSKI.
ale dlaczego Polacy toleruja swirow smolenskich z PIS ?
Określenie "DZICZ PiS-owska" ma zastosowanie nie tylko do tej sytuacji. Równie dobrze odniesienie to pasuje do POŚMIEWISKA nazwanego "II konferencja". Przypomnę te jaja, które miały miejsce w trakcie jej trwania.
II Konferencja Macierewicza, której przewodniczyć miał ROŃDA (zawieszony - AGH), to zbiorowisko ludzi pozbawionych honoru, dlatego też pozwoliłem sobie nadać tytuł temu żałosnemu przedstawieniu. II konferencję w reżyserii Antoniego Macierewicza- doradcy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego określam jako
"Uwalnianie ukrytych pokładów debilizmu przez ludzi z tytułami naukowymi i posłów PiS".
Każde tego typu żałosne zbiegowisko nieuchronnie przybliża Macierewicz do końca tej paranoi, błazenady czy jak tam jeszcze kto to zjawiska nazwie, a udawanie przez Macierewicza i jego kompanów "eksperta" wywołuje coraz głośniejszy śmiech i politowanie.
Przebieg konferencji Macierewicza - nt. „Uwalnianie ukrytych pokładów debilizmu przez ludzi z tytułami naukowymi i posłów PiS" :
Uczestnicy „przełomowej konferencji” wysłuchali specjalistów od betonu, budownictwa, elektrowni wiatrowych, kolek w wieku niemowlęcym, z nieskrywaną powagą pokiwali czuprynami pokazując, że są usatysfakcjonowani zarówno wiedzą merytoryczną jak i „znajomością” problematyki lotniczej poszczególnych prelegentów. Każdy z nich jeszcze bardziej niż dotąd "zgłębił" i wreszcie "rozumiał" metodologię i zakres badania katastrof lotniczych.
Antoni Macierewicz nie uświadomił sobie samemu i swoim wyznawcom :
1. Kto w kwietniu 2010 był zwierzchnikiem SZ?;
2. Za co odpowiada Zwierzchnik SZ?
3. Kto w kwietniu 2010 był Dowódcą Sił Powietrznych?
4. Za co odpowiada D-ca SP?
5. Kto w kwietniu 2010 sprawował bezpośredni nadzór nad 36 spec. pułkiem?
6. Za co odpowiada w SZ. RP bezpośrednio sprawujący nadzór?
7. Jakie były warunki atmosferyczne na lotnisku Siewiernyj (2010 w godz. 7.00-10.00)
8 Jakie były na dzień 10.04.2010 r. minimalne warunki ww. lotniska
9. Warunki minimalne dla samolotu TU-154M
10 Kiedy i od kogo załoga otrzymała ostrzeżenie, że nie ma warunków do lądowania?
11. Który pilot miał uprawnienia do DTWA?
12 Kto z członków załogi miał uprawnienia do prowadzenia korespondencji w języku rosyjskim?
13. Czy podczas manewru podejścia do lotniska w kabinie załogi przebywały osoby postronne?
14 W jakim reżimie załoga podchodziła do lądowania?
15. Czy załoga słyszała ostrzeżenie, że samolot niebezpiecznie zbliża się do ziemi?
16. Inne jak; poziom wyszkolenia załogi, procedury przedlotowe, technika pilotowania przy skandalicznie słabym wyposażeniu lotniska, zgranie załogi, szkolenie na symulatorach, procedury dopuszczenia pilotów do wykonania zadania.
Macierewicz udowodnił, że sfałszowane zdjęcia są prawdziwe.
Profesor Rońda WYELIMINOWAŁ SIĘ - aczkolwiek wielu znawcom lotnictwa udowodnił, że nie ma żadnej różnicy pomiędzy katastrofą budowlaną, a katastrofą lotniczą. Udowodni również, że nie ważne jest, jaki bada kawałek blachy i z czego ona pochodzi, ponieważ każda blacha ma te same lub zbliżone właściwości.
[...Chris Cieszewski z amerykańskiego Uniwersytetu Georgii na koniec referatu poświęconego analizie smoleńskiej brzozy, powiedział, iż nie ma wątpliwości, że drzewo było złamane 5 kwietnia albo - jak dodał reagując na głosy z sali - wcześniej..] - bez komentarza
[...dr hab. Jacek Wójcik z Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN przedstawił wyniki badań dwóch próbek z pobranych z ubrań ofiar katastrofy pod kątem m.in. występowania materiałów wybuchowych. Jak wyjaśniał, w próbkach**** nie zidentyfikowano takich substancji****, ale zastrzegł, że materiały wybuchowe mogły być tam w ilościach mniejszych niż byli w stanie sprawdzić naukowcy pracujący na określonym sprzęcie lub też znajdować się w innych próbkach...] - bez komentarza.
[...prof. Obrębski stwierdził, że "w momencie, gdy samolot uciekał z pułapki, nastąpiły wybuchy" oraz że "katastrofę spowodowały tzw. osoby trzecie". Pytał też, czy gałęzi drzew przy podejściu do lotniska w Smoleńsku nie ściął samolot Ił-76, który próbował tam wylądować 10 kwietnia 2010 r...] pewnie chodzi kaskaderów rosyjskich - bez komentarza.
Pokazano parę zdezelowanych puszek po napojach, i pękającą parówkę - dziwne, ze nikt nie odważył się zapytać - lidzie z kogo wy sobie jaja robicie?
Binienda (tytuł naukowy bliżej nieokreślony) udowodnił, że nie ma żadnej różnicy pomiędzy materiałem kompozytowym, a duraluminium, udowodni też, że na podstawie sfałszowanych zdjęć niezbicie dowiódł iż to był wybuch. Uczestnicy zgodnie przyjmą, jako wiarygodne serwowane im teorie i zagłosują zgodnie – jednogłośnie ustalając, że przyczyną katastrofy był zamach, tylko nikt nie wie, kto, na kogo, czym i po co się zamachnął. Na zakończenie owej konferencji wszyscy zgodnie uznają tym razem przez aklamację, że nastąpił przełom tylko nie wiadomo, kto kogo i po co i gdzie przełamał.
Super idea ...koscielny OFE ?!!...
Gdy do tego dojdzie , kosciol bedzie popieral eutanazje , aby sie pozbyc upierdliwych emerytow i rencistow ...
zakasac rekawy i zarobic fizyczna praca na swoje zycie. A tak zyjesz z jalmuzny i to jak zyjesz.
Zyjesz 500% lepiej niz te biedaki, które przez swoja glupote oddaja ci ostatni babciny grosz.
Ale tego jeszcze malo, podstawiasz sie do kasy panstwowej, czyli spoleczenstwa.
Mam ci wobec tego dobra rade - przestan opluwac wszystkich po katolicku i zastanów sie nad soba.
Zacznij prawdziwa, a nie falszywa modlitwe. I daj spokój tym, którzy widza ciebie
jako diabla w ornatach ksiedza. Módl sie aby ci bezbozni równiez dali ci na utrzymanie.
Na koniec swiata nie masz wplywu i nie strasz ludzi bo robisz to dla osiagniecia wlasnych korzysci.
Ja zawsze zastanawiam sie kiedy w Polsce
CBA zainteresuje sie zwiazkami polityki z Kosciolem czyli klerem.
Wydaje sie, ze za duzo maja, za duzo dotacji, za duzo darowizn, które oswiadczeniem w urzedzie skarbowym mozna skasowac problem gdzie, czy na co konkretnie (bez faktur i scislych rozliczen) na co etc. i chca jeszcze wiecej, a moze duchowni zaczeli by normalnie
chodzic codziennie do pracy jak pozostali obywatele kraju?
To nie jest normalny kraj panie rydzyk. W normalnym kraju tacy, którzy przemycaja znaczne pieniadze w plastykowych torbach lub robia zbiórki na jakis cel a potem znikaja z kasa siedzieliby w kurorcie na Alcatraz.
rydzyk to faktycznie nie jest normalny kraj...w normalnym kraju bys sie pan nie wyplacil fiskusowi, a zakwaterowanie, bys juz dawno mial w jakims pensjonacie gdzie na pewno nie ma firanek...
Rzniesz glupa Tadek czy o droge pytasz? Toz to karzel zoliborski stale powtarza az do znudzenia'" ze to kondominium"
W normalnym kraju taka menda zwanym ojcem bismesmenem juz dawno by siedziala
Potem wzajemnie sie rozgrzeszaja, pija w ramach pokuty 'karniaki' i juz sa bez grzechu.
Na drugi dzien znów moga isc na calosc.
Spowiedz wymyslili klechy, aby lepiej kontrolowac swoje owieczki. Jesli odejda od tego sredniowiecznego zwyczaju, 'tajemnica spowiedzi' tez przejdzie do historii.
A tzw prawo kaniniczne mozesz sobie zrolowac i wsadzic
w d..e panie ksiadz...
Obowiazuje was tak jak wszystkich prawo kraju, w którym pracujecie..
A jak sie nie podoba,...
to won do Watykanu. .. zboczency i zlodzieje
Rozmowa ze Slawomirem Kopycinskim, poslem SLD
Joanna Gergont: Z informacji udostepnionych panu przez Komisje Majatkowa wynika, ze Kosciolowi oddano mienie warte ponad 29 mld zl. Pan twierdzi, ze jego wartosc to 100 mld zl. Na jakiej podstawie?
Slawomir, Kopycinski: 24 mld zl, ponad 100 mln zl odszkodowania w gotówce i 500 nieruchomosci to wartosci podane przez Komisje. Tymczasem informacje, które dotarly do mnie, jednoznacznie wskazuja, ze to majatek zanizony. Przyklady mozna mnozyc. Najbardziej znany dotyczy gruntów w warszawskiej dzielnicy Bialoleka, gdzie niezalezni rzeczoznawcy wycenili 47 ha przekazanych Kosciolowi na ponad 200 mln zl. Szacunkowa wycena przedstawiona przez strone koscielna i uznana przez Komisje mówila o 30 mln.
Tych przykladów moze byc kilkanascie, kilkadziesiat, ale trudno sobie wyobrazic, ze w ponad 3 tys. spraw rzeczoznawcy falszowali dokumenty na rzecz Kosciola.
- Ja jestem sobie to w stanie wyobrazic, bo z tego, co wiem, wynika, ze Komisja Majatkowa bez skrupulów, wrecz systemowo lamala prawo. Na przyklad przyjmowala wnioski po 31 grudnia 1992 r., choc zgodnie z ustawa o stosunku panstwa do Kosciola byl to nieprzekraczalny termin zglaszania roszczen. Albo jak wyjasnic to, ze Komisja, choc miala prawo zwracac majatek zabrany Kosciolowi tylko po 1945 r., oddawala mu dobra upanstwowione przez parlament pruski? Tak bylo z siedziba Zespolu Szkól Rolniczych w Lwówku Slaskim, która zostala przejeta w 1810 r. Tak bylo z palacem biskupów Potockich, budynkiem bylego kolegium jezuickiego i Baszty Harcerskiej w Braniewie upanstwowionych nie przez PRL, ale przez parlament pruski w 1912 r.
Opinia bylego ministra sprawiedliwosci Zbigniewa Ziobry otworzyla Komisji mozliwosc przekazywania majatku na Ziemiach Odzyskanych, czego nie ma w ustawie. Potwierdza to pismo ministra spraw wewnetrznych i administracji. Kosciól katolicki przejmowal nieruchomosci nalezace do Kosciola katolickiego III Rzeszy, choc nie jest i nigdy nie byl jego nastepca prawnym. Tak stal sie wlascicielem domu zdrojowego "Pod Grusza" w Miedzyzdrojach. Kosciól dostawal majatek, który nigdy do niego nie nalezal, np. ten nalezacy do Kosciola luteranskiego. I to musi zbadac niezalezna prokuratura.
155 hektarów gruntów rolnych w Swierklancu.
Z aktu notarialnego wynika, ze tereny te zostaly wycenione na 3,2 mln zl, czyli 2,1 zl za metr.
Tymczasem zdaniem wladz gminy rolnicze grunty w tamtej okolicy kosztuja okolo 30 zl za metr.
M.in. te tereny odkupil od Kosciola...
Jeden z najbogatszych Polaków wykupil atrakcyjne dzialki od Kosciola poslugujac sie fikcyjnym meldunkiem w Tarnowskich Górach - twierdzi gliwicka prokuratura. Jesli jej zarzuty sie potwierdza biznesmenowi grozi nawet dziesiecioletnia odsiadka
Sprawa dotyczy 25-letniego Tomasza D., glównego udzialowca grupy Famur,
który wedlug miesiecznika Forbes zgromadzil majatek o wartosci 850 mln zl,
co daje mu 19 miejsce na liscie najbogatszych Polaków. Gliwicka prokuratura twierdzi,
ze biznesmen na podstawie fikcyjnego meldunku wyludzil prawo do pierwokupu darowanych
Kosciolowi przez panstwo ponad 200 hektarów w Swierklancu, Swietoszowicach i Czekanowie.
--
A glodne dzieci i szpitale bez funduszy ??? NIECH SIE MODLA...maja przeciez kapelanow na utrzymaniu...
CZY RACHUNKI ZA ALKOHOL I WIZYTY W DOMACH PUBLICZNYCH KSIEGOWANE SA JAKO REPREZENTACJA?
Zgroza... Okazuje sie, ze polski rzad nie posiada danych dotyczacych calkowitej powierzchni nieruchomosci bedacych wlasnoscia lub w uzytkowaniu wieczystym Kosciola Katolickiego w Polsce. Odkryl to posel Ruchu Palikota Artur Debski, który zapytal o to panstwowe instytucje.
Zgroza... Okazuje sie, ze polski rzad nie posiada danych dotyczacych calkowitej powierzchni nieruchomosci bedacych wlasnoscia lub w uzytkowaniu wieczystym Kosciola Katolickiego w Polsce. Odkryl to posel Ruchu Palikota Artur Debski, który zapytal o to panstwowe instytucje.
Kosciól, Kazimierz Dolny
Jakis czas temu posel Debski zwrócil sie Biura Analiz Sejmowych Kancelarii Sejmu z dwoma pytaniami. Polityk pytal: ile kosciól katolicki posiada w Polsce nieruchomosci gruntowych, budynkowych i lokalowych oraz : jaka bylaby suma kosztów poniesionych z tytulu podatku od nieruchomosci. Pytania Debskiego wprawily sejmowych urzedników w oslupienie. Postanowili wiec ratowac sie i zapytac ministerstwo administracji i cyfryzacji (odpowiada w Polsce za kontakty z duchownymi).
Okazalo sie, ze w resorcie Michala Boniego dane sa na ten temat, ale... z 2007 roku. „Ministerstwo nie posiada urzedowych danych dotyczacych calkowitej powierzchni nieruchomosci bedacych wlasnoscia lub w uzytkowaniu wieczystym Kosciola Katolickiego. Niemniej jednak przytacza ono dane zawarte w publikacji z „Nieruchomosci gruntowe wlasnosci koscielnej i zwiazków wyznaniowych w Polsce. Z danych tych (wedlug stanu na 1 stycznia 2007 r.) wynikalo, ze zasoby powierzchni koscielnej wynosily 132 434 ha.”.
Kiedy posel Debski otrzymal taka odpowiedz, zdebial... Ale jeszcze bardziej wprowadzilo go w oslupienie dalsze tlumaczenie sie urzedników. „Ministerstwo nie bylo tez w stanie przedstawic szacunków dotyczacych kosztów poniesionych z tytulu podatku od nieruchomosci”. Pod sejmowym dokumentem podpisala sie Zofia Szpringer, kierownik Zespolu Analiz Finansowych i Budzetu Panstwa w Biurze Analiz Sejmowych.
Wychodzi wiec na to, ze koscielne dobra w Polsce sa niepoliczalne. Albo nikt tego nie pilnuje. Pytanie tylko czy polski rzad robi to swiadomie czy tez jest to blad urzedników, za który ktos powinien poniesc surowa odpowiedzialnosc...
---
Kosciol w Krakowie ma duzo wiecej ziemi niz cale panstwo Watykan
136 BISKUPÓW NIE MOZE PRZECIEZ MIESZKAC W BLOKU ..
..MUSZA MIEC PALACE, KOMISJA MAJATKOWA POROZDAWALA MAJATKI I ZIEMIE ..placimy im emerytury-oni nie placa ZUSu
.PISZ PRZEPADLO... 15 MLD PLN ROCZNIE NA UTRZYMANIE KLERU DO TEGO REMONTY SPALONYCH BADZ ZRUJNOWANYCH BUDOWLI SAKRALNYCH...ALE JAK ONI MÓWIA TRZEBA ZYC SKROMNIE...NO ICH TO NIE DOTYCZY, SA STRÓZAMI MORALNOSCI KTÓRYCH NIE DOTYCZA PRAWA BOSKIE NI LUDZKIE..
. GRATUUUUULULUJE PANI SUCHOCKIEJ ROZBIORU KRAJU
chcialbym dozyc tych czasow gdy wraca komuna i czarnym zabiera cala ziemie i nieruchomosci wyludzone po 1989 roku !!te czarne hieny tylko czekaja zeby Polske jeszcze bardziej okrasc !
gdyby "Czarni" placili podatki jak kazdy pracujacy obywatel polski to do kasy wplynelyby miliardy zl !!ale nie ta banda nie musi placic podatkow !! ta partia co zmusi tych Pasozytow i Darmozjadow do placenia podatkow otzryma moj glos !!
Na to jest jedno proste rozwiazanie. Kosciól oplacaja tylko katolicy tak jak ma to miejsce w cywilizowanych krajach. Wówczas wieksza czesc tych posiadlosci pójdzie pod mlotek bo czarne zlodzieje nie utrzymaja tego z datków swoich wiernych owieczek. Jest jeszcze jedna sprawa do rozwiazania a mianowicie oddawanie czarnym ziemi po symbolicznej zlotówce co jest powszechnie stosowane w calym kraju. Za to powinna grozic surowa kara wtedy sluzalcze bydla...ki zastanowilyby sie kilka razy nad kupczeniem polskim majatkiem
zamienilismy czerwona okupacje, na czarna teokracje.
przedtem kazdy utrzymywal komucha, teraz ma obowiazek utrzymywania plebana, a panstwo za free rozdaje nasze dobra narodowe. wspólne dziedzictwo. wszystko w rece watykanców.
tfu!
136 BISKUPÓW NIE MOZE PRZECIEZ MIESZKAC W BLOKU ..
..MUSZA MIEC PALACE, KOMISJA MAJATKOWA POROZDAWALA MAJATKI I ZIEMIE ..placimy im emerytury-oni nie placa ZUSu
.PISZ PRZEPADLO... 15 MLD PLN ROCZNIE NA UTRZYMANIE KLERU DO TEGO REMONTY SPALONYCH BADZ ZRUJNOWANYCH BUDOWLI SAKRALNYCH...ALE JAK ONI MÓWIA TRZEBA ZYC SKROMNIE...NO ICH TO NIE DOTYCZY, SA STRÓZAMI MORALNOSCI KTÓRYCH NIE DOTYCZA PRAWA BOSKIE NI LUDZKIE..
. GRATUUUUULULUJE PANI SUCHOCKIEJ ROZBIORU KRAJU
chcialbym dozyc tych czasow gdy wraca komuna i czarnym zabiera cala ziemie i nieruchomosci wyludzone po 1989 roku !!te czarne hieny tylko czekaja zeby Polske jeszcze bardziej okrasc !
gdyby "Czarni" placili podatki jak kazdy pracujacy obywatel polski to do kasy wplynelyby miliardy zl !!ale nie ta banda nie musi placic podatkow !! ta partia co zmusi tych Pasozytow i Darmozjadow do placenia podatkow otzryma moj glos !!
Na to jest jedno proste rozwiazanie. Kosciól oplacaja tylko katolicy tak jak ma to miejsce w cywilizowanych krajach. Wówczas wieksza czesc tych posiadlosci pójdzie pod mlotek bo czarne zlodzieje nie utrzymaja tego z datków swoich wiernych owieczek. Jest jeszcze jedna sprawa do rozwiazania a mianowicie oddawanie czarnym ziemi po symbolicznej zlotówce co jest powszechnie stosowane w calym kraju. Za to powinna grozic surowa kara wtedy sluzalcze bydla...ki zastanowilyby sie kilka razy nad kupczeniem polskim majatkiem
zamienilismy czerwona okupacje, na czarna teokracje.
przedtem kazdy utrzymywal komucha, teraz ma obowiazek utrzymywania plebana, a panstwo za free rozdaje nasze dobra narodowe. wspólne dziedzictwo. wszystko w rece watykanców.
tfu!
WAW zasadz mi w du...e leo12 pragnie.
---
ZGLOS SIE DO SWOJEGO PROBOSZCZA - ON CI TO ZROBI PROFESJONALNIE...
One wszystkie musza byc jakos utrzymywane. I jaki z nich pozytek?
Sredniowiecze juz dawno sie skonczylo.
One wszystkie musza byc jakos utrzymywane. I jaki z nich pozytek?
Sredniowiecze juz dawno sie skonczylo. Kazda parafia powinna miec swoja rade skaldajaca sie z ludzi swieckich z parafii . Im proboszcze powinnien zdawac sprawozdania i oni powinni kontrolowac finanse.
W sektorze gazowym istotne znaczenie dla Polski miał kontrakt na dostawy gazu syberyjskiego wydobywanego na półwyspie Jamał. Kontrakt ten okrzyknięto w Polsce „kontraktem stulecia”. Z biegiem czasu zaczął jednak budzić coraz poważniejsze wątpliwości od strony ekonomicznej, ale i politycznej.
Kontrakt zawarto 25 sierpnia 1993 roku, nadając mu bardzo uroczystą oprawę, o czym świadczył fakt obecności przy ceremonii podpisania prezydentów Lecha Wałęsy i Borysa Jelcyna. Konieczność zawarcia tego porozumienia tłumaczono szacowanym wzrostem zużycia w Polsce gazu ziemnego, który pod koniec dekady lat dziewięćdziesiątych miał wynieść jakoby do 45 miliardów metrów sześciennych rocznie. Negocjatorzy zlekceważyli przy tym ekspertyzy polskich rzeczoznawców prognozujących znacznie niższe zużycie tego surowca, a oparli się o opinię ekspertów zachodnich i rosyjskich. Dodajmy, że obecnie zużycie gazu ziemnego w Polsce ustabilizowało się i od kilku lat wynosi około 11 miliardów metrów sześciennych rocznie.
Podpisany kontrakt w wielu istotnych kwestiach pozostaje tajemnicą. Największą z nich i podstawową była cena, którą Polska płaciła za gaz. Pojawiły się wkrótce głosy, że na mocy „kontraktu stulecia” Polska zapewniła sobie „dostawy najdroższego najprawdopodobniej na świecie gazu”.
Kontrakt opierał się o zasadę „take or pay” zakładającą konieczność zapłaty dostawcy za całą zakontraktowaną ilość gazu niezależnie od tego, ile faktycznie się go wykorzystało. Zawierał także rygorystyczny zakaz reeksportu niewykorzystanego gazu na rynki państw trzecich. Później okazało się także, że Polska zrezygnowała z opłat za tranzyt gazu przez swoje terytorium do Niemiec, które szacowano na ok. 380 mln dolarów.
a kto Wam takie ***** z mózgu zrobił ???
LEWACKIE QR-fy...
dno i metr mułu.
GAWNOJEDY !!!