To właśnie on jest bohaterem drugiego planu słynnego zdjęcia, wykonanego w nocy z 4 na 5 sierpnia 1987 roku. W klinice profesora Zbigniewa Religi w Zabrzu, właśnie wtedy odbył się przeszczep serca. - To był mój mistrz. I życiowy, i zawodowy. Nie dość, że zabrakło mi kochanego dziadka, to jeszcze zabrakło mi mistrza. Więc dla mnie to podwójny brak - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Katarzyna Ludwiniak, wnuczka Tadeusza Żytkiewicza.

Reklama

Mężczyzna zmarł w poniedziałek wieczorem w domu opieki w Warszawie. Żytkiewicz jakiś czas temu miał wypadek, od tamtego momentu stan jego zdrowia pogarszał się. Przyczyną zgonu nie były jednak problemy z sercem. - Było do końca sprawne i bardzo silne. Jak mówiła nam pani doktor, w dużo lepszym stanie niż pozostała część organów. Z racji tego, że było młodsze - wyjaśniła nam Katarzyna Ludwiniak.

Historia słynnego zdjęcia i przeszczepu rozpoczęła się od listu, który Żytkiewicz napisał do prof. Religi: "Jestem nauczycielem. Mam chore serce. Proszę o pomoc". W tamtym czasach nie robiło się operacji pacjentom w tym wieku. Religa jednak zdecydował się na ten ruch. Efektem było właśnie słynne zdjęcie fotografa "National Geographic".

Otrzymało ono tytuł najlepszej fotografii w 1987 roku, a potem jedną ze stu najważniejszych fotografii w historii. Widzimy na niej salę operacyjną tuż po kilkunastogodzinnej operacji. Żytkiewicz leży wśród plątaniny kabli.
Gdy Religa żył, był w stałym kontakcie z Żytkiewiczem. - Zawsze na rocznicę transplantacji profesor otrzymywał od dziadka tyle róż, ile lat otrzymał dzięki transplantacji. Kiedy pan profesor zmarł, róże były zanoszone na cmentarz na grób pana profesora – opowiada wp.pl Karolina Ludwiniak.