Dwaj doktorzy prawa: Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński oraz magister Zbigniew Ziobro zabrali się za naprawę wymiaru sprawiedliwości. Przy czym sprowadza się ona do wymiany kadr. Nadal w całym zamieszaniu jest sporo niewiadomych. Jednak jeśli obóz władzy zachowa jednolitość oraz wygra kolejne wybory parlamentarne, to cała reszta wydaje się już bardzo prosta. Ludziom Piłsudskiego, by reedukować sędziów, nawracając ich na postawy prorządowe, acz wówczas nazywano je „propaństwowymi”, potrzeba było kilku lat. Co więcej, nie wymagało to ani nadmiernej brutalności, ani też zbyt wielkiego wysiłku.
Gniew obywateli
„Jakie są przyczyny wrzenia umysłów, w jakim znajduje się nasze społeczeństwo?” – pytał mec. Stanisław Paciorkowski na łamach miesięcznika „Droga” w kwietniu 1929 r. Przecież, dowodził, „produkcja nasza wzrasta i eksport zwiększa się i sytuacja finansowa nigdy jeszcze nie była tak pomyślna jak teraz”. Po czym dopowiadał: „Krzywdy i niesprawiedliwość są przyczyną niechęci, z których składa się brak zaufania do państwa”. Sanacyjne pismo „Droga”, redagowane przez czołowego ideologa obozu piłsudczykowskiego Adama Skwarczyńskiego, od dawna prowadziło kampanię na rzecz naprawy wymiaru sprawiedliwości w II RP. Jednak dopiero po trzech latach dzierżenia rządów przez Józefa Piłsudskiego zabrano się za to na poważnie. „Oprócz 444 prawodawców – suwerenów (posłów – red.) mamy około 3000 suwerenów sędziów” – podkreślał mecenas Paciorkowski. Wskazując, kto jest winien temu, że obywatele przestają ufać państwu.
Jednak gdy pisał te słowa, owo państwo już dobierało się do skóry „kaście suwerenów”, czym zajmował się najbardziej zaufany z prawników Marszałka Stanisław Car. To jemu Piłsudski zlecił nadzorowanie Aleksandra Meysztowicza, przedstawiciela środowisk ziemiańskich, któremu oddano tekę ministra sprawiedliwości. Także Car przygotowywał projekt nowej konstytucji, skrojonej na miarę legendy Piłsudskiego. To on dbał na co dzień, żeby tak interpretować obowiązującą ustawę zasadniczą, by wszelkie zmiany prawne następowały po myśli rządu. Wrogowie z tej racji nadali mu przezwisko – przekręcające nieco tytuł dzierżony przez Romanowów – „Jego Interpretatorskoje Wieliczestwo”. Zaś Cat-Mackiewicz pisał o Carze, iż „był to umysł elastyczny, szeroki, bystry”, dodając jednak, że „był nihilistą, dekadentem, schyłkowcem prawnym”. Nihilizm nie przeszkadzał jednak w dokładnym postrzeganiu sedna sprawy. Sanacja, chcąc radykalnie zmieniać II RP, bez oglądania się na zdanie opozycji, musiała pozyskać sędziów. Tak, aby ferując wyroki, zawsze mieli na uwadze to, czego mógłby chcieć Piłsudski lub – szerzej mówiąc – władze państwowe.