Syn zmarłego przeżył szok, kiedy otworzył kopertę zaadresowaną do swojego ojca. "Jak zobaczyłem to zaproszenie, odżyły wszystkie wspomnienia" - mówi "Faktowi" Rafał Grabowski. "Kiedy mój tata umierał, nie chcieli go ratować, a teraz proponują badania nieboszczykowi. To straszne! Ten, kto wysłał to zaproszenie, jest bez serca" - mówi chłopak.

Reklama

Rafał wciąż nie może otrząsnąć się po śmierci ukochanego ojca, choć od pogrzebu minęły ponad dwa lata. W koszmarnych snach powraca dzień 4 lipca 2005 roku, kiedy nagle jego tato zasłabł, a on desperacko szukał dla niego pomocy.

Pan Andrzej pracował jako stróż na parkingu. Feralnej nocy był z nim syn. Nad ranem ojciec zasłabł. Syn natychmiast wezwał pogotowie. "Lekarka powiedziała, że to zatrucie i odjechała" - opowiada chłopak. "Z godziny na godzinę stan taty pogarszał się. Miał zawroty głowy, wymiotował, tracił przytomność" - wspomina.

Rafał wiedział, że dzieje się coś złego, bo jego ojciec nigdy nie chorował. Poprosił więc córkę właścicielki parkingu, by swoim samochodem zawiozła tatę do szpitala. Najpierw pojechali do MSWiA na ul. Ołbińską. Przerażony chłopak wbiegł na izbę przyjęć, błagając o pomoc półprzytomnego ojca - pisze "Fakt".

Reklama

"Lekarze zaczęli mnie odsyłać do ordynatora! Nikt nie chciał pomóc! W końcu odesłali mnie z kwitkiem" - opowiada Rafał. Chłopak twierdzi, że pomocy odmówił także szpital przy ul. Kamińskiego. Dlaczego? Bo skończyły się przyznane przez NFZ limity przyjęć.

Po czterech godzinach umierający mężczyzna został przyjęty do szpitala wojskowego. Na pomoc było już jednak za późno. Okazało się, że przeszedł udar mózgu. Kilka dni później umarł.

Od dwóch lat Rafał walczy o ukaranie winnych śmierci ojca. Wystąpił przeciwko NFZ do prokuratury. "Tatę zabiła urzędowa biurokracja. Nie daruję im tego" - zarzeka się syn.

Reklama

A teraz, kiedy koił ból po wielkiej stracie, znów dostał bolesny cios w samo serce. "A mnie serce aż stanęło, kiedy zobaczyłem ten papierek" - zwierza się "Faktowi" Rafał. "Pomyślałem, że to jakiś makabryczny żart. Przecież oni dobrze wiedzą, że mój tata nie żyje" - dodaje.

Jak tłumaczy się szpital? Szef szpitala MSWiA twierdzi, że to wina... systemu. "Rodzina nie informuje nas o śmierci swoich bliskich" - mówi "Faktowi" Stanisław Kobierzycki. "Faktycznie, wysłanie zaproszenia do zmarłego to duża niezręczność, ale nie mogę za nią winić żadnego ze swoich pracowników. Zaproszenia na badania wysyłamy automatycznie do wszystkich mężczyzn w przedziale wiekowym 35-55 lat, którzy znajdują się w bazie danych NFZ".

Dyrektor uważa także, że rodzinie zmarłego pacjenta nie należą się żadne przeprosiny.