p

Peter Sloterdijk*

Szansa na pokojowe współistnienie religii

W debacie religijnej trwa wielkie poruszenie. Neoateiści, bojownicy kultury i teologowie nagle zaczęli prowadzić spory jak w XIX wieku. W przypowieści o pierścieniu Lessinga (z dramatu "Natan mędrzec" - przyp. tłum.) słusznie uważanej za Kazanie na Górze okresu oświecenia widoczny jest stuprocentowy (z dzisiejszego punktu widzenia) postmodernizm autora. Przypowieść ta łączy w sobie pierwotny pluralizm, pozytywizację symulacji, praktyczne zawieszenie kwestii prawdy, cywilizujący sceptycyzm i zamianę przyczyn na skutki. To, co proponuje Lessing, zmierza prostą drogą do recepcyjno-estetycznej transformacji religii. Oznacza ona pojawienie się masowej kultury w kwestiach religijnych. W tym kontekście "Oświecenie" znaczy nic innego, jak przekonanie, że pewnego dnia elity oraz masy po przezwyciężeniu wzajemnego, historycznie uwarunkowanego wyobcowania spotkają się na gruncie wspólnego postrzegania i wartościowania. Jeżeli umiejętność zdobywania popularności stanie się kryterium prawdy, to prawdopodobne jest przeniesienie konkurencji między religiami na płaszczyznę humanitarną. Paradoksalnie monoteistyczne religie nie wypadają jednak zbyt dobrze, gdy chodzi o ocenę powszechnych gustów, jako że przegrywają pod względem kryterium skuteczności - nie potrzeba większej przenikliwości, by stwierdzić, iż między monoteizmem i niezadowoleniem na świecie istnieje wyraźna korelacja.

Reklama

Kto zagwarantuje nam, że bycie miłym Bogu jest tym samym, co wzbudzanie sympatii u ludzi? W rzeczywistości istota monoteizmu w żadnym innym aspekcie nie wyraża się tak wyraziście, jak właśnie w żarliwej gotowości do ściągania na siebie nienawiści ludzi. Lessing, zrównując beztrosko "bycie miłym Bogu" z "wzbudzaniem sympatii u ludzi", pobłądził, kierując się być może wczesnooświeceniowym optymizmem polegającym na przyjmowaniu za rzeczywistą konwergencji między interesami elit i mas, która miała wynikać z postępu.

Rzeczywisty rozwój nowoczesności ukazuje nam jednak całkowicie odmienny obraz. Pogłębiająca się w każdym kolejnym pokoleniu przepaść między kulturą wysoką i masową oraz nienawiść do kultury wysokiej (a przynajmniej podejrzliwe jej traktowanie przez masy) pokazuje w sposób coraz bardziej oczywisty, że jest to jedna z cech nowszych dziejów cywilizacji. Jeżeli wyciągnąć z tego faktu odpowiednie konsekwencje, to jasna staje się kwestia, dlaczego monoteizm będzie zmuszony pewnego dnia do wyłożenia na stół kart kultury wysokiej - a jeżeli dobrowolnie nie przyzna się do swojego elitarnego charakteru i pośrednio także do poligenicznej natury, to ryzykuje, iż zrobi to za niego ktoś inny.

Monoteizm popularny jest sprzecznością samą w sobie. Obecnie religie monoteistyczne potrzebują siebie nawzajem tak bardzo, że nie mogą się już dłużej zwalczać. Aby przejść od wrogiej koegzystencji do dialogu, muszą skreślić siebie z listy "hate providers", na której dotychczas zajmowały najważniejsze pozycje. Ten gest możliwy jest tylko pod dwoma warunkami: albo umiarkowane monoteizmy zgodzą się na wspólną politykę zagraniczną w stosunku do niemonoteizmów, albo pozbędą się, każdy oddzielnie, fanatycznego uniwersalizmu i przemienią w pozbawione euforii religie kulturowe - jak można to było zaobserwować od XVIII wieku u liberalnych Żydów, od XIX wieku w przeważającej większości Kościołów protestanckich, a od Soboru Watykańskiego II w liberalnych nurtach rzymskiego katolicyzmu. Analogiczne procesy występowały także w islamie, zwłaszcza w Turcji od 1924 roku, jak również w zachodniej diasporze, gdzie zawsze korzystniej jest występować na rzecz dialogu.

Reklama

Opcja ta nie wymaga niczego innego, jak tylko przejścia od wojującego uniwersalizmu do uniwersalizmu cywilizowanego - niewielki ruch, który zmienia jednak charakter całości. Jeżeli otwarta jest jedynie droga cywilizacyjna, to należy przypuszczać, że euforyczne kolektywy przemienią się w partie. Tym samym wracamy do przypowieści o pierścieniu w jej oryginalnej wersji. Mimo iż pierwszy sędzia u Lessinga dyskretnie wspomina o innym koledze, który wie o wiele więcej niż on sam - co pozornie wskazuje na człowieka - to postać drugiego sędziego oznacza w sposób jednoznaczny Boga. Ale o jakim Bogu jest tutaj mowa? Czy drugi sędzia w przypowieści o pierścieniu rzeczywiście miałby być jeszcze Bogiem Abrahama, który podobno był także Bogiem Mojżesza, duetu Jezus - Paweł i proroka Mahometa? W tej kwestii należy dopuścić - w dwóch kierunkach - pewne wątpliwości. W retrospektywie - jako że zrównanie El Abraham z Jahwe religii mojżeszowej, ojcem chrześcijańskiej Trójcy i Allachem Mahometa nie może być niczym innym jak tylko pobożną konwencją, a dokładniej: efektem echa pojawiającego się w pełnych rezonansu kopułach semantyki religijnej. Oraz w perspektywie: ponieważ całe dzieje religii są dowodem na to, iż także w ramach monoteistycznych tradycji późniejszy Bóg miał bardzo niewiele wspólnego z tym z czasów początkowych. Tym samym nie wiadomo, czy sądzący Bóg w momencie wydawania ostatecznego wyroku może być jeszcze sprzymierzeńcem swoich pierwszych wyznawców.

Dialogi prowadzone między religiami tylko wówczas przyniosą oczekiwane rezultaty, jeżeli w ich wyniku każda zorganizowana religia odejdzie od swojej apokaliptycznej wizji. Podczas tego procesu wyznawcy umiarkowani zauważą, że ich byli fanatycy i zwolennicy ostatecznego starcia stają się z reguły tylko przeciętnie zaangażowanymi aktywistami, u których ważniejsze od wiary są złość, resentyment, ambicja i poszukiwanie powodów do oburzenia. Sfera religijna służy tutaj wyłącznie do artykulacji uwarunkowanego socjalnie napięcia egzystencjalnego, które chce się odreagować. Tylko w bardzo nielicznych przypadkach owo napięcie da się załagodzić religijnymi reprymendami. To, co wydaje się nową kwestią religijną, jest w rzeczywistości powtórką kwestii socjalnej na poziomie globalnej biopolityki. Nie można sobie z nią poradzić ani za pomocą lepszej religii, ani też dobrych chęci - powinni wiedzieć to ci Europejczycy, którzy pamiętają nierzadko zabarwione mesjanistycznie konflikty polityczne XIX i wczesnego XX wieku. Instrumentami odpowiednimi dla obecnych czasów są: demograficzne uświadomienie oraz zaktualizowana polityka pomocy krajom najbiedniejszym, która wiedzę na temat wytwarzania i rozdziału bogactw importuje również do państw, które dotychczas były izolowane z powodu biedy, resentymentów i machlojek perwersyjnych elit. Obie te sprawy są obce monoteizmom - tak na jednym, jak i na drugim froncie te ostatnie są podejrzewane o działania kontrproduktywne.

W takiej sytuacji rozsądne religie, które przezwyciężyły swoje stadium fanatyzmu, muszą szukać przymierza z sekularnymi cywilizacjami i ich teoretycznymi zasobami w kulturoznawstwie. Tylko w takim sojuszu powstać mogą siły, których zaangażowanie i siła perswazji będą niezbędne do neutralizacji "reżyserów apokalipsy". Do tego niezbędne jest stworzenie przestrzeni symbolicznych, które wszystkim uczestnikom monoteistycznych kampanii dadzą poczucie zwycięstwa. Tylko ci, którzy nie przegrali, mogą przejść przez bramę wejściową historii, by poszukać sobie własnego miejsca w zsynchronizowanym świecie. Oni to właśnie będą gotowi przejąć odpowiedzialność za zadania, które można zrealizować tylko i wyłącznie w ramach wielkich koalicji. Globalizacja oznacza wzajemne cywilizowanie się kultur. Sąd Ostateczny przemienia się w codzienną pracę. Ewangelia staje się raportem o stanie naturalnego środowiska i protokołem dotyczącym sytuacji praw człowieka. Tym samym powracam do głównego motywu tych przemyśleń wyrastającego z etosu ogólnego kulturoznawstwa. Powtarzam go jak credo i życzę mu rozprzestrzenienia się z siłą ognia: tylko droga cywilizacyjna jest jeszcze otwarta.

© Peter Sloterdijk 2008

przeł. Viktor Grotowicz

p

*Peter Sloterdijk, ur. 1947, najważniejszy filozof niemiecki swego pokolenia, profesor filozofii na Akademii Sztuk Pięknych w Karlsruhe. Jeden z najbardziej wpływowych myślicieli europejskich. Uczeń Theodora Adorna i Maxa Horkheimera, kontynuator i zarazem krytyk zapoczątkowanej przez nich tradycji myślenia o społeczeństwie. Jego najważniejszymi dziełami są wydana w 1983 roku "Krytyka cynicznego rozumu" oraz 3-tomowy cykl "Sphären" (1998 - 2004). Oprócz tego opublikował m.in. skandalizujące "Regeln für den Menschenpark" (1999) oraz ostatnio "Gottes Eifer. Vom Kampf der drei Monotheismen" (2007). W Polsce ukazała się "Pogarda mas" (2003), przygotowywane jest też wydanie "Krytyki cynicznego rozumu". Sloterdijk wielokrotnie gościł na łamach "Europy" - ostatnio w nr 189 z 17 listopada ub.r. zamieściliśmy wywiad z nim "O trudnym dojrzewaniu do szczęścia".