"Wspólnota zakonna jest dla niego nieodzownym wsparciem i umocnieniem w przemianie życia i dążeniu ku dobremu" – pisał do Watykanu ksiądz Tomasz Sielicki, ówczesny generał zakonu.
Jak podaje "Głos Wielkopolski" Roman B. pozostawał księdzem jeszcze kilka kolejnych lat. Został wykluczony dopiero w 2017 roku, ponad 9 lat po aresztowaniu. Wówczas, gdy sprawą interesowały się media, a sąd zajmował się pozwem jego ofiary o rekordowe odszkodowanie, które ma wypłacić zakon.
Jego ofiarą była 13-latka pochodząca z rodziny patologicznej. Zdobył zaufanie jej i jej rodziny i zabrał do innej miejscowości. Gdy dziewczyna protestowała przed tym, co jej robił, miał straszyć, że odeśle ją do rodziców alkoholików. Jak opowiadała gwałcił ją również na terenie plebanii oraz domów zakonnych.
Romana B. skazano na 8 lat więzienia, ale ostatecznie zmniejszono wyrok na 4. Okolicznością łagodzącą były zaburzenia byłego księdza. Psychiatrzy stwierdzili, że jest poczytalny, ale stwierdzili u niego ograniczoną zdolność kierowania postępowaniem. On sam przyznał się częściowo do winy, ale zeznał m.in., że nie dochodziło do pełnych stosunków.
Jak pisze "Głos Wielkopolski" w czasie odbywania kary był regularnie odwiedzany w więzieniu. Jego ofiara nie miała wsparcia ze strony Kościoła, a przez jedną z wychowawczyń w Domu Dziecka, do którego trafiła, była namawiana do wycofania zeznań.
Roman B. wyszedł na wolność w 2012 roku. Trafił do domu zakonnego w Puszczykowie pod Poznaniem, ale przez bardzo długi okres nie został wydalony z kapłaństwa i z zakonu.
"Głos Wielkopolski" dotarł do nowych faktów, z których wynika, że w 2013 roku ówczesny generał Chrystusowców wysłał pismo do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Pytał w nim o dalszy sposób postępowania ze skazanym zakonnikiem.
"W więzieniu Roman B. korzystał z kapelana, zabiegał o kontakt z przełożonymi, zawsze podporządkowywał się ich decyzjom. Prosił o możliwość pozostania w zakonie, rozpoczął proces naprawiania winy przez pokorną służbę. Obecnie posługuje w Puszczykowie starszym współbraciom i jest przez nich wysoko ceniony. Może odprawiać msze św. Przeszedł długą drogę nawrócenia, uznał winę i chciał odpokutować. Jest nadzieja, że jego postawa przyniesie oczekiwane owoce. Jego obecna sytuacja stanowi szansę dla rozwoju wiary. Wspólnota zakonna, przy wsparciu przełożonych, jest dla niego nieodzownym wsparciem w utrwalaniu przemiany i dążeniu ku dobremu" - pisał ks. Tomasz Sielicki.
Obecny rzecznik prasowy Towarzystwa Chrystusowego wyjaśnia dziennikarzom "Głosu Wielkopolskiego", że list jest z 2013 roku i "w żaden sposób nie odzwierciedla on stanowiska w tej sprawie obecnych władz zgromadzenia". - Całość dokumentacji została przesłana do Stolicy Apostolskiej i ostatecznie przez nią rozstrzygnięta w roku 2018 – wskazuje ks. Marek Grygiel.
Jak dowiedział się "Głos Wielkopolski" ksiądz pedofil Roman B. został wydalony z kapłaństwa dopiero dekretem z 19 grudnia 2017 roku, a z zakonu decyzją z czerwca 2018 roku. Dlaczego do wydalenia doszło dopiero 9 lat po jego aresztowaniu?
"Z Kodeksu Prawa Kanonicznego wynika, że to Kongregacja Nauki Wiary zajmuje się przestępstwem naruszenia przez duchownego szóstego przykazania z osobą poniżej 18 lat. Przepisy nie podają czasu trwania takiego postępowania. Kara wydalenia ze stanu duchownego w tym przypadku nie jest karą obligatoryjną. Przy czym kongregacja zwykła wymierzać w tych przypadkach właśnie takie kary. Każdy przypadek rozpatrywany jest indywidualnie z zachowaniem stosownych procedur i zgodnie z przepisami prawa kanonicznego. Nie ma czegoś takiego jak +szybki tryb+. Jest prawo, jest procedura kanoniczna, które muszą być respektowane, przecież podobnie jest też w sprawach cywilnych" - odpowiada ksiądz Grygiel.
Odwiedzanie Romana B. w areszcie nazywa "uczynkiem miłosierdzia", a o "kolejnej szansie" mówi, że "Roman B. należał wciąż do zgromadzenia, był zobowiązany ślubami zakonnymi, nie mógł sam nabywać środków i żyć poza obowiązującymi go ślubami wieczystymi, do momentu wydania ostatecznego wyroku".