Janusz T., ps. Krakowiak, szef jednej z najniebezpieczniejszych struktur mafijnych w Polsce, za najpoważniejsze ciążące na nim zarzuty będzie odpowiadał z wolnej stopy. Jest to możliwe, bo w czerwcu Sąd Okręgowy w Katowicach wydał wyrok łączny, którym objął jego dotychczasowe skazania i zredukował do jednej kary 15 lat pozbawienia wolności. Na jej poczet zaliczył m.in. dotychczasowy pobyt w areszcie, uznał więc karę za wykonaną w całości i nakazał zwolnienie z zakładu karnego. Do ponownego rozpoznania przez katowicki sąd okręgowy skierowano m.in. zarzut dotyczący zlecenia zamachu na szefa mafii białoruskiej w Polsce. Za ten czyn „Krakowiak” oraz Marek M. ps. Oczko zostali skazani w 2016 r. przez sąd pierwszej instancji na 25 lat więzienia. Wątpliwości sądu budzą zeznania świadka koronnego, który opowiadał, że szczegóły zamachu omawiano w jednym z katowickich hoteli. W ocenie obrony takiego spotkania nie było.
– Będziemy dążyli do uniewinnienia – mówi DGP obrońca „Krakowiaka” Łukasz Nowak. – Wskażemy na liczne nieprawidłowości w gromadzeniu dowodów, które wykluczają możliwość udziału oskarżonych w zarzuconych im przestępstwach. Wielokrotnie podkreślane przez obrońców było to, że w toczącym się postępowaniu świadkowie koronni najzwyczajniej kłamią, a mają w tym swój osobisty cel związany z utrzymaniem statusu gwarantującego im bezkarność w przypadku ewentualnej odpowiedzialności karnej - dodaje.
Świadkiem koronnym w procesie Janusza T. jest m.in. Wiesław Cz. ps. Kastor, przez wiele lat prawa ręka „Krakowiaka”. W zamian za zeznania dostał obietnicę policyjnej ochrony, nowego nazwiska, legendy, nawet operacji plastycznej. Teraz pojawia się pytanie o wartość tego, co miał do powiedzenia. A zamieszanie w tej sprawie jest kolejnym przykładem kryzysu instytucji świadka koronnego. O tym, że ta instytucja wymaga zmian, przekonane jest Ministerstwo Sprawiedliwości.
– Dostrzegliśmy problem, proponując zmiany w kodeksie karnym odnoszące się do instytucji małego świadka koronnego – mówi DGP Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości. Chodzi konkretnie o art. 60 par. 3 kodeksu, który otrzymał brzmienie: „Na wniosek prokuratora sąd stosuje nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet może warunkowo zawiesić jej wykonanie w stosunku do sprawcy współdziałającego z innymi osobami w popełnieniu przestępstwa, jeżeli ujawni on wobec organu powołanego do ścigania przestępstw informacje dotyczące osób uczestniczących w popełnieniu przestępstwa oraz istotne okoliczności jego popełnienia”. Co to oznacza? – Prokurator staje się współodpowiedzialny za przywileje, które świadek może otrzymać. Chodzi o to, by ich udzielenie nie znajdowało się wyłącznie w gestii sędziego. Znający tło sprawy prokurator byłby dodatkową osobą przyglądającą się sytuacji w kwestii ewentualnych korzyści dla wymiaru sprawiedliwości.
W środowisku prawniczym słychać głosy, by pozbawić świadka koronnego prawa do odmowy zeznań (w myśl obecnego art. 182 par. 3 k.p.k., który mówi, że „prawo odmowy zeznań przysługuje także świadkowi, który w innej toczącej się sprawie jest oskarżony o współudział w przestępstwie objętym postępowaniem”). – Nie wiem, czy stawianie świadka pod ścianą jest najlepszym pomysłem, niemniej dyskusja trwa – ocenia Warchoł. Przekonuje, że nie jest również zwolennikiem zmiany złagodzenia kary dla świadka koronnego z obligatoryjnej na fakultatywną. – To byłoby pozbawieniem zębów tej instytucji.
Z badań wynika, że w 2015 r. na 151 wyroków w sprawach z udziałem świadków bądź oskarżonych korzystających z dobrodziejstwa art. 60 k.k. 146 było skazujących, a osiem oparto wyłącznie na zeznaniach takiego świadka. – Nie jest to dużo, niemniej warto, by sędziowie mieli na względzie orzecznictwo Sądu Najwyższego, gdzie wskazywano, że zeznania świadka koronnego powinny mieć potwierdzenie w innych dowodach – podkreśla minister Warchoł.
Ustawa z czerwca 1997 r. o świadku koronnym pierwotnie miała obowiązywać przez trzy lata. Następnie wydłużono okres jej obowiązywania do 1 września 2006 r. Ostatecznie stała się stałym elementem polskiego porządku prawnego.
Sędzia Barbara Piwnik uważa, że straty związane z tą ustawą przewyższą zyski. – To była kwestia przemyślana: kto zostanie wytypowany na świadka. Z tym że typowały nie tylko organy ścigania. Typował również świat przestępczy, bo dostał prosty sposób na wyeliminowanie konkurencji w swoim otoczeniu lub uniknięcie bezpośredniego zagrożenia – mówi. Przekonuje, że niedoskonałe są nie tylko przepisy, ale i ludzie, którzy je stosują. Szkolenia dla prokuratorów czy sędziów nie powinno sprowadzać się do tłumaczenia z polskiego na nasze kolejnego orzeczenia Sądu Najwyższego. Chodzi o tłumaczenie i przybliżanie otaczającej rzeczywistości, która determinuje ludzkie zachowania. Przedstawiciele organów ścigania muszą mieć świadomość, że mogą paść ofiarami manipulacji.
– Każdy prowadzący postępowanie przygotowawcze, policjant czy prokurator, musi mieć wiedzę o funkcjonowaniu świata przestępczego: kto, z kim, na jakich zasadach. A świadek koronny – świadomość, że może zostać przyłapany na kłamstwie – mówi Piwnik. Jej zdaniem doprowadzono do sytuacji, w której koronny może czuć się jak gwiazda. – Wiele razy widziałam, jak te osoby wkraczały do sądu w asyście uzbrojonych funkcjonariuszy. Rozumiem kwestie bezpieczeństwa, ale pamiętam dobrze świadka, którego ochrzczono mianem „tramwajarz”. Wszyscy wiedzieli, że na rozprawy przyjeżdżał właśnie tramwajem, przez nikogo niepilnowany. Nagle, tuż za progiem sądu, otaczali go uzbrojeni funkcjonariusze w kominiarkach. Rozpoczynał się spektakl – dodaje.
Podkreśla, że spektaklem jest też to, co przez wiele miesięcy robił najsłynniejszy świadek koronny w Polsce. Jarosław Ł., ps. Masa (wcześniej znany jako Sokołowiski). Prowadził swój profil na FB, dyskutował z dziennikarzami, przyjeżdżał na promocje swoich książek (wydał ich kilka) do miejsc publicznych jak warszawskie kino, gdzie sala była zapełniona po brzegi czytelnikami. Sam „Masa” tłumaczył, że zawsze pojawia się w kominiarce lub pozuje tyłem, a jeśli zamieszcza zdjęcia, to wyłącznie stare i już nieaktualne.
W kilku przypadkach świadek koronny został pozbawiony swojego statusu. Barbara Piwnik szczególnie zapamiętała jeden, bo mężczyzna wysłał do niej list z trudnym pytaniem (list został przekazany organom ścigania). – Był to człowiek, któremu nawet zmieniono twarz operacją plastyczną. Został jednak skazany za to, że ujawnił w świecie przestępczym informacje dotyczące planowanych działań policji i prokuratury. Pytał mnie, jak to możliwe, że jego pozbawiono statusu i skazano, ale nikt nie zbadał, skąd miałby dostęp do tajnych planów operacyjnych. Na to pytanie do dziś nie ma odpowiedzi – mówi sędzia.
Prokurator dał się podpuścić
Leszek Kardaszyński był szefem Zarządu Ochrony Świadka Koronnego CBŚP. – Na 10-lecie istnienia tej instytucji policzyłem osiągnięcia procesowe dzięki pozyskanym w ten sposób zeznaniom. Bilans był i jest jednoznacznie korzystny. Kilka tysięcy ujawnionych przestępstw, w tym zabójstw, rozbojów, kradzieży – mówi. Uczestniczył w pracach komisji sejmowej, która na stałe wprowadziła do polskiego prawa świadka koronnego. I dziś dalej przekonuje, że ta instytucja ma sens. – Dzięki niej, a także kontrolowanemu zakupowi i kontrolowanemu wręczeniu korzyści majątkowej policja może skutecznie walczyć ze strukturami mafijnymi.
Ale nawet on przekonuje, że po ponad 20 latach obowiązywania ustawy wymaga ona korekty. Przede wszystkim dlatego, że zmieniła się przestępczość. Idzie w kierunku tej gospodarczej, a zamiast krwawych porachunków na ulicach wiele spraw rozgrywa się przed ekranami komputera. – Darowanie kary skruszonemu przestępcy nie powinno być obligatoryjne, jak ma to miejsce dziś. Polska jest jednym z niewielu krajów, które zachowały takie rozwiązania. Pod koniec lat 90. miało ono swoje uzasadnienie. Ludzi w przestępczych strukturach łączyły duże zażyłości, także rodzinne. Pozyskanie człowieka bez mocnej karty przetargowej graniczyło z cudem. Jednak teraz należałoby przemyśleć fakultatywne darowanie kary. Tak jak jest to opisane w art. 60 kodeksu karnego, czyli tzw. małym świadku koronnym, gdzie sąd może zdecydować o niższej odpowiedzialności przestępcy w zamian za jego zeznania – mówi Leszek Kardaszyński.
Dziś jest blisko 110 świadków koronnych. Pod koniec lat 90. przybywało ich w ekspresowym tempie. Najwięcej spraw z ich udziałem toczyło się w Warszawie, Katowicach, Szczecinie. Na przestrzeni ostatnich lat pojawiło się jednak dosłownie kilku nowych świadków, a były lata, gdy nie objęto programem żadnej nowej osoby. – To pokazuje, że podejście do tej instytucji się zracjonalizowało – ocenia Kardaszyński. W tym czasie ponad 10 programów zostało zamkniętych, przynajmniej trzy osoby zostały tego statusu pozbawione. Przekonuje, że o kosztach funkcjonowania ustawy trudno mówić. Nie są jawne, bo pochodzą z funduszu operacyjnego policji, który jest niejawny. – Ci ludzie dostają co miesiąc pomoc finansową na poziomie średniej krajowej. Nie jest ona przydzielona raz na zawsze. Ma pomóc szczególnie w początkowym okresie, gdy świadek regularnie stawia się na wezwania sądu. Do tego dochodzi zwrot kosztów leczenia, bo taka osoba nie może korzystać z publicznej służby zdrowia. Dalej jest bezpośrednia ochrona świadka i jego rodziny, czyli pensje funkcjonariuszy czy koszty samochodów.
Zdaniem Kardaszyńskiego wielkim sukcesem jest to, że nie zginął ani jeden objęty policyjną opieką człowiek. Dla porównania Amerykanie w jednym roku stracili ich pięciu. Przestępcy trafili na ich trop i dokonali egzekucji. Chociaż w tym samym kraju jest też najwięcej programów – ponad 3 tys.
Osoba, która zostaje świadkiem koronnym, ma ok. 35–40 lat. Jak przekonuje Kardaszyński, większość swojego dorosłego życia spędziła na łamaniu prawa lub działaniach z pogranicza legalności. Dlatego ich pozyskiwaniem muszą zajmować się doświadczeni życiowo i zawodowo policjanci oraz prokuratorzy. Kardaszyński przekonuje, że ponad 60 proc. bandytów największego kalibru, którzy weszli do programu, nie wróciło już do przestępczości. I że to świadkowie koronni, o których jest głośno, robią programowi złą robotę. Ich nonszalancja budzi niesmak.
Świadek nie próżnuje
Głośnemu koronnemu celebrycie Jarosławowi Ł. ps. Masa prokurator Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Lublinie przedstawił długą listę zarzutów. Jest on podejrzany m.in. o oszustwa kredytowe na szkodę banków, udzielanie korzyści majątkowych naczelnikowi Wywiadu Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem innych osób, składanie fałszywych zeznań, płatną protekcję, przywłaszczenie pieniędzy, paserstwo towarów pochodzących z kradzieży, wyłudzenia odszkodowań komunikacyjnych z tytułu sfingowanych kolizji drogowych. W toku postępowania zarzuty usłyszało 16 podejrzanych, a sam „Masa” trafił do aresztu. Jest tam od ponad roku. – I wiele wskazuje na to, że szybko z niego nie wyjdzie, bo sprawa jest rozwojowa – słyszymy w lubelskiej prokuraturze. Rozwojowa to znaczy, że mogą pojawić się i kolejne zarzuty, i nowi podejrzani.
Na ile „Masa” twórczo wykorzystał program świadka koronnego, wodząc za nos organy ścigania i wymiar sprawiedliwości? Na ile prowadzenie podwójnego życia ułatwiło mu popełnianie zarzucanych teraz przez prokuraturę czynów? Z nieoficjalnych informacji wynika, że odpowiedzi na drugie z tych pytań mają dostarczyć prowadzone właśnie ustalenia. Ale wiadomo też, że zarzucane „Masie” czyny nie stanowią jednoznacznych przesłanek do odebrania mu statusu świadka.
Darowanie kary skruszonemu przestępcy nie powinno być obligatoryjne. Polska jest wśród nielicznych krajów, gdzie tak się dzieje